Czerwona książeczka

"Wodzirej" - reż. Remigiusz Brzyk - Teatr IMKA w Warszawie

W zeszłym roku Teatr IMKA przywiózł do Katowic spektakl "O północy przybyłem do Widawy" w reżyserii Mikołaja Grabowskiego, w tym - "Wodzireja" w reżyserii Remigiusza Brzyka. Za każdym razem oczekiwania były ogromne. I zdecydowanie przerastające wartość sztuk prezentowanych na scenie Letniego Ogrodu Teatralnego. IMKA pokazuje dobre rzemiosło, stara się trzymać jaki taki poziom aktorski, jednak całościowo nie porywa i nie zachwyca, przynajmniej w ramach tego, co przedstawia na katowickim festiwalu. Niestety

„Wodzirej” Brzyka powstał w oparciu o legendarny film Feliksa Falka z 1977 roku pod tym samym tytułem. Główny bohater, Lutek Danielak (Wojciech Błach), dyplomowany, prawie czterdziestoletni aktor z wielkimi marzeniami, pracuje w firmie zajmującej się prowadzeniem imprez różnej maści. Publiczność na samym początku spektaklu przyłapuje Lutka podczas prowadzenia promocji serków i innych wyrobów mleczarskich, stając się świadkiem całkowitego upadku bohatera, który w zamian za nędzną pensję oraz poczęstunek oferowany przez gospodarza imprezy jest w stanie zrobić z siebie dowolnego idiotę, byle zapewnić rozrywkę rozentuzjazmowanej gawiedzi.

Widzimy na scenie figurę typowego losera: w życiu nic mu nie wyszło, na nic go nie stać, praca nie przynosi satysfakcji, nie ma się czym pochwalić przed znajomymi i rodziną… I w zgodzie z wymogami tego typu opowieści musi nastąpić moment zwrotny: nieznana, zawoalowana celebrytka wręcza Lutkowi czerwoną książeczkę, która ma odmienić jego los, spowodować rewolucję na miarę rewolucji kulturalnej inspirowanej przez hunwejbinów po lekturze czerwonej książeczki Mao Tse-tunga. Publikacja (uzupełniona o audiobook) zawiera zbiór przepisów, jak krok po kroku stać się „Michałem Aniołem swojego życia” i przekształcić egzystencję w zgodzie z własnymi oczekiwaniami. Danielak upatruje swojej szansy w poprowadzeniu wielkiego balu w Molochu, więc odtąd koncentruje swoje wysiłki, aby wyeliminować wodzirejów z pierwszej ligi i samemu poprowadzić imprezę. Jak potoczą się dalsze losy Danielaka, można łatwo przewidzieć: omamiony bohater, w oparach poradnikowych wskazówek, przekracza cienką granicę między ambicją i świństwem, konstrukcją i destrukcją, nadzieją na lepsze życie i totalną zagładą… W finale natomiast wkracza Fatum i Historia, które solidarnie przekreślają amerykański aksjomat o byciu kowalem własnego losu.

Podstawowy zarzut, jaki można postawić spektaklowi Brzyka, to właśnie owa przewidywalność. O ile jeszcze na początku „Wodzirej” intryguje i obiecuje opowieść z jednej strony tak bliską codziennemu doświadczeniu, z drugiej – absolutnie wyjątkową, o tyle mniej więcej w połowie czar pryska. Danielak zatraca w pewnym momencie zdolność krytycznego oceniania siebie i rzeczywistości, ergo robi straszne rzeczy, ergo zostanie ukarany. Nawet tak obiektywnie porażająca sytuacja, jak przehandlowanie ciała żony w zamian za rezygnację z prowadzenia balu, nie wywołuje odpowiedniej reakcji, gdyż brakuje napięcia, a może po prostu odpowiednich środków artystycznego wyrazu.

Akcja rozgrywa się zbyt leniwie, zdecydowanie nie ma odpowiedniego tempa, a niektóre sceny należałoby potraktować reżyserskimi nożyczkami, ponieważ są zwyczajnie przegadane. Spektakl zyskałby również na wartości, gdyby wyrugować z niego niby dowcipne odwołania do ościennych miast, co zapewne miało pełnić funkcję przypodobania się katowickiej publiczności poprzez wprowadzenie lokalnego kontekstu.

Co nie zmienia faktu, że trafiają się prawdziwe perełki. Myślę tutaj o monologu Danielaka, który można by zatytułować „Ćwicz, Ula, ćwicz!”, gdzie bohater wygłasza swoją nową filozofię życiową. Dobrze została pomyślana scena pisania donosu na kolegę Myśliwca, połączone z rozsypywaniem w amoku ścinków papierów – absurd goni absurd, w doskonale krzywym zwierciadle widać, do czego zdolny jest człowiek opętany zawiścią oraz chęcią odwetu za niepowodzenia.

Trzeba również przyznać, że aktorzy występujący w spektaklu stanęli na wysokości zadania. Grają z dużą pewnością siebie, co chwilę zrzucając jedną kreację i zastępując ją inną, równie wyrazistą (szczególnie wyrazy uznania należą się Piotrowi Żurawskiemu oraz Sebastianowi Pawlakowi). Jasną stronę „Wodzireja” stanowi pomysłowa scenografia autorstwa Anny Marii Karczmarskiej – początkowo sztuka rozgrywa się za zasłoną z folii bąbelkowej, później na scenie pojawia się mnóstwo sugestywnych rekwizytów, dzięki którym udaje się osiągnąć pewną skrótowość i kondensację przekazu.

Spektakle traktujące o bolączkach współczesnego człowieka - propagandzie sukcesu, niemożliwości odnalezienia się w zwariowanym świecie, samotności, projektowaniu swojego życia pod dyktat dobrych rad ludzi, którzy wszystko wiedzą lepiej – niewątpliwie są potrzebne, jeśli teatr ma być miejscem sublimacji codziennych doświadczeń. Jednak podejmowanie takiej tematyki rodzi również zagrożenie, polegające na popadnięciu w zbytni schematyzm i ogólniki. Niestety, Remigiusz Brzyk wpadł w tę pułapkę, choć założenia niewątpliwie były trafne. Jego „Wodzirej” pokazał, że nie wystarczy dekonstrukcja klasycznego filmu sprzed lat oraz opowiedzenie go na nowo w uwspółcześnionych dekoracjach.

Monika Adamczyk
Dziennik Teatralny Katowice
25 lipca 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...