Czerwone buty Marka Antoniusza

"Juliusz Cezar" - Remigiusz Brzyk - Teatr Polski we Wrocławiu

Opowiadać historie można na wiele sposobów - nawet te powszechnie znane. W teatrze, który dysponuje całym arsenałem środków wizualnych, z których każdy potencjalnie niesie ze sobą znaczenie, otwierają się nowe drogi do nadania dobrze znanym historiom nowych sensów. Remigiusz Brzyk umiejętnie wykorzystał właściwości materii teatru, którą nasycić można znaczeniami nie zawartymi bezpośrednio w tekście dramatu.

Szczególnie interesującym elementem spektaklu jest scenografia tworząca świat bez granic, pozwalający wyjść daleko poza ramy teatralnej przestrzeni. Opowiadana historia nie jest bowiem czymś, co dzieje się tu i teraz, ale zdarzyć się może zawsze i wszędzie i - co gorsza - zdarza się każdego dnia. Scenografia jest elementem, w którym zogniskowana została treść – zarówno ta tkwiąca w dramacie Szekspira, jak i ta przepuszczona przez umysł i twórczy filtr reżysera. Rzadko możemy oglądać tak dopracowany i spójny obraz, na który składają się kolejne elementy układanki.

Na początku spektaklu naszym oczom ukazuje się podłoga zastawiona drewnianymi skrzyniami wypełnionymi szczelnie przylegającymi do siebie numerami gazet. W każdej z nich z pewnością można przeczytać historie taka jak ta - o obłudzie, zdradzie, fałszywych przyjaciołach i dwulicowych poplecznikach. Po obu stronach sceny zawieszone zostały skierowane w naszą stronę dwa olbrzymie ekrany. Tył sceny tworzy ściana, która niedługo potem uniesie się w górę. W tym samym momencie okaże się, że wcale nie siedzimy na widowni, przodem do sceny, lecz, że znajdujemy się na scenie, a naszym oczom ukazuje się teatralna widownia. To ona jest zasadniczym miejscem akcji - tam spacerują i spiskują przeciw Cezarowi senatorowie. My jesteśmy na scenie, scena na widowni - miejscem akcji tego dramatu może być bowiem każdy punkt w teatrze i na świecie.

Aktorzy przemawiają do widowni właściwej, czyli tyłem do nas, jednak możemy ich oglądać na wspomnianych ekranach. Na nich także widzimy zdarzenia rozgrywające się w przestrzeniach, do których nie sięga nasz wzrok - w foyer, na teatralnych korytarzach, a nawet przed budynkiem teatru. Docieramy do pomieszczenia, w którym para przedstawicieli prostego ludu ogląda w telewizorze wystąpienia kolejnych polityków, dając wiarę ich słowom - w szczególności tym wypowiadanym w populistycznym, pełnym emocji stylu. W tym względzie nic się bowiem nie zmieniło i nie zmieni.

Marek Antoniusz (Michał Majnicz) - stronnik Cezara, który wygłasza podczas jego pogrzebu dramatyczną przemową, przynosi przed oczy spiskowców zakrwawiony płaszcz-togę, czyli symbol haniebnego postępku. Sam ubrany jest w czerń, a czerwona koszula i czerwone buty zdają się zapowiadać krwawa drogę. Dowódca o tak wysokich kwalifikacjach wojskowych najlepiej wie, że krew, po której przychodzi człowiekowi stąpać na polu bitwy prędzej czy później zostanie utoczona także z jego własnej piersi.

Oglądane postaci nie rozmawiają ze sobą - one się wzajemnie informują, przekazują sobie komunikaty. Ten kto - jak Marek Antoniusz - bije się z myślami, w obliczu konieczności podjęcia decyzji, zostaje sam. Pozostawiony z własnymi rozterkami nie znajdzie zrozumienia w żadnym z otaczających go ludzi. Brutus (Wojciech Ziemiański), najgorszy i najbardziej dwulicowy ze spiskowców, wypisując słowo “demokracja” na ekranie, na którym oglądamy przemówienie Cezara (nieme zresztą, gesty mówią bowiem same za siebie, a wypowiadane słowa pozostaną wypowiedziami tyrana) skontrastował je z oglądanym obrazem. Ironicznego wydźwięku tego zabiegu nie trzeba nikomu tłumaczyć. W demokracji byty indywidualne rozmywają się w woli niewiele pojmującego ogółu.

Pomimo wielu udanych zabiegów inscenizacyjnych i niewątpliwych walorów wizualnych pewnych scen (bardzo umiejętna gra bieli i czerwieni, którą obserwujemy m.in. w scenie picia wina przez spiskowców) zabrakło w spektaklu jakiegoś wewnętrznego napięcia. Być może wpłynęły na to częste zmiany miejsca akcji, być może za dużo było pracy nad zewnętrzną warstwą spektaklu, za mało natomiast życia wewnętrznego. Zdynamizowanie akcji również wpłynęłoby dodatnio na odbiór, wiele z wypowiadanych kwestii powiela się wzajemnie informując nas o tym, co już dobrze wiemy. Jedno jest pewne - jest to spektakl z pomysłem, któremu zabrakło mocy zagarniania naszych dusz i umysłów. I tak czasem w teatrze bywa.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Opole
24 listopada 2008

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia