Człowiek, którego życie do końca było tajemnicą

Zbigniew Zapasiewicz

Wczoraj w Warszawie zmarł Zbigniew Zapasiewicz - jeden z najwybitniejszych aktorów oraz ceniony pedagog. Artysta o silnej osobowości i charyzmie, który z teatrem i filmem był związany przez 53 lata.

- Człowiek zamknięty ma większą konieczność wypowiedzenia się. Natomiast człowiek otwarty na świat, wesoły, bawidamek nie ma żadnej tajemnicy – mówił Zbigniew Zapasiewicz. 

Wielokrotnie przyznawał, że wybrał karierę aktorską, by móc łatwiej komunikować się z ludźmi. Wrodzona skrytość i nieśmiałość utrudniała mu bowiem kontakty z nimi. Związek na całe życie, jaki zawarł z teatrem i filmem, pomagał mu nie tylko przełamywać lody, ale też ostrzej widzieć motywacje, jakimi ludzie kierują się w życiu. 

Zapewne właśnie dlatego większość jego scenicznych i ekranowych kreacji wyróżnia się wielką psychologiczną prawdą. Często dotkliwie bolesną, bo obnażającą najpodlejsze ludzkie instynkty. Taki – bezkompromisowy i odważny w budowaniu postaci – był Zbigniew Zapasiewicz w roli przemysłowca Kesslera z „Ziemi obiecanej” Andrzeja Wajdy (1975 r.). 

Bezwzględny i nie uznający żadnych norm moralnych. Taki też był docent Jakub Szelestowski w „Barwach ochronnych” Krzysztofa Zanussiego (1977 r.). Postać, którą wówczas stworzył odbijała jak w zwierciadle konformizm i spodlenie polskiej elity intelektualnej, cynizm i demoralizację społeczeństwa, które tłamsi jednostki wartościowe i uczciwe. Demoniczny docent Zapasiewicza okazał się z perspektywy czasu jedną z najważniejszych postaci w dziejach polskiej kinematografii. 

W innym znakomitym filmie – „Bez znieczulenia” Andrzeja Wajdy (1978 r.) – bohater Zapasiewicza znajdował się po drugiej stronie. Stronie niszczonych i eliminowanych idealistów idących pod prąd nie z nadmuchanego bohaterstwa, a z powodu zasad, jakimi kieruje się w życiu porządny człowiek.

Role filmowe i teatralne Zbigniewa Zapasiewicza świadczą o jego bogatym warsztacie aktorskim. Potrafił tworzyć postaci wielowymiarowe, pełne zaskakujących niuansów. Jego Wiktor Lewen z „Matki królów” Janusza Zaorskiego (1987 r.) – komunista ideowiec – wymyka się łatwym osądom. 

Podobnie sceptyczny profesor Berg z „Życia jako śmiertelnej choroby przenoszonej drogą płciową” Zanussiego (2000 r.) i ambasador Leszczyński z „Persona non grata” tego samego reżysera (2005 r.). Wszędzie tam, gdzie w scenariuszu czaiły się mielizny jednowymiarowości, Zapasiewicz potrafił z nich wybrnąć. 

Nie mizdrzył się do widza nawet w rolach komediowych, w których najprościej o zgrywę i pójście na łatwiznę. Dla wielu pozostanie najdoskonalszym Hrabią z „Pana Tadeusza” (w inscenizacji dla Teatru Telewizji Adama Hanuszkiewicza) – pełnym finezji i lekkości. I wspaniałym wcieleniem Pana Cogito z wierszy Zbigniewa Herberta. Podobnie jak on wiedział, że straszna może być tylko samotność. I że bywa ona często udziałem właśnie aktorów. Zwłaszcza tych, którzy nazbyt serio traktują swój zawód – jako posłannictwo i misję. Miał rację, utyskując, że w dzisiejszym świecie to właśnie oni stali się „znajomymi typkami, którzy zawsze grają to samo”. 

Był aktorem o silnej i niepowtarzalnej osobowości, charyzmatycznym „Zapasem” i zawodowcem, który w ciągu pół wieku scenicznej kariery opuścił tylko cztery dni pracy.

Anna Kilian
Zycie Warszawy
15 lipca 2009

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia