Czy AI zacznie ograniczać naszą artystyczną wolność?

Rozmowa z Jackiem Malinowskim

- Tak jak wspomniałem, żyjemy w niespokojnych czasach. Kilka miesięcy temu żartowaliśmy sobie w teatrze o tym co może nas spotkać w 2023 po kilku latach niespodzianek... i już mamy tego przedsmak. Mam na myśli sztuczną inteligencję. Nie bagatelizowałbym sprawy AI. Jako twórcy wydaje mi się, że jest to coś, do czego powinniśmy bardzo ostrożnie podchodzić. Jako dyrektor podam przykład: z ekonomicznego punktu widzenia, dzięki AI można wygenerować przy mniejszych nakładach bardzo ciekawe plakaty. Tu pojawia się pytanie: co się stanie z artystą, który teraz tworzy takie plakaty?

Z dr hab. Jackiem Malinowskim – dyrektorem Białostockiego Teatru Lalek, reżyserem i scenarzystą oraz profesorem Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, Filii w Białymstoku - rozmawia Jakub Sosnowski z Dziennika Teatralnego.

Jakub Sosnowski: Właśnie zakończył się 5. międzynarodowy festiwal teatrów lalek dla dorosłych „Metamorfozy Lalek". Dlaczego „metamorfozy"?

Jacek Malinowski - Metamorfoza, czyli przemiana. Chcemy pokazywać teatr ożywionej formy, który jest w nieustannym ruchu, który wciąż zaskakuje swoją różnorodnością zarówno w przestrzeni lokalnej, krajowej jak i globalnej.

To znaczy?

- Wszystkie tendencje teatralne ścierają się ze sobą. Często obserwujemy to właśnie na festiwalach. Inspirujemy się wzajemnie, odkrywając coś nowego lub to, co zostało przez nas zapomniane czy też wyparte. Mam nadzieję, że minione pięć edycji festiwalu „Metamorfozy Lalek" było impulsem dla wielu artystów i widzów do zmian postrzegania teatru lalek, teatru ożywionej formy.

Na przykład jakie?

- A na przykład takie, iż będziemy się leczyć z kompleksu teatru lalek jako sztuki dedykowanej jedynie dzieciom. Staramy się uciec z tej pułapki językowej – przecież „lalka" kojarzona jest z dziecięcą zabawką. A przecież może być ona jakże istotnym elementem opowieści kierowanej do dorosłego odbiorcy.

Co różni obecną edycję festiwalu od poprzednich?

- Czwarta była bardzo oryginalna, bo odbywała się w trakcie pandemii. Rozbiliśmy ją na kilka części, by było bezpiecznie. Piątą zorganizowaliśmy już po pandemii. Niosące się w spektaklach sensy są bezpośrednio lub pośrednio związane z naszymi doświadczeniami zagrożeń oraz akcentują wolność na różnych poziomach – tym dosłownym i metaforycznym. Myślę, że od początku 2020 roku żyjemy w bardzo niespokojnych czasach i to wszystko było widoczne w spektaklach wystawianych w ramach naszego festiwalu.

Tak pandemia, wojna.

- Plus tendencje na świecie, które na różnych poziomach próbują zawłaszczyć sobie indywidulaną wolność człowieka. Nawet to, co się dzieje a propos sztucznej inteligencji. Moim zdaniem, to mały zamach na człowieka i jego wolność twórczą. Myślę, że to właśnie odróżnia tę edycję od pozostałych. Mieliśmy również kontekst jubileuszu Białostockiego Teatru Lalek. To także warunkuje inny poziom narracji.

Cofnijmy się do pierwszej edycji festiwalu. Jakiej rady udzieliłby Pan sobie, mając obecne doświadczenie?

- Zawsze towarzyszy mi dylemat w kontekście puli darmowych wejściówek na festiwal. Z jednej strony, wydaje mi się, że jest bardzo dobra promocja teatru, która odbywa się co dwa lata. Z drugiej strony, mam obawę czy społeczeństwo wychowane przez lata w konsumpcjonizmie nie zacznie tratować ów promocji teatru na znanej z supermarketów zasadzie.

Dostaną wszystko za darmo, a więc tak bardzo nie docenią pracy artystów oraz organizatorów?

- Dokładnie. Przecież my bardzo cieżko pracujemy. To jest ogromny wysiłek moich koleżanek i kolegów, którzy pojawiają się na scenie oraz ludzi czuwających nad organizacją festiwalu. Argument za taką koncepcją jest taki, że robimy to za publiczne pieniądze, z podatków, które płacą właśnie nasi widzowie. Więc takie podejście ma sens. Wracając jeszcze do Pana pytania...Na pewno podszepnąłbym sobie, by wprowadzić już od pierwszej edycji nagrodę publiczności.

Wspomniał Pan, że tematyka spektakli to pandemia, wojna, co jeszcze?

- W każdym spektaklu odbijała się kondycja człowieka. Widzieliśmy, jak wychodzi on z tej pandemii – obolały fizycznie i duchowo, ze starymi oraz nowymi lękami.

Czy w dobie Netflix'a, YouTube'a, wulgarnych standupów organizacja festiwalu ma sens?

- Odpowiedź kryje się w zachowaniu widowni. Oklaski, cieple słowa, które padły w kierunku artystów świadczą o tym, że ma ogromny sens. Co więcej, myślę, że skoro jesteśmy zalani kulturą niską, można powiedzieć „niskich popędów", organizacja takiego festiwalu ma głębszy sens. Takie festiwale pozwalają nam na to by nie zatopić się w kulturze masowej, którą jesteśmy karmieni od ładnych 25 lat. Jej efekty, które widać gołym okiem, mówią same za siebie – jesteśmy społeczeństwem konsumpcyjnym. Pracując w szkole artystycznej widzę jacy ludzie przyjeżdżają na egzaminy, jakie mają oczekiwania... Momentami owo podejście przypomina to, wcześniej wspominane, rodem z hipermarketu...I nie jest to wina tych młodych ludzi a raczej otoczenia, w którym dorastali...

Zatem kto idzie teraz do szkoły teatralnej?

- W grupie osób, które startują do szkół artystycznych jest wielu wrażliwych i utalentowanych młodych ludzi. Jednak kultura masowa, która zdominowała nasz krajobraz, wywołuje w wielu określone reakcje. To znaczy, chcą być sławni...na dzień dobry. A tak się raczej nie da. Należy ciężko pracować i oczywiście mieć talent. A to nie zdarza się u każdego na takim samym poziomie... Teraz, w dobie Facebooka i Tik Toka, młodzi ludzie oczekują od uczelni takiej sławy za samo studiowanie. Myślę, że jest w nich ogromne napięcie...Kibicuję im bardzo ale też w jakimś sensie współczuję tego cywilizacyjnego wewnętrznego napięcia...

Czy w takim przypadku tworzycie zmianę kryteriów oceny studenta?

- To się odbywa non stop. Cały czas grono pedagogiczne dokonuje refleksji i stara się reagować na to , co nas spotyka. Analizujemy potrzeby kandydatów, osób już studiujących na naszej uczelni, a nawet absolwentów. Można śmiało powiedzieć, że każdy z roczników jest jakąś inną planetą, którą trzeba odkryć, w jakiś sposób oswoić oraz przekazać swoją wiedzę i doświadczenie.

Czy studenci szkół teatralnych pracują tylko jako lalkarze?

- Wydaje mi się, że świat jest teraz tak polifoniczny, że po szkole artystycznej można mieć wiele pomysłów na siebie. Oczywiście nasz system teatralny jest tak zbudowany, że mamy masę teatrów instytucjonalnych, co jest ewenementem w Europie. Mam na myśli to, że w każdym większym mieście znajdziemy teatr dramatyczny oraz lalkowy. To jest nasz wielki kapitał. Niestety, młodzi absolwenci niekoniecznie muszą znaleźć pracę w teatrze instytucji. Jednak doskonale sobie z tym radzą: zakładają grupy prywatne, niezależne, pracują w reklamie oraz innych dziedzinach kultury.

Jaka jest Pana ulubiona książka?

- „Gra szklanych paciorków" Hermanna Hessego. Bardzo ją lubię. Powieść buduje pewien rodzaj konceptu na bycie w świecie, na komunikację intelektualną.

A co Pan teraz czyta?

- Teksty związane z moją pracą. Oprócz wielu dokumentów, czytam też wiele tekstów, które do nas docierają. Ostatnio rzadko mi się zdarza czytać dla przyjemności, ale staram się nad tym pracować. Ostatnio sięgnąłem po książki Doroty Kotas. Związane to było z monodramem „Pustostany", który został oparty na jej publikacji i który można zobaczyć w naszym teatrze. Byłem bardzo ciekaw innych tekstów tej młodej i utalentowanej autorki.

Ulubieni wykonawcy muzyczni?

- Jest ich wielu. Jest kilka grup, zwłaszcza hipisowskich, takich jak The Doors czy Pink Floyd...Frank Zappa... Słucham też dużo jazzu – np. Coltrane'a, Stern'a, Możdzera...i wielu innych.

Jeśli współczesny teatr przestałby istnieć to...?

- To chyba wyleciałbym na Marsa, poszukać nowego teatru. Mówię to optymistycznie, bo trzeba wszędzie szukać teatru. Nie wierzę, że przestanie istnieć, bo jest zapisany nawet w naszej życiowej rutynie, na przykład codziennych rytuałach. Stąd ciężko jest mi wyobrazić świat bez teatru, który przecież sami w jakimś wymiarze tworzymy każdego dnia.

Jak postrzega Pan przyszłość teatru w Polsce?

- Jesteśmy w wyjątkowym momencie. Każdy kryzys widoczny w społeczeństwie, ma ujście w twórczości artystów. A tych po 2020 roku mamy całkiem sporo. Samemu teatrowi jest to na rękę. W niedalekiej przyszłości pojawią się zapewne bardzo ważni twórcy, którzy przepracują traumy i będą tworzyć dzieła. To jest w jakimś sensie bardzo optymistyczne. Mniej optymistycznie wygląda to, co dzieje się wokół nas pod względem ekonomicznym. Obawiam się, że obecna sytuacja może wywołać efekt kuli śnieżnej. Mniej środków finansowych na dotacje Teatrów i mniej środków w kieszeni obywatela równa się mniejsze wsparcie i zarobki artystów, ludzi kultury. To wynika z psychologii humanistycznej – patrz piramida potrzeb, w której Maslow wskazał, że najpierw zapewniamy sobie potrzeby biologiczne, a później wyższe.

Czy współczesny teatr powinien bać się nowych technologii?

- Myślę, że nie. Teatr stara się przetworzyć to co nowe. Zapewne, jeden twórca pójdzie za daleko, pomyli się, ale za to drugi, wyciągając wnioski, stworzy coś ciekawego. Jednym ze spektakli, który znalazł się w programie festiwalu jest „Partycja, królowa sieci" zrealizowana przez Michała Walczaka. Myślę, że wykorzystuje on bardzo mocno nowe technologie. Jednak nadal to jest teatr. Choć jak zawsze...mogą zdarzyć się wyjątki...

A wyjątek?

- Tak jak wspomniałem, żyjemy w niespokojnych czasach. Kilka miesięcy temu żartowaliśmy sobie w teatrze o tym co może nas spotkać w 2023 po kilku latach niespodzianek... i już mamy tego przedsmak. Mam na myśli sztuczną inteligencję. Nie bagatelizowałbym sprawy AI. Jako twórcy wydaje mi się, że jest to coś, do czego powinniśmy bardzo ostrożnie podchodzić. Jako dyrektor podam przykład: z ekonomicznego punktu widzenia, dzięki AI można wygenerować przy mniejszych nakładach bardzo ciekawe plakaty. Tu pojawia się pytanie: co się stanie z artystą, który teraz tworzy takie plakaty? Ja osobiście nie chciałbym rezygnować ze współpracy z owymi twórcami, ale może pojawić się wiele instytucji, które właśnie to zrobią.

Rozwiązanie, by tego uniknąć: trzeba być ostrożnym i kreatywnym w jednym.

- Dokładnie. Nie należy rezygnować, trzeba wykorzystywać nowe technologie w racjonalny sposób.

Co zobaczymy w przyszłym sezonie w Białostockim Teatrze Lalek?

- Mogę zdradzić tylko to, co zobaczymy jesienią, bo jeszcze nie mamy zatwierdzonego planu finansowego na przyszły rok. Już teraz zaczynamy próby do spektaklu „Przemiana" Kafki. Realizatorami są artyści z grupy Malabar Hotel – Marcin Bartnikowski oraz Marcin Bikowski. Będzie to spektakl lalkowy, wykorzystujący różne formy. Premiera na przełomie września i października. W dalszym planie mamy realizację związaną z programem EU „Connect Up". Unijny program pomoże nam również w stworzeniu dwóch stanowisk mediatora teatralnego. Na przykład, gdy będziemy mieli pomysł na spektakl, to takie osoby będą odpowiedzialne za dialog z dziećmi, młodzieżą, w procesie jego powstawania aby zawrzeć w jego treści autentyczne problemy odbiorców. Planujemy w tym projekcie spektakl w kontekście obchodów rocznicy powstania w białostockim getcie.

Planują Państwo zrealizować go w miejskiej przestrzeni?

- To będzie bardzo mobilny spektakl. Planujemy go pokazywać w całej Europie. Roboczy tytuł „GPS" nawiązuje do lokalizacji, ale też jest skrótem: „getto pod stopami". Cieszę się, że władze Białegostoku chcą upamiętnić tę rocznicę, a my możemy włączyć się w to od strony artystycznej. Jestem również zadowolony, że ten spektakl trafi do dzieci i młodzieży, której przekaże określoną wiedzę, dotknie tematu naszej tożsamości oraz kultury.

Na jakich festiwalach zobaczymy niebawem BTL?

- Na pewno jedziemy do Portugalii z monodramem Błażeja Piotrowskiego „Historia księcia H.". Jedziemy też z nim do Kalisza na festiwalu monodramów. Pojawimy się niebawem w Bułgarii ze spektaklem "Virginia Wolf", w Opolu z „Symulatorem". Ostatni z wymienionych zobaczą wkrótce widzowie w ośmiu miastach, do których jedziemy w ramach programu „Teatr Polska". Przymierzamy się też do prezentacji spektaklu „Z Głową Byka" w ramach warszawskiego Festiwalu Korczak.

Dziękujemy za rozmowę i życzymy samych sukcesów!

- Dziękuję.

__

Jacek Malinowski - reżyser i scenarzysta, profesor, prodziekan Wydziału Sztuki Lalkarskiej Akademii Teatralnej, dyrektor Białostockiego Teatru Lalek, pomysłodawca i organizator festiwali teatralnych, m.in.: „Metamorfozy Lalek" w Białymstoku, wiceprezydent Polskiego Ośrodka Lalkarstwa POLUNIMA.

Jakub Sosnowski
Dziennik Teatralny Białystok
1 lipca 2023

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...