Czy coś się zmieniło?

"Biała bluzka" - reż. Magda Umer - Och-Teatr w Warszawie

Dzisiaj, spoglądając wstecz, życie wydaje się lepsze. Nie ma kartek, nie ma kolejek, stempelków też, tak jakby, ubyło. Świat bardziej rażący, buchający zewsząd barwami, zaciera szarości z czasów PRL-u. Jaskrawość nie przysłoni jednak tego, co uniwersalne. Problemy są ciągle podobne. Właśnie dlatego, kultowa „Biała bluzka" nadal jest na scenie i nieustannie budzi ogromne emocje. Krystyna Janda pełni rolę lustra, utwór Agnieszki Osieckiej stanowi wszechstronne tło bytu.

Popularny przed laty spektakl, w reżyserii Magdaleny Umer, wznowiony w 2010 roku, przez Och-Teatr, ponownie święci triumfy na polskiej scenie teatralnej. Dlaczego? Historia przecież wcale się nie powtarza, czasy PRL-u są już tylko wspomnieniem, codzienność odbiega daleko, od tego, co minione. Obecnie nie jesteśmy poddawani bezpośredniej inwigilacji, możemy funkcjonować jako niezależna jednostka, granice są otwarte, nie wpisujemy się na listy kolejkowe, nie istnieją komitety, w większości instytucji witani jesteśmy z uśmiechem i życzliwością, zakupy stanowią formę rozrywki, a wszystko załatwić możemy nie ruszając się z domu. Skąd zatem popularność utworu, który wtedy był odzwierciedleniem życia wielu osób? Dawniej młodzi ludzie utożsamiali się z bohaterką, ponieważ opowieść była wyrazem ich codzienności. Analogicznie do bohaterki, nie byli rewolucjonistami, opozycjonistami, ale zwykłymi ludźmi, którzy mieli po prostu dość otaczającego ich świata. W tym miejscu znajdujemy odpowiedź na postawione pytanie. Choć system się zmienił, wciąż pozostawia wiele do życzenia. Mało kto jest obecnie zadowolony z otaczającej nas rzeczywistości. Nadal nieustannie dochodzi do konfrontacji odmiennych spojrzeń na świat z normami społecznymi, stereotypami i opinią społeczną. Dlatego dla jednych spektakl może być swoistym wspomnieniem, dla innych muśnięciem historii i zanurzeniem się w trudach czasu minionego, ale chyba dla wszystkich pozostaje, przede wszystkim, uniwersalnym obrazem walki z rzeczywistością.

„Biała Bluzka" napisana przez Agnieszkę Osiecką opowiada o zmaganiach kobiety w czasach stanu wojennego – zmaganiach zarówno ze światem, jak i z samą sobą i swoimi przemyśleniami. Bohaterka - Elżbieta, współcześnie ikona owego okresu, jest osobą półtragiczną, półzabawną, ironiczną, beztroską, chwilami szaloną, a przede wszystkim bezradną. Posiada cechy wariatki, z pewnymi nawykami i obsesjami. Uwikłana dodatkowo w nieszczęśliwą miłość, całkowicie przeciwstawia się zastanej rzeczywistości. Nie jest pomnikową dziewczyną, nie zakłada białej bluzki, symbolu dostosowania - jest wulkanem emocji, kołowrotkiem uczuć. Kreacja nie należy do łatwych, jednak obsadzona w owej roli Krystyna Janda, stanowi wręcz jej dopełnienie. Monodram, który prowadzi stanowi kunszt prawdziwego aktorstwa na najwyższym poziomie – jest fenomenalna. Oddaje publiczności siebie i swoje doświadczenia. Dziś prowadząc postać jako dojrzała kobieta, nadaje bohaterce dodatkowo nowych cech – siły, odwagi oraz nieokiełznanej kobiecości.

Spektakl stanowi zapis rozmowy Elżbiety z samą sobą – ze swoim wewnętrznym głosem, który pełni rolę zdrowego rozsądku, przypominającym kobiecie, w chwilach załamania, o jej prawdziwym „ja". Tłem jest PRL-owska Polska z górującym nad stolicą gmachem Pałacu Kultury. Na scenie stoi jedynie czarny fotel, na którym bohaterka obraca się figlarnie, nakreślając błędne koło wszelkich konwencji. Dramat jej życia polega na całkowitym niezrozumieniu postępujących zmian oraz niechęci do brutalnych praw, które funkcjonują w nieprzystosowanym dla niej świecie. Elżbieta jest kobietą z krwi i kości, która pod żadnym względem nie uległa uniformizacji. Posiada fantazje i chęć do lepszego, beztroskiego życia. Jej tragizm polega na niemocy. Janda obnaża postać ze wszelkich bolączek, pociągu do alkoholu, naiwności, niewiedzy i lekkoduszności, by na końcu wybronić ją i ukazać jej wrażliwość, człowieczeństwo i czystość duszy. Nie wyobrażam sobie innej osoby w tej roli. Reżyserka Magda Umer, decydując się na inscenizację utworu Agnieszki Osieckiej, także od samego początku brała pod uwagę jedynie Krystynę Jandę. To ona tworzy ten spektakl, umiejętnie wydobywając magiczną aurę tekstu poetki.

W spektaklu publiczność odnajdzie całą paletę emocji: radość, humor, dystans, ironię, sarkazm, śmiech, bunt, a także żal, smutek, nostalgię, niepewność oraz ból. Idąc krokami Elżbiety, można zatopić się w minionym świecie. Jest to swoista lekcja historii dla osób młodszych, jak i morze wspomnień dla tych, którzy pamiętają owe realia z własnych doświadczeń. Przede wszystkim tym, co się nasuwa na myśl, po obejrzeniu dzieła, jest ogromne zapotrzebowanie na taką sztukę. Na powroty, na przypomnienie, na zaznaczenie i podkreślenie tego, co minione, a także na zderzenie owego świata z naszą rzeczywistością.

Katarzyna Majewska
Dziennik Teatralny Opole
27 stycznia 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia