Czy Jezus ma szansę?

8. Festiwal Teatrów Europy Środkowej Sąsiedzi

Z wysokiego pułapu rozpoczął się w czwartek tegoroczny VIII Festiwal Teatrów Europy Środkowej "Sąsiedzi". A pisząc o owym pułapie mam na myśli zarówno poziom artystyczny prezentowanych pierwszego dnia spektakli, jak też ich intelektualny przekaz

Zaczęliśmy od monodramu "Ojciec Bóg" z warszawskiego Teatru Polonia w znakomitym wykonaniu Marcina Perchucia. Realizacji niecodziennej (premiera na Facebooku - sic!), niezwykłej nawet; w jednej z recenzji okrzykniętej wręcz spektaklem, który "zmienia polski teatr". Co akurat - przy całym uznaniu dla przedstawienia - uważam za sporą przesadę. "Ojciec Bóg" z pewnością polski teatr wzbogaca i uatrakcyjnia, ale z uznawaniem go za wydarzenie przełomowe czy zgoła rewolucyjne byłbym jednak ostrożny.

Spektakl podejmuje temat stosunkowo mało obecny na polskich scenach - problem ojcostwa.

Opowiada o tym, co się dzieje z mężczyzną, kiedy rodzi mu się dziecko. Pokazuje relacje, w jakie wchodzi w tym szczególnym momencie. Kształtowanie się roli ojca, zaangażowanie (lub jego brak) w opiekę nad synem i jego proces rozwoju, reakcje na nieuchronny młodzieńczy bunt i uniezależnianie się syna od władzy oraz autorytetu ojca.

Powtórzę: to tematyka rzadko podejmowana w teatrze, a przez to interesująca, choć nie dla każdego w jednakowym stopniu, ale jeszcze nie nadająca spektaklowi waloru niezwykłości. Ta polega na tym, że bohaterem - narratorem jest w owym przedstawieniu Bóg. Wszystkie wspomniane wyżej ojcowskie rozterki i dylematy zostają pokazane z Jego punktu widzenia i zilustrowane wydarzeniami biblijnymi. I tu zaczyna się zabawa. Autorzy monodramu - Katarzyna i Jacek Wasilewscy - opowiadają o zdarzeniach doskonale znanych ze Starego i Nowego Testamentu językiem (a może: żargonem?) współczesnych tabloidowych mediów, powierzchownych poradników psychologicznych, polityki i biznesu. Z błyskotliwego, skrzącego się humorem tekstu co rusz wyławiamy pyszne smaczki, w rodzaju przedstawienia Trzech Króli jako kurierów czy historii cudu w Kanie Galilejskiej. Ale ta znakomita zabawa skrywa jednak jeszcze jeden poziom, znacznie poważniejszy. Bóg w tym spektaklu jest Bogiem Starotestamentowym, Bogiem zakazów i nakazów, kary i zemsty. Tej wizji Stwórcy i jego działania zostaje przeciwstawione przesłanie Jezusa; przesłanie miłości, zrozumienia i wybaczenia. I tu pojawia się pytanie: Czy Jezus miałby szansę na osiągnięcie sukcesu?

Odpowiedzi na nie udziela drugi z czwartkowych spektakli - "Jezus Chrystus Zbawiciel" w reżyserii Michała Zadary, zrealizowany na podstawie monodramu Klausa Kinskiego. Jest to opowieść o życiu i śmierci Jezusa, oparta ściśle na Ewangeliach, jednak wpisana wyraźnie w kontekst współczesny. Inaczej też niż do tego przywykliśmy przedstawiona jest osoba Zbawiciela. Chrystus jawi się tu jako buntownik, wywrotowiec i rewolucjonista. Jest Bogiem biednych, poniżanych, gwałconych, represjonowanych i skazywanych; Bogiem hipisów, anarchistów, squatersów, narkomanów i meneli. A jako taki musi być nienawistny dla establishmentu. Każdego - tego sprzed dwóch tysięcy lat i tego dzisiejszego. Byłoby dobrze, gdyby pomyśleli o tym ci politycy, którzy chętnie "zapisują" Jezusa do swoich partii i partyjek. Kinski, a za nim Zadara wskazują wyraźnie: gdyby Chrystus ponownie zstąpił na Ziemię, Jego losy potoczyłyby się tak samo, jak przed wiekami i taki sam spotkałby Go koniec. To konstatacja nader niewesoła. Choć być może jest pewna nadzieja. "Jezus Chrystus Zbawiciel" zaskakująco dobrze przystaje do nauki papieża Franciszka. I może właśnie tego powinniśmy się trzymać.

Andrzej Z. Kowalczyk
Polska Kurier Lubelski
17 czerwca 2013

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...