Czy możemy pielgrzymować razem?

rozmowa z Jarosławem Jakubowskim

Pielgrzymowanie to pokonywanie jakiejś drogi w celu zbliżenia się do Tajemnicy. Tak to widzę. Nieważne czy to droga 1000-kilometrowa, czy droga pokonywana we własnym wnętrzu. Droga wierzących w Boga, w Postęp albo w nic nie wierzących. Chciałem napisać sztukę poetycką, a jednocześnie zanurzoną w naszej rzeczywistości. - mówi dramaturg, Jarosław Jakubowski.

„Pielgrzymi” to sztuka, która 17 marca zainicjuje  cykl inscenizacji zatytułowany „Oburzeni”, pisana na zamówienie Teatru Polskiego im. Hieronima Konieczni w Bydgoszczy. Obok Twojego tekstu pojawią się też  dramaty Mateusza Pakuły i Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk. Jak czułeś się w roli człowieka „wynajętego do pracy”, piszącego na specjalne zamówienie? Czy odpowiedzialność dramaturga, a może jakiś rodzaj stresu z powodu swego rodzaju ryzyka,  jest w takim wypadku większy?

Myślę że stres jest zdecydowanie większy niż w przypadku tekstu pisanego "dla siebie", bo są wobec mnie określone oczekiwania, a jednocześnie - pisząc - usilnie chcę być wolny od wszelkich oczekiwań. Więc to piekielnie trudne i wolę sytuację, że "po Bożemu" piszę sztukę, po drodze ją drukuję, a potem jakiś reżyser się nią interesuje i powstaje spektakl.

Napisany tekst konfrontowany jest teraz na próbach czytanych  z reżyserem Wojciechem Farugą i aktorami obsadzonymi w „Pielgrzymach”. Ty też w tych próbach uczestniczysz. Do jakiego stopnia te stolikowe rozmowy, dyskusje, analizy mogą wpłynąć na ostateczny kształt  dramatu, który zobaczymy na premierze? I czego one dotyczą najczęściej - języka, poetyki, zastosowanej konwencji, konstrukcji bohatera, sposobu narracji…

Bardzo długo trwały prace nad samym tekstem. Napisałem chyba cztery czy pięć jego wersji. W ich powstaniu mieli swój udział i reżyser, i dyrektor Paweł Łysak, i Paweł Sztarbowski, odpowiadający za literacką stronę całego cyklu. Poprawiałem kompozycję, dramaturgię całości i poszczególnych scen, dużo się ucząc. Ostatnia wersja powstała już po pierwszej próbie stolikowej. Sporo z Wojtkiem Farugą rozmawiamy, wymieniamy się różnymi informacjami, które mogą nas wzajemnie stymulować. Myślę, że w pracach nad spektaklem udział autora tekstu nie jest niezbędny, osobiście wolę nie angażować się zbyt głęboko w ten proces. Zresztą w pewnym momencie reżyser stwierdził, że chciałby zostać sam z aktorami. We mnie ten tekst już się "dokonał", pozostaje mi czułe nasłuchiwanie czego trzeba reżyserowi i aktorom.

Tytuł spektaklu mógłby wskazywać, że bohaterem dramatu jest zbiorowość. Ale tak chyba do końca nie jest?

Główny bohater jest jeden, ma na imię Areczek, jest też jego rodzaj alter ego, Pan Krzysiu. Na dalszym planie są Nowocześni i Armia Krzyża, czyli symbole pewnych zbiorowości. Sztuka jest bardzo "polska", odnosi się do polskiego zbioru zachowań rytualnych, fobii, obsesji, jakiegoś chocholego tańca, który wciąga piewców Modernizacji, jak i obrońców Tradycji. Mój bohater jest gdzieś pomiędzy.

W zapowiedziach do przedstawienia padają takie sformułowania jak pielgrzymka do Cudownego Miejsca z Cudownym Ołtarzem, konfrontacja Armii Krzyża z Nowoczesnym, ofiara na Ołtarzu Nowoczesności… Przyznasz, że brzmi to dość zagadkowo i tajemniczo w kontekście tego, że określasz „Pielgrzymów” jako opowieść o współczesności?

Pielgrzymowanie jest osią całej historii, którą chcemy pokazać. Pielgrzymowanie to pokonywanie jakiejś drogi w celu zbliżenia się do Tajemnicy. Tak to widzę. Nieważne czy to droga 1000-kilometrowa, czy droga pokonywana we własnym wnętrzu. Droga wierzących w Boga, w Postęp albo w nic nie wierzących. Chciałem napisać sztukę poetycką, a jednocześnie zanurzoną w naszej rzeczywistości. Podporządkowuję temu język, operuję symbolami, z ich udziałem tworzę zbiorowe układy. Najważniejsze dla mnie w tej sztuce pytanie brzmi: czy możemy pielgrzymować razem, tworząc silną wspólnotę, niezależnie od dzielących nas różnic? Moim zdaniem odpowiedź musi być przecząca, dlatego że pielgrzymka albo raczej parada pielgrzymów składa się z odrębnych platform i platforemek: Kościoła, rodziny, państwowego systemu nauczania czy też różnych form kontestacji tychże, a także propozycji nowych powiązań, opartych na innych niż tradycyjne czy antytradycyjne zasadach. Taka jest właśnie współczesność. Mojego bohatera Areczka różne strony próbują "użyć", ale ostatecznie wyzwala się, składa siebie w ofierze. Zakończenie było zresztą najtrudniejsze, oparte bardziej ma mojej intuicji, niż "wiedzy".

Na czas akcji wybrałeś kwiecień. To chyba dość symptomatyczne?

Tak, kwiecień to "najokrutniejszy z miesięcy", miesiąc pasyjny. W moim tekście są odniesienia do paru kwietni: Czarnobyl, "miesiąc pamięci narodowej" jaki pamiętam z podstawówki, miesiąc w którym umarł Kurt Cobain, śmierć Jana Pawła II, Smoleńsk 2010. W tej historii też następuje coś w rodzaju pasji, przejścia na drugą stronę. Chciałbym, żeby to zostało uwypuklone w przedstawieniu, bo to dla mnie ważne.

Do jakiego stopnia to, o czym piszesz w „Pielgrzymach” dotyka Ciebie osobiście? Wiadomo, że pisane dramaty mają być sztukami o moralnym i politycznym gniewie. Co Ciebie gniewa dzisiaj najbardziej i moralnie niepokoi?

Wiele wątków "Pielgrzymów" wzięło się z mojego życia, choćby sceny "szkolne". Osobisty jest mój stosunek do katastrofy smoleńskiej i bardzo nie chcę, żeby ten fragment sztuki, w którym pojawiają się cytaty "poezji smoleńskiej", został potraktowany jako parodia. To moje spojrzenia na sytuację po katastrofie, która może była tylko czynnikiem wyzwalającym inną, znacznie głębszą katastrofę. Katastrofę zbiorowości, śmierć dotychczasowego pojęcia Narodu. To rzeczy bardzo trudne i bardzo bolesne, niby "społeczne", a jednak mocno przeze mnie odczuwane. Patrzę na to osobiście, bo to przecież nasz świat i nasza sprawa, jakim go zostawimy naszym dzieciom. To mnie wkurza, niepokoi i pobudza do pisania.

Wiesław Kowalski
Teatr dla Was
1 lutego 2012
Portrety
Paweł Sala

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia