Czy można namalować obraz muzyką i grą aktorów?

"Niedziela w parku z Georgem" - reż. Andrzej Bubień - Teatr Rozrywki w Chorzowie

Chorzowska scena zaprasza w niecodzienną podróż przez tajemnice sztuki. To spektakl dla wszystkich widzów, zafascynowanych nie tylko teatrem.

Nowe media zadomowiły się już w teatrze i prawie nie ma inscenizacji, w której reżyserzy by ich nie wykorzystywali. Nie zawsze z sensem; częściej na zasadzie "byle nowocześnie". Tymczasem w Teatrze Rozrywki w Chorzowie powstał niesamowity spektakl, który ilustruje to, jak wielki artystyczny potencjał tkwi w nowoczesnej technice. A przede wszystkim, jak można tę technikę twórczo połączyć z innymi elementami widowiska - muzyką, aktorstwem i choreografią. Musical, który właśnie wszedł na afisz Rozrywki (po raz pierwszy w Polsce) to "Niedziela w parku z Georgem" Stephena Sondheima (muzyka) oraz Jamesa Lapinea (libretto). Szczęśliwie, artyści zaangażowani w przygotowanie tej premiery nadawali chyba na identycznych falach, bo choć robota była karkołomna, to przecież żaden element inscenizacji nie wymknął się spod kontroli. Bohaterem "Niedzieli" jest malarz i jego obraz, a dokładniej: proces powstawania malowidła, które (jak się dziś okazuje) było rewolucją z rozwoju sztuki. To konkretny artysta - Georges Seurat i konkretny obraz - "Niedzielne popołudnie na wyspie Grande Jatte". Akcja musicalu dzieje się zaś we wnętrzu tego płótna, które artystę w jakimś sensie emocjonalnie "pożarło", czyniąc głuchym na prawdziwe życie i na ludzi, którzy go kochali lub... nienawidzili. Reżyser spektaklu - Andrzej Bubień - akcentuje ten rozdźwięk między rzeczywistością a kreacją, zderzając intensywność relacji prawdziwych postaci z martwymi sylwetkami na obrazie, powstającym (uwaga!) na oczach widzów. Tak więc Seurat - w tej roli wyrazisty Kamil Franczak - jest aroganckim, pochłoniętym ideą osiągnięcia malarskiej doskonałości, egocentrykiem, depczącym uczucia kochającej go modelki Dot. Ona zaś, delikatna i wrażliwa, odchodzi, by wrócić w drugiej części przedstawienia jako nieprzemijające wspomnienia muzy artysty. Wioletta Białk w roli Dot, a potem staruszki Marie (córki Dot) to po prostu kreacja. Mam wrażenie, że z granych przez nią postaci, nie da się już nic więcej wydobyć A przecież prócz aktorstwa, mamy tu do czynienia z wyjątkowo pięknym śpiewem i trudnym zabiegiem "postarzania" głosu w partiach Marie. Opowieść dzieli się na dwie części; pierwsza dzieje się w Paryżu, pod koniec XIX wieku; druga współcześnie, w USA. W Rozrywce szczególnie urokliwie wypada fragment paryski. Realizatorzy, w tym Jarosław Staniek - autor choreografii, świetnie oddali nastrój dojrzewającej rewolucji obyczajowej końca wieku. I czasu przełomów artystycznych, których prekursorem był Georges Seurat - twórca pointylizmu, czyli metody malowania kropkami różnych barw, w oku widza łączących się w nowy, intensywny kolor. Tę malarską technikę "naśladuje" muzyka Sondheima, zaś twórcy przedstawienia przekładają ją na multimedia, autorstwa Marii Porzyc. Oglądamy powstający szkic i etapy komponowania obrazu. Efekt jest imponujacy, a choć ścieżka melodyczna musicalu pozbawiona jest "hitów do nucenia", całość wypada bardzo, bardzo ciekawie.

Henryka Wach Malicka
Polska Dzienni Zachodni
25 listopada 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia