Czy Szekspir był katolikiem?

"Teologie Szekspira" - aut. Małgorzata Grzegorzewska - Wydawnictwo Benedyktynów Tyniec

Czy uznawał sakramenty? Czy używał sceny do walki z reformacyjnym ikonoklazmem?

„Czy wiesz, córko, kim ty jesteś i kim Ja jestem? Kiedy te dwie rzeczy poznasz, będziesz szczęśliwa. Otóż ty jesteś ta, która nie jest. Ja zaś jestem tym, który jest. Jeżeli taką świadomość będziesz nosić w duszy, nigdy nie będzie mógł cię zwieść nieprzyjaciel, unikniesz wszelkich jego sideł, nigdy nie dasz zgody na coś, co jest przeciwne moim przykazaniom, bez trudności posiądziesz wszelką łaskę, wszelką prawdę, wszelką jasność" (Żywot św. Katarzyny ze Sieny)

Kiedy rozpoczynam ze studentami rozmowę o tekście, razem wprawiamy słowa w ruch. Taka rozmowa ma jednak sens tylko wtedy, kiedy wcześniejsza lektura nas samych poruszyła, przeciwstawiła się nam, potrąciła jakąś istotną strunę, wyrwała ze stanu apatii. W przeciwnym wypadku nie warto zaczynać wykładu. Niniejszy tom jest zbiorem szkiców, w których starałam się zebrać refleksje będące pokłosiem moich spotkań z Szekspirem i z odbiorcami jego sztuk. Chciałam wydobyć w nich wątki teologiczne w twórczości angielskiego dramatopisarza. Pamiętałam przy tym, że on sam niezwykle starannie ukrywał swoje poglądy, niewątpliwie świadom kłopotów, jakie mogą wyniknąć z pytania o wiarę, jeśli pytającymi są dociekliwi inkwizytorzy albo śledczy Jej Królewskiej Mości. Dlatego też w tej książce czytelnik nie znajdzie odpowiedzi na pytania: czy Szekspir był katolikiem? Czy uznawał sakramenty? Czy używał sceny do walki z reformacyjnym ikonoklazmem? Liczba mnoga w tytule: Teologie Szekspira nie sugeruje, że wiara dramatopisarza była eklektyczna, lecz ma przypominać o złożoności i wielowymiarowości omawianych tekstów.

Szanując powściągliwość autora, byłam świadoma, że wiele wątków w jego dramatach odnosi się do kwestii fundamentalnych, które znajdują się w polu zainteresowania filozofów i teologów. Najważniejszy z nich można określić mianem refleksji egzystencjalno-ontologicznej, zapowiadającej w jakimś sensie niepokoje XX i XXI w. Czyż trudno dostrzec podobieństwo pomiędzy dylematem Hamleta, zawartym w pytaniu: „Czym jest człowiek?" – czyli pytaniu o istotę człowieczeństwa, a nie o naszą tożsamość – a konstatacją Romana Ingardena:
Człowiek istnieje i żyje na granicy dwu istot różnych, z których tylko jedna zdaje się stanowić jego człowieczeństwo, a druga – niestety jakby więcej realna niż pierwsza – pochodzi z jego zwierzęcości i warunkuje tamtą. Człowiek znajduje się na granicach dwu dziedzin bytu: Przyrody i specyficznie ludzkiego świata, i nie może bez niego istnieć, lecz świat ten nie wystarcza dla jego istnienia i nie jest zdolny mu go zapewnić. Człowiek jest przeto zmuszony do życia na podłożu przyrody i w jej obrębie, lecz dzięki swej szczególnej istocie musi przekraczać jej granice, ale nigdy nie może w pełni zaspokoić swej wewnętrznej potrzeby bycia człowiekiem. Tak tragiczny jest los człowieka. Lecz w tym właśnie przejawia się jego prawdziwa istota: jego genialność i skończoność jego bytu.

Zobaczmy, że dla Ingardena ta skończoność ludzkiego życia jest jednoznacznie zdefiniowana przez wyrugowanie z refleksji filozofa jakiegokolwiek odniesienia do nieskończoności Boga, a nasze istnienie o tyle tylko wykracza poza przyrodę, o ile istota ludzka podejmuje wysiłek stwarzania „ludzkiego" świata. Innymi słowy, człowiek sam siebie uczłowiecza (na swoją miarę „zbawia się") przez kulturę. Zawarte w niniejszej książce interpretacje sztuk Szekspira zostały zainspirowane niezgodą na takie założenie. Jako jej motto wybrałam przeto znany cytat z Żywota św. Katarzyny ze Sieny spisanego przez jej kierownika duchowego, bł. Rajmunda z Kapui, oparty na zaskakującym paradoksie. Otóż autor biografii przytacza usłyszane przez mistyczkę słowa, które zarazem potwierdzały jej istnienie w skierowanym do niej bezpośrednim wezwaniu („Ty jesteś"), jak też negowały jej tożsamość, lecz już w zdaniu sformułowanym w trzeciej osobie („ta, która nie jest"). Powołanie osoby spotkało się tu z jej zanegowaniem, lecz ostatecznie jej „istność" znalazła zakorzenienie w Bogu, który przedstawił się dominikańskiej tercjarce jako byt całkowicie niesprzeczny: „Ja jestem, który jest". Na przekór nicości ofiarował jej pełnię dobra, prawdy i piękna: „wszelką łaskę, wszelką prawdę, wszelką jasność". Nie wywłaszczył jej, lecz oddał utraconą tożsamość.

Idąc tropem wyznaczonym przez ten opis sytuujący się na granicy mistycznej wizji i mini-traktatu filozoficznego, postanowiłam zadać sobie pytanie o rolę metafizyki w sztukach Szekspira i skonfrontować jego dramaty z dyskusją filozofów o istnieniu świata, o skończoności i o Absolucie. W pewnym sensie moje skromne rozważania są próbą odpowiedzi na pytania poruszone w dwóch książkach podejmujących podobną problematykę. Autorem jednej z nich był o. Jacek Bolewski, jezuita i teolog, którego pociągała lektura tekstów literackich. Swoje myśli o Stratfordczyku zawarł w tomie esejów Objawienie Szekspira. Ponieważ nie znajduję w sztukach dramatopisarza żadnych pewnych i oczywistych prawd, z wieloma zaproponowanymi tam interpretacjami nie zgadzam się dzisiaj tak samo, jak nie zgadzałam się z nimi wtedy, kiedy powstawała książka Bolewskiego. W końcu jednak pozazdrościłam jej autorowi radości patrzenia na Szekspira „z ukosa" i tworzenia teologicznych anamorfoz Szekspirowskiego dramatu.

Drugim impulsem do podjęcia tej tematyki była lektura opracowania pod tytułem NICowanie świata, w której z dziełem Szekspira mocuje się literaturoznawca i filozof, prof. Tadeusz Sławek. Inspirowane dyskursem postsekularnym odczytanie dramatów sytuuje się na antypodach teologicznej myśli Bolewskiego, albowiem przedefiniowuje chrześcijańskie rozumienie nadziei, wiary i miłości w kluczu teologii „słabego" lub „nieobecnego" Boga. Jednak po lekturze studium Sławka potrzeba zrekonstruowania „teologii Szekspira" stała się dla mnie jeszcze bardziej nagląca, przede wszystkim ze względu na obecne w sztukach dramatopisarza pytanie o perspektywę zmartwychwstania, która to nadzieja nie znajduje odzwierciedlenia w myśli postsekularnej. Zostaje tam bowiem zastąpiona tezą o przegranej Boga i o zbawieniu, które – choć „miłosierne" – wydaje się jednak „nieskuteczne". Tak jakby nasze zbawienie się nie dopełniło, pomimo ofiary Chrystusa.

Chrześcijaństwo dostarcza refleksji postsekularnej ważnych przesłanek społecznych: pozwala zwrócić się w stronę przegranych, płaczących, wyrzuconych na margines życia. Filozofowie tego nurtu formułują akt oskarżenia wobec świata, który „nie prosi o zbawienie", albowiem przedkłada nad nie sprawiedliwość i w tym duchu sam „osądza to, co wieczne". Tak na przykład interpretuje milczenie Jezusa przed Piłatem Giorgio Agamben, który misję Boga–człowieka sprowadza do swoistego imperatywu moralnego: „Świadczyć tu i teraz o królestwie, którego tu nie ma" – pisze Agamben w odniesieniu do zachowania Jezusa – „znaczy pogodzić się z tym, że to, co chcemy zbawić, osądza nas" (podkr. M.G.).

Współczucie okazywane dzisiaj Bogu, którego świat zawłaszczył, choć Go nie poznał, nie oznacza jednak bynajmniej odrzucenia narracji sekularnej zrodzonej w dobie Oświecenia i nie zapowiada „restytucji myślenia religijnego". Chodzi raczej, jak wyjaśnia Tadeusz Sławek, o „rekonfigurowanie doświadczenia religijnego jako istotnego elementu splotu okoliczności i warunków, w jakich podejmujemy ważkie postanowienia i będące ich konsekwencją działania". Innymi słowy, współczesna filozofia rekonstruuje dziewiętnastowieczną opowieść o Bogu, który zstąpił na ziemię, cierpiał i umarł z miłości do najmniejszych swoich braci, ale nie zdołał wydźwignąć naszej upadłej natury na wyżyny niebios. W centrum tej narracji znajduje się wprawdzie „możliwość wydarzenia się Boga w świecie", lecz jej autorzy podkreślają z mocą, że w ich rozumieniu okazuje się ono „nieredukowalne do kogoś lub czegoś, co ma moc naprawiania stanu rzeczy". O ile dobrze rozumiem reguły rządzące dyskursem postsekularnym – albowiem każdy manifest, nawet rewolucyjny, ma swoją gramatykę – jego celem jest uwolnienie Absolutu z pętającej go siatki ludzkich pojęć i utopijnych marzeń.

Zastanawiam się jednak, czy twórcy tego projektu nie przyczynili się do powstania nowej idolatrii, kontemplującej obraz boga (nie bez powodu piszę to słowo małą literą), który na zawsze ma pozostać przybity do krzyża albo przykuty do skały jak przegrany Prometeusz? Zamknięty w grobie? Uwięziony w roli pokonanego buntownika lub – w najlepszym przypadku – utożsamiony z cieniem, który ukazuje się na ekranie naszej świadomości za sprawą lektury tekstów spod znaku zaproponowanej przez Johna D. Caputo „widmowej" hermeneutyki? Stąd pragnienie polemiki z opisaną przeze mnie – pozwolę ją sobie nazwać „romantyczną" – wersją postsekularyzmu, w którą chcę włączyć Szekspira. Elżbietański dramatopisarz nie przestaje bowiem zabierać głosu w sprawach najważniejszych, nawet jeśli nie podsuwa gotowych rozwiązań. Naszą zaś rolą jest nie ustawać w próbach odczytywania go na nowo, wbrew zastanym przekonaniom i ustalonym interpretacjom.

Temu zadaniu poświęcone są zebrane w niniejszym tomie szkice.

Małgorzata Grzegorzewska
Materiał Wydawnictwa
1 marca 2018
Książki
Teologie Szekspira

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...