Czy to bajka, czy nie bajka?

"Woyzeck na wyżynie Highveld" - reż. W. Kentridge - 5. Festiwal DIALOG-WROCŁAW

Widzom DIALOGU odjęto lat. Poważnych, dorosłych ludzi zamieniono w dzieci, z zachwytem wpatrujące się w lalkowe przedstawienie. William Kentridge niczym szczurołap z Hammeln zaprowadził ich w świat jakby utkany ze snu. Tak musiała się czuć publiczność na pierwszych pokazach laterna magica. Bowiem za sprawą Woyzecka na wyżynie Highveld Scena na Strychu WTW zamieniła się w miejsce magiczne.

Lubimy słuchać opowieści. I od tego właśnie zaczyna się „Woyzeck…”. Na scenę wkracza bajarz - konferansjer z ogromną tubą w dłoni i zaprasza do posłuchania historii. Tuż za nim znajduje się balkonik, po którym będą poruszać się drewniane marionetki. Tłem dla sceny jest ekran, wyświetlający rysowane węglem, animowane rysunki autorstwa Williama Kentridge’a, będące kardynalną częścią spektaklu. I tak pojawią się tutaj góry i doliny, wnętrza pokoi i powierzchnia stołu, na którym talerze będzie rozmieszczał Woyzeck. Zamigoczą tu konstelacje gwiazd układające się w ludzkie twarze. Zaświeci księżyc, popłyną słowa, pojawi się plama krwi – jedyna barwna część animacji. Na scenę zawita też lalkowy, ale przecież jakże żwawy nosorożec.

„Woyzeck…” jak zdradzono nam na samym początku to historia pewnego morderstwa. Główny bohater, staje się pośmiewiskiem wsi, gdy wychodzi na jaw, że jest zdradzany przez swoją młodą żonę. Kobieta interesuje się miejscowym górnikiem. Woyzeck nie może znieść niewierności małżonki i postanawia ją zabić. 

Ta dziewiętnastowieczna sztuka Georga Büchnera wystawiana była wielokrotnie przez teatry całego świata. Tym razem jednak wszystkie postacie dramatu to kukiełki. Jedynie konferansjera gra prawdziwy aktor. Nie przeszkadza mu to oczywiście wchodzić w bezpośredni kontakt zarówno z lalkami jak i publicznością. Zaś lalki wydają się żyć własnym życiem. Zapominamy, że ktoś nimi kieruje. Skonstruowane bardzo precyzyjnie, przepięknie wykonane, drewniane kukiełki nadają spektaklowi niezwykle plastyczny wymiar. Paradoksalnie, emocje lalek-bohaterów są zdecydowanie bardziej wyraziste niż ludzkie. Ale przecież tutaj wszystko jest spotęgowane. Wszak jesteśmy wewnątrz baśni.

Scen wartych uwagi szczególnie ze względu na bogactwo inscenizacyjnych chwytów jest w tym spektaklu mnóstwo. Jak choćby eksperymenty medyczne, którym poddawany jest Woyzeck. Gdy tylko Doktor przybliża swój skomplikowany przyrząd do głowy naszego bohatera, rozbrzmiewają rytmiczne, szalone dźwięki bębnów. Z kolei edukacja nosorożca to doskonała satyra na to, czego tak naprawdę uczy nas cywilizacja. Najbardziej poetyckim momentem spektaklu jest opowieść o małym, opuszczonym dziecku, które szuka przyjaciela. Udaje się na księżyc, do gwiazd, a w końcu na ziemię, ale nadal pozostaje samotne, bo nic nie jest tym, czym się z pozoru wydaje. Przypomina to trochę historię Małego Księcia, z wyrzeźbioną w drewnie lalką małego dziecka.

Woyzeck…” to sztuka spektakularna wizualnie, a jednocześnie bardzo prosta konstrukcyjnie. Korzystająca z bogatej tradycji teatru lalkowego, teatru cieni i współczesnej animacji. To przypowieść o cnocie i występku z lekkim zabarwieniem onirycznym.

„Zarazem fascynująca i budząca lęk. Każdy składnik został tu starannie dobrany. W efekcie otrzymaliśmy teatr bajkowy, miejscami wzruszający, miejscami rubaszny. Ale jakże piękny.

Paulina Dreslerska
Gazeta Festiwalowa
12 października 2009

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia