Czy zło nie istnieje? Dalej nie wiemy

"Zło nie istnieje" - reż. Mohammad Rasoulof - Iran

Nieliczni po "Nowych Horyzontach" mogą pochwalić się tym, że obejrzeli wszystko, co obejrzenia było warte i wszystko, co mieli w planach obejrzeć. Niestety nie znalazłam się w grupie nielicznych szczęśliwców, bo podczas przeglądania internetowych wydawnictw czy słuchania podcastów co i raz natykam się na tytuł, który podbił serca widzów i który mnie z jakichś powodów ominął.

Szanse nadrobienia zaległości daje platforma "Moje eKino" i zakładka Aurora Film, dystrybutora specjalizującego się w offowych perełkach, nagradzanych na Berlinie bądź w Cannes. Ten sam dystrybutor, który niedzwno obchodził swoje dziesiąte urodziny a w ramach imprezy wyprawił mini-festiwal online, podzielony na kilka bloków tematycznych. Od produkcji, które przeszły bez większego echa do tych najgłośniejszych tytułów przewinęło się mnóstwo filmów, którzy podziwiać  mogli zeszłoroczni nowohoryzontowi widzowie i do nich zalicza się "Zło nie istnieje". Dzieło irańskiego reżysera, które z zeszłorocznego Berlinale wróciło z trzema statuetkami.

Reżyser, który już nie pierwszy raz uderza kijem w ul irańskiej władzy, rozsławił się w 2017 roku w Cannes z "Uczciwym człowiekiem". Tym razem zdecydował się na nowelową konstrukcję - "Zło nie istnieje" to cztery niezwiązane ze sobą fabularnie historie, które jednak łączy temat kary śmierci. Rasoulof odciąga uwagę widza do dramatu jej ofiar, sylwetka skazańca samego w sobie będzie odgrywać w każdej z krótkich opowieści rolę marginalną. Zobaczymy go tak naprawdę tylko podczas drugiej noweli, przez krótką chwilę, jako mętnie nakreśloną figurę kontrastującą z postacią potencjalnego kata. Bo to właśnie na wykonujących karę śmierci oraz ich bliskich cała narracja będzie się koncentrować.

Kim jest osoba, która wykonuje karę śmierci? Jakie konsekwencje niesie jej wykonanie dla najbliższego otoczenia kata? Rasoulof rozgląda się za ontologią zła i mimo że nie próbuje wyczerpać tematu, dąży do swoistego pluralizmu perspektyw i źródeł. Wybór formy uzasadniony, realizacja jednak wyraźnie reżysera przerosła, co łatwo można dostrzec parę minut po zakończeniu pierwszego segmentu. W nim obserwujemy apatycznego acz zaangażowanego w życie rodzinne mężczyznę w średnim wieku. Szara codzienność, która na koniec zostaje silnie i nagle skontrastowana z - trzeba przyznać -  świetnie nakręconą, brutalną sekwencją.

Następnie przejdziemy do moralnych rozterek młodego żołnierza, który ma pierwszy raz w swoim życiu wykonać wyrok. Raczeni jesteśmy powtarzalnymi ujęciami na pryczach i długą dyskusją, w której przewijają się nieustannie te same argumenty a następnie dość niezgrabnym rozwiązaniem epizodu. Następny segment zatytułowany "Urodziny" zaś opowiada historię żołnierza, który godzi się na wykonanie wyroku, by móc uzyskać przepustkę i odwiedzić swoją narzeczoną. Ostatnia i zdecydowanie najgorsza z czterech nowelek Rasoulofa miałaby niejako skonfrontować widza z konsekwencjami wyboru nonkonformistycznego, zgodnego z sumieniem jednostki.O ile oszczędne i wyraziste rozpoczęcie bez wątpienia było obiecujące, to zdecydowana większość owych obietnic została złamana a konstrukcja leciała na łeb na szyję z każdą kolejną nowelą. Im dalej w las, tym film traci spójność nie tylko na poziomie merytorycznym, jak i artystycznym.

Do dramatycznej końcówki pierwszej noweli kadry były stateczne, wręcz monotonne, pozbawione większego upiększenia wizualnego. Podobna strategia została zastosowana wobec drugiej sekcji, prezentującej rozterkę młodego żołnierza.Po serii ujęć w piwnicznych, przypominających więzienne wnętrzach, przechodzimy do lieto fine, którym towarzyszą dynamiczne i efekciarskie ujęcia w ciepłych kolorach oraz "Bella ciao" radośnie odśpiewywana przez bohaterów w pędzącym samochodzie. Kolejne dwie części zrealizowane zostały w estetyzującej konwencji. Trzecia część składa się z bajkowych, sielankowych ujęć. Podczas ostatniej - "Pocałuj mnie" -  obserwujemy malownicze, pustynne krajobrazy bądź postacie umieszczane w statecznych kompozycjach i zdecydowane cięcia. Warstwa wizualna zamiast retuszować niedociągnięcia scenariusza, tylko uwypukla jego podstawowy grzech, jakim jest niekonsekwencja i niespójność, niemożliwe do załagodzenia pod płaszczykiem eklektyzmu.

O ile w dyskusjach, czy Kieślowskiemu udało się uciec od moralizatorskiego tonu w "Krótkim filmie o zabijaniu" zawsze odpowiadałam twierdząco, że owszem, udało się, tak "Zło nie istnieje"  trudne jest w tym aspekcie do wybronienia. Słabo napisane dialogi, niepotrzebnie przydługie sceny i parę podstawowych banałów rzuconych w dyskusjach nie są w stanie zrehabilitować wysokich aspiracji do zgłębienia tematu od strony etycznej. Z jednej strony mocne słowa padające w trzecim epizodzie, że władzą jest możliwość powiedzenia nie, są wypowiadane przez bohaterkę tonem, przyjmującym ową postawę za wybór nie tylko oczywisty, ale również łatwy. Z drugiej strony - kolejna część, "Pocałuj mnie"miała zobrazować negatywne konsekwencje powiedzenia "nie". Z tym tylko problemem, że  konstrukcja obu ostatnich nowelek jest zasadniczo ta sama - plot twist , który poza wzbogaceniem fabuły nie wnosi do żadnej z nich tak naprawdę nic. Widzowi zostaje rzucony motyw, który potem ani nie przynosi odpowiedzi na pojawiające się pytania, ani też nie zachęca go szczególnie do tego, by sam mógł sobie na nie odpowiedzieć.

Finalnie tam, gdzie reżyser próbował osiągnąć pluralizm perspektyw, spłaszczył temat, a jednocześnie stracił spójność w aspektach, gdzie byłaby ona wskazana. Straszna szkoda, zwłaszcza po tak obiecującym początku. 

Antonina Steffen
Dziennik Teatralny Warszawa
24 marca 2021

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia