Czyj to sen?

"Dźwiękowe życie żółwia olbrzymiego" - 4. Festiwal Teatralny BOSKA KOMEDIA

Pięcioro aktorów na scenie nie daje łatwych odpowiedzi. Raz są nim, innym razem nią, raz mówią w cudzysłowie, kiedy indziej zdaje się, że posługują się mową niezależną. Krąży między nimi jakieś "ja", które jest czystą potencją, "terme vacant", jak określał je Paul Ricoeur, zawsze gotową do wykorzystania

Wystarczy, że któreś z nich otworzy usta i je sobie przywłaszczy, może przygarnie. „Ja” nie ma płci albo raczej posiada każdy jej rodzaj. Zaczyna prawe każde zdanie, które pada na scenie. Dominuje prawie każdą wypowiedź. Coś dzieje się jednak z nim dziwnego po tej drugiej stronie lustra stworzonej przez japoński Teatr Chelfitsch. Podążaj za różową piłeczką. 

Scena pocięta jest białymi, nieproporcjonalnie długimi, wystrzelającymi w górę słupkami, które łączy niska poprzeczka. Za tą konstrukcją drewniany stół i dwa krzesła. Przed nią coś w rodzaju drewnianej trumny na kółkach. Kamera rejestrująca rząd czarnych krzeseł po drugiej stronie sceny i od razu wyświetlająca obraz na białym dużym ekranie między słupkami. Każde z aktorów zajmuje pewien wycinek sceny, który będzie się zmieniał w takt przedstawienia. Nie boją się ciszy. Momentami wystawiają cierpliwość widza na dużą próbę. Kiedy jednak zaczynają już mówić, to ich słowa sytuują się jakby obok ich będących w ciągłym ruchu ciał. Gesty, które wykonują, machinalne, momentami absurdalne, sprawiają, że słowa tracą poniekąd swój podstawowy sens. Tym bardziej, że większość ich wypowiedzi zostaje natychmiast zaprzeczona już w kolejnym zdaniu. Absolutny spokój, powaga prawie monotonia ich słów kontrastują z osobnym życiem, jakie prowadzą ich ciała.

Historia zdaje się opowiadać o typowej japońskiej parze, właściwie trudno ich uważać za jedność, po prostu obok siebie istnieją, uwięzieni w czterech ścianach mieszkania, w tokijskim metrze, w którym spędzają większość czasu, wreszcie w swoich ciasnych umysłach, które zostały sformatowane na jedną modłę. Kiedy kobieta próbuje marzyć o podróży, bardzo szybko staje się jasne, że to tylko słowa. I to jedynie w snach mogą wyrażać swoje najskrytsze pragnienia, gdzie głos zabierają wszystkie postacie obecne na scenie, tworzące w istocie jedno „ja”: błądzące między jawą a snem, prawdą a kłamstwem. Ulega ono jakby rozdwojeniu: na słowa, którymi operuje, by mówić o swoich uczuciach i ciało, usilnie starające się zagłuszyć czy wykrzywić ten słowny przekaz. W ów rozziew wkrada się jednak jakiś rodzaj spokojnego dystansu, momentami ironicznego, innym razem zaś subtelnie komicznego, który sprawia, że to dźwiękowe życie między jedną pauzą a drugą, nie musi być wyłącznie uporczywym dążeniem zapełnienia czymś tej pustki, poniekąd pozwala jej trwać.

Gumowy odgłos upadającej różowej piłeczki zaczyna przedstawienie. Próba rzucenia nią w twarz aktorki widoczniej na ekranie kończy je. Próba chybiona. Obraz robi unik. Podobnie rzeczywistość, tak płynna w swojej konsystencji, zawsze przecieka przez palce, w ostatnim momencie przechyla głowę. „To jest mój sen”.

Teatr Chelfitsch
Dźwiękowe życie żółwia olbrzymiego
Tekst i reżyseria: Toshiki Okada

Magdalena Talar
Dziennik Teatralny Kraków
20 maja 2011

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia