Czym skorupka za młodu nasiąknie

"Baśń o zaklętym kaczorze" - reż. Konrad Szachnowski - Teatr Andersena w Lublinie

„Zanim wynalezione zostało radio, rodzice byli dla dzieci tłumaczami świata i absolutną wyrocznią w dziedzinie dobrego smaku. W dzisiejszych czasach, skoro tylko dziecko może już chłonąć wrażenia i rozumieć, zagarnia je sobie grupa specjalistów, których opowiadania, komedie i muzyka usuwają kompletnie w cień mamę i tatę" [1] pisał ponad pół wieku temu Michael Westmore dostrzegając wielką przegraną rodziców w konkurencji z telewizją. Dziś problem ten urósł do gigantycznych rozmiarów. Aktualnie mama-telewizja i tata-internet rządzi.

Po drugiej stronie bieguna znajduje się między innymi teatr, który proponuje alternatywny sposób spędzania czasu i chociaż jest to sposób wymagający większego zaangażowania, niekiedy delikatnego wprowadzenia, innym razem poprowadzenia za rękę, to jednak posiada niemałą grupę odbiorców, niekiedy nawet fanów. Z pewnością na brak publiczności nie może narzekać Teatr im. H. CH. Andersena w Lublinie, zwłaszcza że to jedyny teatr adresowany do dzieci w całym województwie, nie licząc pojedynczych propozycji dla dzieci w wieku od 0 do 5-go roku życia Teatru Starego w Lublinie czy sporadycznych działań lubelskiego CK.

Najnowszą propozycją Teatru Andersena jest Baśń o zaklętym kaczorze autorstwa Marii Kann. Baśń ta gościła na polskich scenach nieco ponad dwadzieścia razy, głównie w latach '50 – '90. Po 2000 roku do tego tekstu sięgał jedynie Konrad Szachnowski, wystawiając sztukę w Teatrze „Baj Pomorski" w Toruniu i w Teatrze Miejskim w Gdańsku. Lubelski spektakl jest już trzecią próbą zmierzenia się z tą baśnią przez tegoż reżysera. Fabuła tekstu jest dosyć prosta, oto młoda dziewczyna o imieniu Weronka w zamian za wodę dla chorego ojca zgadza się poślubić Złotnika, którego zła Czarownica zamieniła w kaczora. Pragnąc zdjąć z ukochanego czar pokonuje bardzo daleką i trudną drogę, w czasie której pomagają jej Księżyc, Słońce i Wiatr. Sztuka jest klasyczną baśnią drogi, w której zwycięża dobro a zło zostaje ukarane. Spektakl ten stanowi próbę podjęcia dyskusji na temat fundamentalnych wartości takich jak miłość, szlachetność czy poświęcenie dla drugiej osoby. W sztuce nie ma dwuznaczności ani bohaterów o niejednoznacznych intencjach. Świat przedstawiony jest światem, w którym istnieje wyraźny podział między tym co dobre, a tym co złe.

Prostąfabułę uzupełnia dynamiczna scenografia autorstwa EvyFarkosovej. Scena chwilami tonęła w magicznej poświacie, innym razem przybierała bardziej realistyczny kształt. Bardzo ciekawym rozwiązaniem był okrąg, który w zależności od stopnia zasłonięcia i koloru raz był pełnią słońca, raz fazą księżyca.Całość tworzyła magiczny, acz ciepły i przyjazny nastrój. Delikatna i subtelna muzyka współgrała z oprawą sceniczną. Drapieżności i dynamiczności dodawały sceny, w których pojawiała się Czarownica i to właśnie ta postać najbardziej zapadła mi w pamięć. Mirella Rogoza-Biel wcielając się w postać złej Czarownicy zagrała śmiało, sugestywnie i przede wszystkim wiarygodnie. W pewnym momencie dzieci zaczęły nawet krzyczeć do Weronki, żeby nie oddawała Czarownicy ostatniego orzeszka. To, co jeszcze zwróciło moją uwagę w grze aktorki, to znakomity gest sceniczny i operowanie kostiumem, albowiem ruch długiej na kilka metrów sukni odzwierciedlał słowa i intencje Czarownicy. Generalnie wszystkie postaci zostały poprowadzone w sposób spójny i wiarygodny.

Największe wątpliwości nastręcza mi wybór tekstu oraz to na ile spektakl ten różni się od tych wystawianych w Toruniu czy w Gdańsku i czy w ogóle się różni? Sam utwór wydaje mi się nieco przestarzały, chwilami nawet nużący. W kwestii dramaturgii dziecięcej bardziej ciągnie mnie w kierunku współczesnych tekstów Maliny Prześlugi, Liliany Bardijewskiej, Marii Wojtyszko czy Roberta Jarosza. Idąc z dziećmi do teatru oczekuję ciekawych, nastawionych na interakcję widza opowieści, może wykraczających nieco poza schematy tradycyjnych baśni. Chciałabym pokazywać najmłodszym, że świat nie jest czarno-biały, ale nieprawdopodobnie różnorodny, ponieważ takie schematyczne i uproszczone prezentowanie świata nie służy jego poznaniu i zrozumieniu. Muszę również zwrócić uwagę na kwestię związaną z doprecyzowaniem wieku odbiorcy, albowiem percepcja 5-letniego, 8-letniego czy 12-letniego dziecka znacząco się różni. Baśń o zaklętym kaczorze zachwyciła młodsze grono widzów, powiedzmy 5, 6 czy 7-latków. Starszym dzieciom po prostu się podobało. Zapytawszy mojego 9-letniego syna czy podobał mu się spektakl, usłyszałam „Tak, nie było ani za nudno, ani za ciekawie". Ja na to: „A co ci się najbardziej podobało?". Odpowiedział: „Orzeszki i że byłem twoją osobą towarzyszącą". Zatem wynika z tego, że oprócz wyboru tekstu i sposobu jego przedstawienia, istotne dla dziecka jest to, kto mu towarzyszy. Pójście z całą klasą to nie to samo co pójście z mamą. Zatem rodzice nie żałujcie czasu i pójdźcie z waszymi pociechami do teatru.

Przypisy:

[1]. M. Westmore, Television in the Making, Londyn 1956, cyt. za L. Prorok, Okno dziwów. Rzecz o teatrze TV, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1966, s. 21.

Magdalena Mąka
Dziennik Teatralny Lublin
10 marca 2014

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...