Dalej niż bliżej
"Bliżej" - reż: Redbad Klijnstra - Teatr im. Słowackiego w KrakowieSieć uczuc i wzajemnych relacji, tak drobiazgowo i precyzyjnie konstruowana przez Patrick\'a Marber\'a w dramacie "Bliżej", w krakowskim spektaklu powstałym na jego kanwie prawie w ogóle nie istnieje. Reżyser Redbad Klijnstra jedynie zarysowuje płaszczyznę nieustającego konfliktu pomiędzy prawdą a złudzeniem - szczerością a świadomym kłamstwem. Wielowymiarowa jest tu tylko scenografia, która doskonale wkomponowuje się w tę nieudaną próbę stworzenia labiryntu uczuć, namiętności i strachu przed samotnością. Jest elementem biernym - jedynym, nad którym mają pełną kontrolę
„Bliżej” to historia dwóch kobiet i dwóch mężczyzn, których losy nieustannie się przeplatają. Alice, Dan, Anna i Larry - każdy z nich jest skrajnie inny. Każdy pochodzi z innego świata, szuka innej miłości i innego rodzaju spełnienia. Łączy ich przede wszystkim brak racjonalizmu, podążanie za siłą namiętności i nieodparta chęć bycia szczęśliwym za wszelką cenę. Ponadto ich relacje to nieustanna walka prawdy i złudzenia.
Postaci w spektaklu są papierowe. Alice to niedojrzała dziewczyna w kolanówkach w paski, Dan to współczesny Don Juan, Anna to oziębła mimoza, a Larry - grubiański prostak. Wielowymiarowość postaci ginie w natłoku wypowiadanych, często od niechcenia, słów. Aktorzy nie radzą sobie z umotywowaniem działań swoich bohaterów, często zachowują się bardzo nienaturalnie, wręcz sztucznie. Wcale nie wierzymy w tworzący się na scenie gąszcz nieustannie zmieniających się relacji. Brakuje napięcia, emocji, niejednoznaczności każdego gestu i słowa, którymi osacza swoich bohaterów Marber. Bohaterowie Klinstry z czasem coraz bardziej się od siebie oddalają, przez co ich poszukiwania szczęścia i miłości stają się czymś bardzo nieuchwytnym, mało wiarygodnym. Ich kolejne zdrady i kłamstwa traktujemy jako zwykłe kaprysy a nie zagmatwane próby odnalezienia siebie i swojej recepty na miłość.
Przestrzeń, w której reżyser umieszcza swój spektakl jest najbardziej wielopłaszczyznowym elementem spektaklu, w sensie dosłownym jak i metaforycznym. Scenografia całkowicie biernie poddaje się działaniom aktorów, którzy manipulują nią – przekształcając – adekwatnie do rozwijającej się akcji i potrzeb bohaterów. Surowa przestrzeń z kilkoma meblami, rozsuwanymi ścianami, odgrodzona od widzów metalowymi barierkami to miejsce, mogłoby się wydawać, idealne dla ulokowania sieci relacji szkicowanych przez Marber\'a. Wyraźnie wydzielona pustka podkreśla nieistotność tego, w jakim miejscu rozgrywana jest akcja. Fabuła bowiem jest w tym dramacie elementem drugorzędnym. Niestety, punkt ciężkości, który bezwzględnie położony jest – również w spektaklu – na relacje zachodzące między bohaterami, momentami przytłacza aktorów, którzy swoimi działaniami niejednokrotnie udowadniają, że nie mają pomysłu na to, jak konsekwentnie wykreować i poprowadzić swoją rolę.
Znakomita jest w spektaklu muzyka. Pojawia się najczęściej w momentach zmian przestrzennych dokonywanych przez aktorów. Giną natomiast słowa, w przypadku tego dramatu, tak niezwykle ważne. Zamiast labiryntu uczuć widz zostaje zderzony z labiryntem intryg i miłosnych gierek, których nie potrafi umotywować ani w żaden sposób usprawiedliwić.