David Bowie, człowiek teatru

David Bowie pozostawił nam dwa testamenty:

Ostatnią płytę "Blackstar" i spektakl "Lazarus", o którym myślał już w 2005 roku.

David Bowie pozostawił nam dwa testamenty: ostatnią płytę "Blackstar" i spektakl "Lazarus", o którym myślał już w 2005 roku - pisze Jacek Cieślak w miesięczniku Teatr.

David Bowie, znany niektórym tylko z przeboju "Let's Dance", był nie tylko muzykiem, ale także aktorem, performerem i mimem, bardziej przywiązanym do teatru niż wielu artystów sceny. Ze wspomnień jego wieloletniego producenta Tony'ego Viscontiego wyłania się obraz Bowiego, który równie często, co na koncerty młodych wykonawców, chodził do teatru. Jak na awangardowego artystę przystało, był dobrze zorientowany w scenicznych trendach i nowościach.

Ojciec antreprener

Dzieciństwo muzyk spędził w południowej dzielnicy Londynu Brixton, słynącej z musicalowych tradycji. Rodzina Bowiego nie znalazła się tam przez przypadek: gdy ojciec muzyka Haywood Stenton Jones odziedziczył rodzinny interes obuwniczy, pozyskane w ten sposób pieniądze od razu zainwestował w teatr. "Kupił trupę teatralną. Co za sprytny pomysł!" - chwalił David ojca po latach.

Zanim zaczął wcielać się w postać kosmity Ziggy'ego Stardusta, a może wręcz stał się nim, żył w przestrzeni, która nasycona była aurą spektaklu. W Brixton wychowywał się Charlie Chaplin i wielu ludzi pamiętało go jeszcze, gdy Bowie był mały. Za rogiem działał słynny Teatr Waterloo o stuletnich tradycjach, zaś pobliski Empress Theatre gościł Laurela i Hardy'ego, znanych jako filmowy duet Flip i Flap. "Ludzie show-biznesu zamieszkiwali wokół ulicy, którą każdego dnia pokonywał David" - wspominał fotograf Val Wilmer. "Dzieciaki podglądały przez okna kawiarni aktorów, biegnących na występ lub wracających z występu, oryginałów w tanich garniturach i cylindrach, z walizkami, w których mogła być lalka brzuchomówcy, banjo albo zestaw noży do rzucania" - napisał biograf Bowiego Paul Trynka w książce Starman. Człowiek, który spadł na ziemię.

Co ciekawe, przejście od tradycji teatralnych do muzyki pop, jakie uosabia Bowie, wyraża również historia słynnych sal w Brixton. W Academy i Astorii jeszcze w latach pięćdziesiątych pokazywano wodewile, potem na ich deskach występowały gwiazdy rocka, w tym sam David. Z kolei w słynnym sklepie z motocyklami Pride & Clarke nakręcono pamiętną scenę Powiększenia Antonioniego. Bowie mógł się więc czuć na ulicy dzieciństwa jak w teatralnych lub filmowych dekoracjach.

Postać kosmity z estradowych i filmowych kreacji piosenkarza również miała korzenie w jego dzieciństwie. Odbiornik telewizyjny kupiony przez ojca z myślą o obejrzeniu koronacji królowej Elżbiety II posłużył sześcioletniemu Davidowi jako medium do komunikacji z pozaziemską cywilizacją: oglądał na małym ekranie pionierski serial BBC science fiction "The Quatermass Experiment". Mrożące krew w żyłach odcinki widział zza kanapy, ale nawet jeśli nie był w stanie obejrzeć wszystkiego - wyobraźnia została uruchomiona również motywem Mars ze suity Planety Gustava Holsta, który wywarł ogromny wpływ na wrażliwość muzyczną Bowiego. Ale był też inny, bezpośredni łącznik ze światem science fiction. David mieszkał w domu, gdzie narodził się H.G. Wells, autor "Wojny światów".

Szurnięta większość

Kolejnym krokiem w stronę kosmicznych wcieleń była fascynacja filmem Stanleya Kubricka 2001: "Odyseja kosmiczna". To właśnie pod jej wpływem Bowie napisał swój wielki przebój Space Oddity ze słynną frazą "Ground control to Major Tom". To był jeden z pierwszych sygnałów o chęci ucieczki muzyka w aktorską kreację, także ze strachu przed przypadłością, która trapiła jego rodzinę od strony matki - widma choroby psychicznej. Jej ofiarą padły liczne ciotki Davida, a także jego ukochany starszy brat, który udanie rozpoczął karierę lotnika w Królewskich Siłach Powietrznych. "Większość z nich jest szurnięta - mówił Bowie o swoich krewnych - właśnie siedzą, wychodzą albo idą do jakiegoś ośrodka".

Estradowa kreacja budowała dystans do siebie i rodzinnych kłopotów. Również dlatego Bowie zapisał się w 1967 roku do London Dance Centre. Poznał tam podstawy komedii dell'arte, sztuki mimu oraz awangardy. Jego mistrzem został tancerz Lindsay Kemp, uczeń króla mimów Marcela Marceau. W "Hamlecie" z 1963 roku z Christopherem Plummerem w roli głównej, zrealizowanym przez BBC w Elsynorze, Kemp grał aktora ze stolicy, odtwarzającego rolę zdradzieckiej Królowej.

"Kemp żerował na własnych emocjach, co stanowiło dla mnie znakomitą inspirację - wspominał David Bowie. - Jak na człowieka teatru przystało, żył z dnia na dzień, co obserwowałem z podziwem. To było zgodne z moimi wyobrażeniami życia bohemy. Dzięki Kempowi dołączyłem do cyrkowej trupy". Z tego czasu pochodzi piosenka Life Is A Circus. Warto wspomnieć, że firma Yugoton wydała trzypłytową składankę największych przebojów Bowiego, tytułując ją "A Son of the Circus". Zaś cyrkowi artyści z Portland przygotowali oparty na kosmicznych kreacjach piosenkarza spektakl "Circus Oddity: A David Bowie Tribute".

Kemp miał też wpływ na taneczną karierę Bowiego. Polecił Davida i jego przyjaciółkę Hermionę Farthingale do statystowania w serialu BBC "Line 625", w którym tańczyli m.in. menueta. Taniec i teatralne korzenie Bowiego sprawiały, że jego menedżerowie zastanawiali się pod koniec lat sześćdziesiątych, czy nie skierować kariery swojego podopiecznego na tory kabaretowe lub filmowe. Szybko okazało się jednak, że popularne, a wręcz kultowe role można stworzyć na rockowej scenie.

Rockowy kosmita

Muzyczną karierę odmieńca o wyglądzie przybysza z obcej planety pozwoliła odpalić jak rakietę amerykańska misja na księżyc. Wydawcy fonograficzni usłyszeli demo piosenki "Space Oddity" jeszcze przed wyruszeniem statku Apollo w kosmos i powiązali z nim premierę piosenki. W ten sposób Bowie stał się najpopularniejszym rockowym kosmitą na ziemi.

Nic dziwnego, że piosenkarza podczas jego pobytu w Nowym Jorku zapragnął poznać sam papież pop-artu Andy Warhol. Powstał zapis filmowy tego spotkania. Z dzisiejszej perspektywy we wszystkich osobach towarzyszących założycielowi Factory można rozpoznać artystów, którzy wcześniej czy później zagrali jego rolę. Pierwszy to Tony Zanetta, ważna postać nowojorskiego Off Off Broadway. Występował w sztukach Jackie Curtis, Kena Bernarda, Rosalyn Drexler, Anthony'ego J. Ingrassia. W debiutanckiej Warholowskiej scenicznej produkcji "Pork", granej na scenie La MaMa w maju 1971 roku, wcielił się w alter ego Warhola. Drugim performerem obecnym w czasie spotkania z Warholem był Alan Midgett. W 1967 roku zastępował on Warhola podczas wykładów na amerykańskich uniwersytetach czego organizatorzy nie zauważyli. Zainkasował trzy tysiące dolarów i poleciał na wakacje do Europy. Bowie po latach fenomenalnie zagrał Warhola w filmie "Basquiat".

Spotkanie z Warholem i jego aktorami było kluczowe dla estradowej kariery Bowiego, który w końcu wykreował swoje własne alter ego. Postać zrodziła się z osnutych wokół kosmicznych motywów piosenek "Starman" i "Ziggy Stardust", te zaś rozwinęły się w estradową opowieść, obrosłą concept albumem i rock-operą. "Ziggy był hołdem Davida dla outsiderów [], hołdem dla kreacji, gry z tożsamością, alter ego przykrywającym jego alter ego, siłą rock and rolla, która w chwili katastrofy pozwala ogłosić, że przecież to wszystko ironia i artystyczna poza" - pisze biograf Bowiego Paul Trynka, a w jego opisie nietrudno dopatrzyć się intuicyjnie choćby wyczuwanych warholowskich patentów na czerpanie w performansie z prywatności, ale też przekształcanie performansu w całkiem prywatne bycie artysty w sferze sztuki. Takie, które nie pozwala odróżnić, gdzie kończy się David Bowie, a gdzie zaczyna Ziggy Stardust. I na odwrót.

Dziecko Factory

Zarysowana w piosenkach postać otrzymała mocny makijaż i kostium utrzymany w popartowej estetyce lumpeksu. Inspiracji dostarczyli też Droogsowie, czyli futurystycznie wyglądający nastolatkowie z filmu "Mechaniczna pomarańcza" Stanleya Kubricka. "Aby uniknąć skojarzeń z przemocą, uznałem, że białą bawełnę Droogsów powinniśmy zastąpić kolorowymi, egzotycznymi materiałami" - wspominał Bowie. Obcisły kostium wyposażony był w tudorowski mieszek. Z kolei buty David wypatrzył w sklepie sportowym na półce z akcesoriami do zapasów. Kojarzyły się z popularnymi w Anglii pokazami wrestlingu, który był ówczesną formą ludowego przedstawienia o herosach. Włosy Davida zostały ostrzyżone i nosiły znamiona barbarzyńskiej dzikości, podobnie jak u Keitha Emersona z Emerson, Lake and Palmer, który grał na koncertach Planety Holsta.

Uroczyste powołanie do życia postaci Ziggy'ego Stardusta nastąpiło podczas koncertu w styczniu 1972 roku, rozpoczętego "Odą do radości" w aranżacji Waltera Carlosa, zaczerpniętej z "Mechanicznej pomarańczy". Kto był szefem trasy koncertowej? Tony Zanetta, który wyprodukował również dwa inne słynne tournée Bowiego - "Diamond Dogs" i "Young American". Działał warholowski duch performansu, a nastoletnia publiczność kupiła popowe widowisko od razu. Na sali był między innymi Freddie Mercury. Nic dziwnego, że teatralne myślenie Bowiego o koncertach pop stało się impulsem do kolejnych estradowych kreacji, w tym ekstrawaganckiego Queen. W kolportowaniu fotograficznych zapisów występów Ziggy'ego Stardusta pomagał Leee Black Childers. Kim był? Fotografem z kręgu Andy'ego Warhola. Wykreował wielu artystów, którzy przeszli przez Factory, zajął się też wizerunkiem Bowiego. Wcześniej odpowiadał za londyńską wersję "Pork w Roundhouse".

Performerski kod Bowiego rozszyfrowali nawet muzyczni dziennikarze. Recenzent "Melody Maker" chwalił żonglerkę scenicznymi konwencjami i opisał Bowiego jako "świetnego parodystę". Kiedy postać Ziggy'ego Stardusta obrosła sławą - do udziału w koncercie w Rainbow Theatre David zaprosił swojego teatralnego mistrza Lindsaya Kempa. Występowali też razem w teledysku "John, I'm Only Dancing", po czym Kemp został nauczycielem tańca Kate Bush oraz aktorem Dereka Jarmana (Sebastian i Jubileusz).

Gin przed telewizorem

Aura odrealnienia, jaką wyczuwano wokół Bowiego, również była rodzajem kreacji. Zwróciła ona uwagę Maggie Abbott, która pracowała dla reżysera Nicolasa Roega. Z początku myślała o obsadzeniu w tytułowej roli "Człowieka, który spadł na ziemię" Micka Jaggera, ale lepsze aktorskie referencje miał David Bowie, którego polecali ludzie z kręgu studia aktorskiego Lindsaya Kempa. Koronnym argumentem był wizerunek Bowiego z filmu dokumentalnego "Pęknięty aktor" z 1973 roku. Decydująca okazała się scena, gdy gwiazdor jechał limuzyną i starał się wyjrzeć przez okno - całkowicie odizolowany, odcięty od świata, obcy. Nie było wątpliwości, że to Bowie ma zagrać rolę kosmity Thomasa Jerome Newtona, który ląduje na Ziemi w poszukiwaniu wody i zostaje przez Ziemian zdemoralizowany. Znacząca była ostatnia scena filmu. Kosmita zaadaptował się w świecie używek: siedział przed telewizorem ze szklaneczką ginu i tępo wgapiał się w ekran.

Filmowa kreacja idealnie pasowała do muzycznego wizerunku Bowiego. Problem w tym, że coraz większe uzależnienie od narkotyków popchnęło muzyka w stronę całkiem innego performansu. Drugą połowę lat siedemdziesiątych rozpoczął wcieleniem określanym jako Chudy Biały Książę z charakterystycznie zaczesanymi włosami - tak jakby był ówczesną emanacją nazistów. Przynależność do "rasy panów" akcentowana podczas koncertów odeszła w przeszłość, gdy artysta porzucił zamiłowanie do białych ścieżek kokainy. Wtedy podczas trasy Serious Moonlight Bowie przyjął postać gwiazdy-manekina - znakomicie wystylizowanego protoplastę dzisiejszego celebryty.

Reżyserzy uwielbiali ten wizerunek, ale ceniono też aktorski profesjonalizm Bowiego. Nie bez przyczyny Martin Scorsese powierzył mu rolę Poncjusza Piłata w "Ostatnim kuszeniu Chrystusa", a David Lynch zaprosił na plan przełomowego serialu "Twin Peaks". Zagrał tam agenta FBI, który odnajduje się w dwa lata po zaginięciu w szybie windy. Bowie zagrał też wampira w "Śmiertelnej pułapce".

Być sobą

Podczas ostatniej trasy koncertowej Bowie programowo zerwał z teatralizacją własnej postaci.

"Kiedyś chowałem się za różnymi figurami, grałem, udawałem - mówił. - Teraz nie chcę do tego wracać. Zamierzam skupić się na śpiewaniu, na interpretacji moich piosenek".

Wrócił z dalekiej teatralno-filmowej podróży do piosenkarskich korzeni, by na ostatniej płycie "Blackstar" być sobą. Pokazać się w wideoklipie jako ciężko chory człowiek, który żegna się z życiem.

Granie postaci zapisanych we wcześniejszych piosenkach powierzył profesjonalnym aktorom i reżyserowi Ivo van Hove'owi. Ale duch Bowiego żyje też w polskim teatrze. Choćby w popowych spektaklach Jana Klaty i poprzez warholowskie filiacje w kluczowych inscenizacjach Krystiana Lupy, w tym Factory 2, gdzie znalazł się fragment zaczerpnięty z "Pork". Wcześniej czy później powstanie przedstawienie, które pokaże nam pełnię aktorskich wcieleń Davida Bowiego.

Jacek Cieślak
Teatr Pismo
4 kwietnia 2017
Portrety
David Bowie

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...