Dawid Żłobiński - miłośnik i kolekcjoner róż

rozmowa z Dawidem Żłobińskim - dwukrotnym laureatem "Złotej Róży"

Miłośnik róż - tak można określić Dawida Żłobińskiego, ulubieńca kieleckiej publiczności, która drugi raz przyznała mu tytuł najlepszego aktora sezonu

Róże to ulubione moje kwiaty, w domu mam różany ogród - mówi.

- A najwspanialsze róże to moje dziewczyny: Beata i Bogumiła.

Miniony rok Dawid Żłobiński może zaliczyć do wyjątkowo udanych. Pech, który prześladował go do tej pory, zastąpiła dobra passa. - Żadnych chorób, kontuzji. Dzięki nagrodzie, jaką otrzymałem w tamtym roku - Dzikiej Róży od widzów, uwierzyłem w siebie - mówi wzruszony aktor. Cieszy się, że widzowie tak doceniają jego pracę. - Mogę o sobie mówić: mistrz drugiego planu, bo przecież najczęściej gram w epizodach. Ale zawsze, każdą najdrobniejszą scenę rozpracowuję z pasją i chyba to się podoba.

Tak było z listonoszem w "Nocą na pewnym osiedlu”, Latarnikiem w "Małym Księciu”. - Jedyną moją większą rolą był Merkury w "Mężu zdradzonym”, ale jej wielkość mnie przeraziła. Kiedy dostałem tekst i zacząłem czytać rozpoczynający spektakl monolog, złapałem się za głowę. Strona - to wydawało się ogromnie dużo. Jak utrzymać uwagę publiczności? Nie przynudzić? A potem zobaczyłem, że ten monolog przechodzi na kolejną stronę i kolejną, i kolejną… Byłem przerażony.

Jednak wbrew obawom od pierwszych słów umiał przykuć uwagę i jego monologowi towarzyszyły salwy śmiechu. W każdym spektaklu Merkury skacze z balkonu na pierwszym piętrze, czy aktor lubi takie popisy? - Kiedyś marzyłem, by być kaskaderem - wyznaje. - Nic z tych marzeń nie wyszło, ale jeżdżę konno, a skoki nie są dla mnie problemem.

W nagrodę za popisy sprawności dostał nagrodę: lot szybowcem. - Nigdy o tym nie myślałem, ale teraz nabrałem ogromnej ochoty - mówi Dawid i negocjuje z żoną Beatą termin wyprawy. Nie da się ukryć, że jej ten pomysł zupełnie się nie podoba. Ubiegłoroczną nagrodę - tygodniowy pobyt nad morzem wspomina znacznie lepiej, to wtedy pojawiła się Bogumiła, upragnione dziecko aktorskiej pary. - Imię dostała na cześć naszych pragnień, a drugie Antonina po ukochanej babci - mówi aktor, który w żartach prosił, by przyszła na świat przed premierą i nie wiadomo, która: mama czy córka posłuchały, bo rzeczywiście poród odbył się w tym czasie.

- Dziecko to skarb, to cud, którego nie da się opisać - mówi wniebowzięty i fotografuje rodzinkę, utrwalając każdy dzień. - Bo to dopiero miesiąc, a mała już tak się zmieniła.

Tuż po rozdaniu nagród Dawid pojechał na wieś pod Tarnów, gdzie czekały na niego obie. - Tu jest dom, który powoli remontujemy i który gotowy będzie w tym roku - mówi Dawid. Tu jest też różany ogród, który z pasją nie mniejszą niż przygotowywanie ról pielęgnuje. - A w tym roku róże kwitną bardzo obicie, są niesamowite - chwali się.

Beata i Dawid nie rezygnują z planów wzięcia ślubu w Las Vegas. - Tyle że teraz potrzebne nam są trzy bilety - śmieje się aktor i zaznacza, że taka uroczystość jest sprawą intymną. - To bardzo osobiste przeżycie, a jeśli nie w Vegas to chciałbym ślub w małym kościółku z najbliższymi. Dopiero potem można się bawić i świętować w gronie przyjaciół. Takie też, skromne i w towarzystwie najbliższych mają być chrzciny Bogienki, jak mówi o córce tata. Zaplanowano je na sierpień.

Lada moment Dawid musi podjąć decyzję jak spędzi najbliższe tygodnie. - Dosłownie kilka chwil temu dostałem zaproszenie na warsztaty Tadeusza Słobodzianka, to ogromna radość i szansa na naukę - mówi. Martwi go jedynie to, że termin zajęć koliduje z wcześniej zaplanowanym wyjazdem do Niemiec, gdzie od kilku lat współpracuje z tamtejszymi aktorami.

Jednak aktorstwo to nie jedyna pasja Dawida, drugą jest reżyseria. W minionym sezonie został zaproszony jako asystent do wszystkich realizacji w teatrze. - Współpracowałem z Piotrem Siekluckim przy "Nocą na pewnym osiedlu”, potem z Piotrem Jędrzejasem przy "Kartotece”. Maiłem możliwość obserwowania jak różny styl pracy mają.

Podglądanie spektaklu z miejsca reżysera, ogląd całości, a także możliwość zabierania głosu i wpływania na kształt spektaklu to dla niego niesamowita frajda. - Zupełnie inne doświadczenie to praca przy muzycznym spektaklu "Małego Księcia” w reżyserii dyrektora Piotra Szczerskiego, a jeszcze inne z Bogdanem Hussakowskim. Byłem tłumaczem reżysera, który po przebytej chorobie ma kłopoty z mową. Wydawałoby się, że słowo w teatrze, zwłaszcza dla reżysera, ma ogromne znaczenie, a okazało się, że bardzo wiele można przekazać inaczej - to była wspaniała lekcja od wspaniałego człowieka z ogromnym poczuciem humoru.

Lidia Cichocka
www.echodnia.eu
9 lipca 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...