Dawnych wspomnień czad

"Kapitan Żbik i żółty saturator" - reż. Wojciech Kościelniak - Teatr Syrena

Seria komiksów o dzielnym kapitanie Milicji Obywatelskiej Janie Żbiku budzi z pewnością wciąż żywe wspomnienie w pokoleniu, które dzieciństwo czy młodość przeżywało w latach 70. w kraju o nazwie PRL.


Sentyment do tej namiastki pop-kultury w zachodnim stylu przywołał Wojciech Kościelniak w musicalu „Kapitan Żbik i żółty saturator", wystawionym właśnie w Teatrze Syrena w Warszawie. W tym widowisku jednak nie tylko o nostalgiczną zabawę chodzi.

Zjawisko Wojciech Kościelniak

Kościelniak już nieraz udowodnił, że potrafi wszystko zamienić w musicalowe złoto. Czy będzie to szacowna literatura, jak „Lalka" Prusa, czy „Chłopi" Reymonta albo klasyka fantasy, jak „Wiedźmin". Ostatnim sukcesem reżysera był inspirowany filmem „Śpiewak jazzbandu" w Teatrze Żydowskim. Wcześniej w Teatrze Syrena Kościelniak zrealizował swoje wersje popularnych tytułów: „Halo Szpicbródka" i „Karierę Nikodema Dyzmy". W każdym z tych spektakli uwidaczniał się jego niepowtarzalny styl inscenizacyjny, która sprawia, że muzyczny teatr Wojciecha Kościelniaka jest całkowicie oryginalnym zjawiskiem, nie tylko dlatego, że jego repertuar nie tworzą hity Broadwayu.

W „Kapitanie Żbiku i żółtym saturatorze" reżyser i jego współpracownicy świetnie bawią się formą i treścią popularnego ongiś komiksu. Ruch sceniczny aktorów i tancerzy (choreografia Eweliny Adamskiej-Porczyk) to jakby ożywione obrazki, których twórcami byli wszak znakomici rysownicy Grzegorz Rosiński i Jerzy Wróblewski.

Charakterystyczna sylwetka przystojnego bruneta, jakim jawił się kapitan Żbik, na scenie prezentuje się jak doskonałe odwzorowanie. Grający głównego bohatera w premierowym spektaklu Łukasz Szczepanik (w dublurze występuje Maciej Maciejewski), czy to w milicyjnym mundurze, czy w granatowym garniturze, jest po prostu żywym kapitanem, choć może lepiej pasuje określenie: ruchomą postacią komiksową. Twarz oficera MO zachowuje te same miny powagi i służbowej koncentracji, co w wersji rysunkowej.

Scenografia Anny Chadaj, wykorzystująca w dużej mierze graficzne formy oraz kostiumy postaci, przypominające modę sprzed 40 lat (szerokie nogawki spodni, kołnierzyki koszul wyciągnięte na marynarki) – wszystko to buduje cały sceniczny świat skojarzeń, w których jest miejsce i na neony, telewizor z projekcjami, orła z milicyjnego komisariatu, taksówkę – czerwoną warszawę, rysunkowe obrazy kolejnych miejsc akcji – różnych znanych warszawskich adresów.

Hit i pop-nostalgia

Scenariusz widowiska, który stworzył sam Wojciech Kościelniak, ma fabułę w swej podstawowej warstwie parodiującą kryminalne intrygi, jak zwykle bezbłędnie rozwiązywane przez kapitana Żbika. Oto w Warszawie pojawia się hitlerowski pogrobowiec, Manfred Steif (w tej roli przerysowany demonicznie Tomasz Więcek), który tajemniczą miksturę-halucynogen ma dostarczyć na zjazd partii, by skompromitować władze kraju.

Nasz dzielny oficer wraz ze swoją koleżanką porucznik Olą (Iga Rudnicka) trafia jednak na trop zdradzieckiego wysłannika z Niemiec. Problemem jest jednak to, że Steif ukrywa niebezpieczny specyfik w żółtym saturatorze, który powozi po ulicach Warszawy pewna przemiła Kasia (z wdziękiem zagrana przez Karolinę Gwóźdź). Młodszym czytelnikom może wypada wyjaśnić, że saturator to był specjalny wózek, który spragnionym przechodniom oferował za niewielką cenę wodę sodową (zwaną także złośliwie „gruźliczanką"), z możliwością dodatku w postaci soku malinowego. I właśnie mieszanka tegoż z czerwonym płynem Steifa powoduje nieoczekiwane reperkusje. Bo oto mieszkańcy stolicy wypiwszy szklaneczkę słodkiego płynu zaczynają mieć swoje halucynacje, a wizje wyrażają się w kolejnych numerach muzyczno-tanecznych.

Tu trzeba powiedzieć, że Kościelniak wychodzi poza czystą parodię komiksu, ponieważ niemożliwe jest, aby bohaterowie „kolorowych zeszytów" z kapitanem Żbikiem zdradzali podobne treści swej podświadomości. Czy jakakolwiek harcerka mogłaby przyznać się, że czyta „Folwark zwierzęcy" Orwella, tak jak to zrobiła w spektaklu druhna Barbara (Katarzyna Walczak)? Czy w ogóle można by znaleźć tę książkę w skupie makulatury w latach 70.? Nawet jak na uproszczone realia komiksowej opowieści ten szczegół historii jest wątpliwy.

Ale monolog z „Folwarku zwierzęcego", który wygłasza Barbara, wprowadza do „odjechanej" atmosfery musicalu dość niespodziewanie tonację minorową. Jakby Kościelniak chciał wyraźnie dać do zrozumienia, że rzeczywistość, w której władza dostarczała społeczeństwu taką rozrywkę, jak komiks z kapitanem Żbika, była w istocie całkiem inna i nostalgia za nią jest cokolwiek podejrzana.

Sygnałów tego, co dzieje się niejako pod spodem komiksowej zabawy, jest jeszcze więcej. Oto porucznik Ola nie kryje się ze swoim niespełnionym uczuciem do kapitana (wspominając przy okazji wspólną akcję przeciwko przestępcom w Bułgarii, co jest też aluzją do jednego z zeszytów pt. „Spotkanie w Kukerite"), by w końcu z wyrzutem wyśpiewać, że Jan Żbik kocha chyba tylko władzę.

Musical oczywiście musi mieć dobrą muzykę. W przypadku „Kapitana Żbika i żółtego saturatora" Kościelniak ponownie po „Śpiewaku jazzbandu" zaprosił do współpracy Mariusza Obijalskiego, znanego także z zespołu Tworzywo Sztuczne. Stworzył on kompozycje, w których czuję się dynamikę dyskotekowo-funkowej muzyki lat 70. W aranżacjach mocno eksponuje się perkusyjno-basowy rytm, sekcja instrumentów dętych i syntezatorowe sola. Może trochę brakuje bardziej melodyjnych piosenek, które pozostawałyby w uszach po spektaklu. W songu Marzeny (Anna Terpiłowska), która wspomina domowe prywatki padają nazwy i nazwiska muzycznych gwiazd tamtego czasu, i ten kawałek brzmi trochę jak przebój Bee Gees. Wszystkie numery aktorzy Syreny wyśpiewują jednak ze współczesną ekspresją.

Gdyby szukać łyżki dziegciu w pochwałach dla spektaklu Kościelniaka, to być może jest on niczym męskie bokobrody w modzie lat 70., trochę za długi. Jednak komiks miał to do siebie, że czytało i oglądało się go szybko. Tak czy inaczej Teatr Syrena na swoje 75-lecie ma w repertuarze hit, który co ważne może sprawić przyjemność nie tylko widzom 50+. W końcu pop-nostalgią żywią się także ich dzieci.

Wojciech Majcherek
Onet.Kultura
3 marca 2020

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...