Demony poety

„Bar pod zdechłym psem" - aut. Władysław Broniewski - reż. Dariusz Bereski - Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi

Pierwsza w tym sezonie premiera w Teatrze im. Jaracza przywołała wspomnienie o poecie nieoczywistym Władysławie Broniewskim. Monodram Dariusza Bereskiego ukazuje bardziej jego ludzką, cierpiącą naturę i wciąga widza w mroczny i niedostępny świat emocji artysty. Uchyla rąbek tajemnicy źródła natchnienia i labiryntów umysłu człowieka pełnego sprzeczności, a zarazem żelaznej konsekwencji ideowej.

Sztuka Dariusza Bereskiego nie jest prapremierowym spektaklem. Artysta wrócił do niego po wielu latach, kiedy grał monodram w Teatrze Kamienica w Warszawie. Zainspirował go Krzysztof Kolberger, który nie zdążył zrealizować tego przedsięwzięcia. Oprócz wierszy i fragmentów pamiętnika Władysława Broniewskiego, w scenariuszu znalazły się również wiersze Dariusza Bereskiego – poety, Mistrza Mowy Polskiej Vox Populi, a od września aktora w zespole Teatru Jaracza w Łodzi.

Na widownię Sceny Kameralnej w Teatrze Jaracza trafiam w listopadowy wieczór i okazuje się, że pozostaję nadal w mrocznym, jesiennym klimacie miasta spowitego mgłą i nocą. Widzę opadłe liście i drewnianą ławeczkę ze śpiącym człowiekiem. Pianista i muzyk z kontrabasem utwierdzają mnie w nastroju, więc zanurzam się w tym scenicznym listopadzie i delikatnej mgle czekając, aż poeta obudzi się i zacznie swą opowieść.

Już od wielu lat trwa polemika nad twórczością Władysława Broniewskiego. Uznawany za piewcę komuny ulubieniec władzy ludowej okazał się być postacią dużo bardziej złożoną i jako człowiek i jako artysta. Były legionista, zwolennik Piłsudskiego, autor antysowieckich wierszy, więzień stalinowskiego reżimu i jednocześnie nieustający w swych lewicowych poglądach poeta peerelowskiej władzy, żołnierz i rewolucjonista dzielił krytyków literackich i historyków. Niewygodne fakty z życia kasowali komuniści, a po 1989 roku długo trwało odkrywanie prawdy o Broniewskim: chwalebnej o żołnierzu, konsekwentnej w aspekcie poglądów na temat socjalizmu, niewygodnej w kwestii igrania z komunizmem i kontaktów z władzą ludową.

W monodramie Dariusza Bereskiego przeszłość żołnierska i polityczna schodzi jednak na drugi plan. Twórca scenariusza tak dobrał utwory, aby ukazać poetę poszukującego natchnienia, sensu życia i cierpienia. Przy akompaniamencie jazzujących muzyków, oparach mgły i w listopadowej, najmroczniejszej dla ludzkiej psychiki aurze, Dariusz Bereski jako Władysław Broniewski rozpaczliwie chwyta się wierszy jako odpowiedzi na swoje pytania albo sprowadza te wiersze do umysłu żądny natchnienia, niewyczerpanej weny do ukojenia twórczych pragnień.

Od euforii do melancholii, od egzaltacji po rezygnację, obserwujemy całą paletę uczuć poety, a Dariusz Bereski wskrzesza odurzonego alkoholem Broniewskiego i powala mu wykrzyczeć i wyśpiewać cały ten strach przed przemijaniem, śmiercią, odrzuceniem, brakiem miłości, pustką i bezsensem istnienia. Życie w okopach, ale i patriotyczne tradycje i poniesione ofiary najbliższych z domu rodzinnego, śmierć wcale niepiękna, ale brutalna współtowarzyszy broni, polityczne zawieruchy, zawody i rozczarowania, utrata wolności, emigracja, ale przede wszystkim osobiste tragedie ukształtowały charakter, twórczość i skłonność do nałogów poety.

Ukojenie w miłostkach i alkoholu miały wyciszać sumienie i łagodzić konsekwencje podejmowanych wyborów, zagłuszać konformizm i egoizm świętego spokoju. Śmierć ukochanej żony dwa lata po jej powrocie z Auschwitz i dorosłej córki po domniemanym samobójstwie na zawsze pozostawiły artystę w nieutulonym żalu i cierpieniu. Ulubiony przez komunistyczną władzę musiał mieć to poczucie odarcia go z dumnej, ale bolesnej przeszłości i zapijać rezygnację z prawdy. Choroba alkoholowa budziła demony, pchała do depresji i samobójczej śmierci. Tragedia córki wyrzuciła jego umysł na granice szaleństwa i umieściła w szpitalu psychiatrycznym. Płaszcz, który ma na sobie poeta w spektaklu jest ważnym rekwizytem do tych wydarzeń. Artysta tuli go jak kobietę lub zapada się w nim owinięty jak kaftanem bezpieczeństwa.

Dariusz Bereski zmienia nastroje i emocje w sposób bardzo ekspresyjny, dynamiczny i trzyma widza cały czas w napięciu, którego kulminacją jest scena samobójstwa, o którym Broniewski nieustannie fantazjuje. Nie popełnia go ostatecznie - to wiemy z biografii, ale dzięki tej scenie i wierszom zaczynamy rozumieć, że ocierając się o śmierć jako żołnierz, nadal starał się ją przywoływać i oswajać w swych wizjach, czy alkoholowych fantasmagoriach.

Ta dramatyczna scena nie kończy zatem sztuki. Wiersze płyną dalej na lirycznej, spokojniejszej fali, czasem nawet z nutą optymizmu, ale zmierzają ku smutnemu kresowi. W oparach alkoholu i swych onirycznych światach Broniewski widział diabły, biesy, rozmawiał z nimi, przywoływał je, pytał i prosił. Reżyseria światła i wizualizacje Mikołaja Pływacza potęgują złowieszczy nastrój i ożywiają diabelskie demony. Niepokojąca muzyka Włodzimierza Nahornego grana na żywo przez Michała Hadasika na pianinie i Tomasza Wilczyńskiego na kontrabasie podtrzymuje jesienny, mglisty opar listopadowej nocy nad rozpalonym poetą.

Pod tabliczką „Bar pod zdechłym psem", na tej parkowej, drewnianej ławce, na pełnej liści scenie, poeta wypowiedział emocje swojego burzliwego życia. Wizualizacje początkowej i końcowej sceny z tekstami Dariusza Bereskiego tworzą niepowtarzalne oniryczne złudzenie i spinają poetycko ten niezwykły twórczy czas Broniewskiego.

Dominika Urbańska
Dziennik Teatralny Łódź
16 listopada 2024

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia