Deus ex Machina?
"Klątwa, odcinki z czasu beznadziei E03: Sabat dobrego domu" - reż. Monika Strzępka - Teatr IMKA w WarszawieTrzeci odcinek „Klątwy" już w jawny sposób koncentruje się na demontażu historii. Dzieje Polski okazują się wcale nie być – jak lubimy sądzić – wypadkową zakus sił zewnętrznych, nie widzimisię „złego losu", co „trzyma straż", czy jakiegoś (niepolskiego) Deus ex Machina. Za wszystkim stoją czarownice, a raczej – niez(a)mordowane elity.
Mija kilka lat PRL-u 2.0, błędu w sztuce egzorcyzmowania dziejów. Osią konfliktu w spektaklu stają się poglądy: fałszywe, właściwe, słuszne itp. To one osadzają ludzi po właściwej stronie barykady – czasami jednak chłodna kalkulacja wycenia wierność sobie niewspółmiernie nisko w stosunku do zysków. Pretendującym do miejsca w loży elit osobom z łatwością przychodzi sprzedanie duszy – za pośrednictwem czarownicy – uwolnionemu z lochów Watykanu diabłu. Taka personifikacja w dość jednoznaczny sposób pokazuje, w jaki sposób rozkłada się sympatia duetu Strzępka-Demirski. Tak pozyskane „martwe dusze" przygotowują się do Sabatu. Okazuje się bowiem, że przez okultystyczne niechlujstwo pierwszego egzorcyzmu – a tak naprawdę przez egoistyczną ingerencję Jezusa, któremu w PRL-u, czyli w czasach komunistycznego reżimu, było dobrze – powrót do przeszłości zatrzymał się w pół drogi. Celowano dalej: w feudalizm. Z jego jasno ustaloną hierarchią, brakiem nadziei, a przez to stanem, według granej przez Klarę Bielawkę Maman, szczęścia. Bez złudzeń i bez frustracji. Bez dzieci w rozpaczy rzucających się z dachów. Za to ze sprywatyzowanymi miastami.
W trzecim odcinku niewiele się zmieniło. Scenografię tym razem subtelnie, acz efektownie przestylizowano na peerelowski dizajn: okleinowe ścianki, cerata, płócienne leżaki. Zniknęły burżuazyjne komódki i sofy, telewizory są cały czas obecne, ale przed włączeniem muszą się „nagrzać". Za to za nimi kupa słomy niczym symbol idealizowania wsi przez miasto. Bo wieś nie jest tu obecna, nie są też obecni „zwykli" ludzie – masy nie mają w końcu twarzy. Dalej więc przyglądamy się temu, co Demirski i Strzępka pokazują nam palcem: groteskowym elitom. Niewiele zmieniło się fabularnie czy stylistycznie, a choć wynika to po części z reguł serialowej ciągłości i kontynuacji, to wydaje się wyczerpywać potencjał formatu jeszcze w trakcie trwania sezonu. Zwykle w takich wypadkach stacje telewizyjne decydują się na wyrzucenie tytułu z ramówki. Na tym etapie jednak trudno wyobrazić sobie, w jaki sposób ten serial teatralny mógłby się rozwijać. W trzecim odcinku tekst Demirskiego jest już o wiele bardziej dosłowny – ujawnia karty, diagnozuje polską scenę społeczno-polityczną, dokonuje lustracji odwiecznych, ahistorycznych niemalże czarnych charakterów. Nie można odmówić słyszanym frazom wyczulenia na język i eksponowania za jego pomocą niebezpiecznych społecznie wzorów myślenia, jednak w przypadku tej produkcji wydaje się to zbyt łatwe: kilka żartów, kilka znanych już poglądów duetu, kilka zmian osobowości. Całość zgrabna, ale przez swoją zakrzepłą formę straciła siłę wyrazu oraz moc dekonstrukcji.
Co więcej, taka forma przez swoją sceniczną „przytulność" przestaje być polityczna. Nie chodzi mi bynajmniej o sam temat, a o siłę oddziaływania, o refleksyjność, o drażnienie widza znane z innego spektaklu duetu w Łaźni Nowej: „W imię Jakuba S.", w którym dopuścili do głosu „wewnętrznego chłopa" społeczeństwa. Teraz zaś demonizując (dosłownie) elity i całkowicie oddając im scenę pokazano – w rocznicowej oprawie 25-lecia wolności – kto jest winny za taki obraz kapitalizmu, jaki znamy dzisiaj. Chciwe, cyniczne czarownice, ludzie głupi i słabi – słowem: siły nieczyste, z którymi nie wiadomo, jak walczyć. W końcu to „czas beznadziei". Czyli jednak zwycięża logika Deus ex Machina, ignorująca działania niewidzialnego bohatera – społeczeństwa?