Dinozaur stand-upu

rozmowa z Rafałem Rutkowskim

Uwielbiam wulgarną inteligentną rozrywkę, to jest mój konik. W teatrze nie mogę zrealizować takich „ciągot", bo teatr operuje innym znakiem, który również lubię... Ale teatr jest takim bezpiecznym rolls-royce'em, a czasami chce mi się wsiąść do głośno grającego samochodu sportowego, jakim jest stand-up. Obie te rzeczy uwielbiam, obie kompletnie się różnią i cieszę się, że poruszam się w tych dwóch żywiołach.

Sztajgerowy Cajtung: W hełmie i z karabinem biegałeś po scenie już wcześniej. Więc kiedy naprawdę narodził się żołnierz polski?

Rafał Rutkowski: Idea Żołnierza polskiego narodziła się, kiedy Putin najechał na Krym. Michał Walczak powiedział mi wtedy przez telefon, że czuje, że tematy militarne będą za moment bardzo na czasie. Chwilę później minister Macierewicz został Ministrem Obrony Narodowej, co jeszcze dodało pomysłowi pikanterii. Lata temu, w To nie jest kraj dla wielkich ludzi, grałem monolog pułkownika Gazdy. Tego właśnie pułkownika wskrzesiliśmy w Żołnierzu polskim. Do niego doszedł jeszcze Prawicowy Komik, który jest w pewnym sensie uczniem pułkownika Gazdy. Żołnierza polskiego stworzyło życie. Jednym słowem, życie.

Ile postaci grasz w Żołnierzu...?

Nie pamiętam... Jestem Rafał Rutkowski, Prawicowy Komik, jest pułkownik Gazda, jest minister obrony narodowej, są przedstawiciele warszawskiej bohemy, są postaci z bajki, którą napisał pułkownik Gazda, są ludzie z mojego dzieciństwa, druh Pantera... oj, kilkanaście postaci.

A którą ci najtrudniej grać?

Najtrudniejszą postacią jest chyba Rafał Rutkowski.

Śmiech to broń. Ale tutaj bardziej zaczepna czy bardziej obronna?

Bardziej obronna. Czasy, w jakich stworzyliśmy Żołnierza... i ten ostatni rok powodują, że ludzie potrzebują śmiechu, żeby odreagować. Nie chcą nikogo zaczepiać, bardziej odetchnąć.

Bo Żołnierz polski robi się przerażająco aktualny...

Cały czas!

Ten tekst różni się od stand-upu, to bardziej spektakl...

To jest one-man-show. W tym gatunku z jednej strony mam bezpośredni kontakt z publicznością, odnoszę się do ludzi, rozmawiam z nimi. Z drugiej strony odgrywam pewne sceny, buduję świat wyobraźni. Te dwie sfery się przenikają, to taka struktura, która nie daje się zaszufladkować. Korzystam tu i z moich doświadczeń z teatru, stand-upu, pojawiają się elementy estrady... To gatunek, który z Walczakiem opanowaliśmy i w którym się dobrze czujemy. Tu wszystko jest dozwolone.

Scena stand-upu się rozrasta, ale pojawiają się tam ludzie, którzy nie są związani ani z teatrem, ani z kabaretem. Jak to odbierasz, to zjawisko pozytywne czy negatywne?

Bardzo pozytywne. Jako aktor, żeby robić dobrze stand-up, musiałem się bardzo długo wyzbywać aktorstwa, niszczyć w sobie aktorstwo, bo ono w stand-upie przeszkadza. Stand-up nie lubi grania, nie lubi fałszu. Lubi tu i teraz, osobowość, lubi prywatność. To, co się opowiada, jest mówione od siebie, to nie odgrywanie roli. Kabareciarze mają problem ze stand-upem, bo pokazują świat „grubą krechą". Często nie ma w tym prób inteligentnego, przewrotnego, ironicznego podejścia do tematu, nie ma sarkazmu czy czarnego humoru. Kabaret operuje bardzo prostym znakiem, a stand-up lubi czasami pewną zawiłość, grę językową itd. Dlatego najlepiej mają ci, którzy są urodzonymi stand-uperami, to znaczy zaczęli w tym gatunku i to jest ich naturalne środowisko. Jest mnóstwo młodych ludzi uprawiających stand-up, ja jestem najstarszy, z jednej strony się z tego cieszę, z drugiej się tym martwię, bo czuję się wśród nich czasami jak dinozaur. Ale gonię za tymi młodymi, którzy są świetni, piszą coraz lepsze teksty i mają coraz lepszą technikę bycia na scenie w stand-upie. Uczę się tego od nich, podpatruję. Ta scena w Polsce się rozrasta, ma coraz większą rzeszę fanów. Ilość imprez, klubów, festiwali jest imponująca.

A czym z twojej perspektywy publiczność kabaretowa i ta teatralna różni się od stand-upowej?

Publiczność stand-upowa jest żywiołowa, nie lubi ściemy i wymaga cały czas pełnej koncentracji. W teatrze czuję komfort jako aktor: ludzie przychodzą i słuchają. W stand-upie, jeżeli nie jestem interesujący, to po pięciu sekundach już to wiem, ludzie dają to do zrozumienia i naprawdę trzeba się mocno uwijać, żeby zapracować na ich uwagę. W stand-upie mogę sobie natomiast pozwolić na rzeczy, które nie sprawdzą się w teatrze. Uwielbiam wulgarną inteligentną rozrywkę, to jest mój konik. W teatrze nie mogę zrealizować takich „ciągot", bo teatr operuje innym znakiem, który również lubię... Ale teatr jest takim bezpiecznym rolls-royce'em, a czasami chce mi się wsiąść do głośno grającego samochodu sportowego, jakim jest stand-up. Obie te rzeczy uwielbiam, obie kompletnie się różnią i cieszę się, że poruszam się w tych dwóch żywiołach.

Wreszcie weekend z Rafałem. Będzie trochę kalendarza. W piątek 11 sierpnia o 19:00 pojawisz się w ChTO z Żołnierzem polskim. W niedzielę 13 sierpnia o 19:00 z praMontownią w Zabawie i mamy nadzieję, że nasi widzowie mają to już skrupulatnie zapisane. Za to w sobotę 12 sierpnia (też o 19:00) wystąpisz w Starym Porcie ze swoim najnowszym stand-upem, Cztery dychy. Jak zareklamowałbyś to wydarzenie?

Jeżeli chcecie usłyszeć, co znany ryj serialowo-reklamowo-teatralny ma do powiedzenia od siebie na scenie w niewybrednych słowach... A mówię tam o sobie, o swojej rodzinie, opowiadam o klerze, o politykach, o gejach oraz o osobach uprawiających seks z drzewami. Pokazuję, jak widzi świat czterdziestoczteroletni polski heteroseksualny mężczyzna. Mam nadzieję, że się ludzie uśmieją. Będzie tam niecenzuralnie i niepoprawnie politycznie, czyli to, co dorośli lubią najbardziej. Prawdziwa rozrywka dla dorosłych. Jeśli więc chcecie to usłyszeć, zapraszam gorąco.

Po przerwie na reklamy wracamy do Żołnierza polskiego. Grałeś go już dla wojska?

Żołnierza polskiego nie grałem, ale byli na tym spektaklu oficerowie, bardzo im się podobało... Ci, którzy przyszli, mieli poczucie humoru na swój temat, więc byli rozbawieni.

Pojawiają się tu nawiązania do Dzikiej Strony Wisły, do Betty Q... czyli co, teraz pojawisz się w burlesce?

Uwielbiam burleskę i Betty Q, która jest królową polskiej burleski, wprowadziła do Polski ten gatunek. Mam nadzieję, że to się będzie rozwijać. Burleska jest undergroundowa, to teraz pewna cyganeria w Warszawie, więc jeśli będę mógł w Chorzowie o tym opowiedzieć, to tym bardziej będzie mi miło.

Jest wiele poziomów humoru. Wolisz absurd, dosłowność? Co ci najbardziej odpowiada?

Lubię każdy rodzaj humoru. Lubię, kiedy ludzie się śmieją, sam uwielbiam się śmiać, więc wszystko, co mnie bawi, biorę. Uwielbiam humor sytuacyjny, czarny humor, lubię jazdę po bandzie i humor brytyjski, absurd, ironię, sarkazm, abstrakcję... To szeroki ocean, chcę się w nim pławić po całości. Nie lubię w humorze przewidywalności, czyli dowcipów, które ktoś zaczyna, a ja już wiem, jak się skończą. Lubię w humorze zaskoczenie i kreatywność. Dlatego tak cenię stand-up, bo to polega na pisaniu dowcipów, które nie są zużyte przez internet czy przez memy.

Jaki masz wpływ na zawartość swoich monodramów?

W stand-upie mam 100% wpływu, bo sam je piszę. W one-man-show współpracuję w Żołnierzu... z Michałem Walczakiem, w wypadku Seksu polskiego z Maciejem Łubieńskim: to są jedni z najwybitniejszych komediopisarzy w Polsce dzisiaj. Mam zaszczyt, że mogę mówić ich słowami, a oni wiedzą, jak dla mnie pisać, znają mnie na wylot, więc piszą mi teksty, które brzmią, jakbym mówił swoje słowa, a to jest ideał.

A gdybyś miał wskazać jeden najważniejszy dla ciebie monodram?

Przełomowy był To nie jest kraj dla wielkich ludzi. Podjęliśmy wtedy z Michałem wielkie ryzyko, ja byłem aktorem teatralnym i telewizyjnym, Michał pisał tylko poważne dramaty do teatru i nagle w Piwnicy na Chłodnej zrobiliśmy coś tak kompletnie zwariowanego. To odniosło spory sukces, rozeszło się szerokim echem po Polsce, zacząłem odwiedzać z tym tekstem nie tylko kluby, ale i teatry. Stało się to kamieniem milowym, to była moja droga do stand-upu, u Michała początek satyrycznego myślenia: potem on stworzył Pożar w Burdelu, bardzo znany dzisiaj kabaret literacki. Dla nas obu było to ważne zdarzenie.

Rafał Rutkowski w Chorzowskim Teatrze Ogrodowym wystąpi:
11 sierpnia (piątek) o 19:00 w monodramie Żołnierz polski
13 sierpnia (niedziela) o 19:00 w spektaklu praMontowni Zabawa według tekstu Sławomira Mrożka

Materiał pochodzi z gazety festiwalowej Chorzowskiego Teatru Ogrodowego „Sztajgerowy Cajtung"

Izabela Mikrut
Sztajgerowy Cajtung
8 sierpnia 2017
Portrety
Rafał Rutkowski

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...