Dla dorosłych, czy dla dzieci?

"Bardzo zwyczajna historia" - reżyseria: Henryk Adamek - Teatr Nowy w Zabrzu

Teatr Nowy w Zabrzu, dzięki odbywającemu się tutaj Festiwalowi Dramaturgii Współczesnej "Rzeczywistość przedstawiona", u progu każdego sezonu daje premierę spektaklu opartego na współczesnym tekście dramatycznym.

Ta regularność „oswaja” zarówno widzów, jak i zespół artystyczny z dramaturgią współczesną; a równocześnie powinna prowokować do poszukiwania najlepszych propozycji repertuarowych. Pierwszą premierą tego sezonu, a zarazem spektaklem inaugurującym „Rzeczywistość przedstawioną” była Bardzo zwyczajna historia rosyjskiej autorki Mariji Łado. Przyznam, że w czasie spektaklu poczułem pewien rodzaj bezradnego zdziwienia. Wykładając od razu karty na stół – nie byłem pewny, czy autorzy inscenizacji nie pomylili adresów. Czy nie grają bynajmniej spektaklu, który powinien znaleźć się na Festiwalu Współczesnej Dramaturgii dla Dzieci (gdyby tylko takowy istniał).

Bardzo zwyczajna historia to współczesna bajka. Bajka, w której zwierzęta mówią ludzkim głosem i są od ludzi mądrzejsze (czy też może: bardziej ludzkie). Fabuła skonstruowana została więc według jednej z klasycznych reguł bajki. Krowa Bystra, stara kobyła Siostrzyczka, świnia, pies Zbój i kogut urządzają sobie pogaduszki w oborze. I wszystko pewnie byłoby zupełnie bajkowe, gdyby w oborze tej nie spotykali się także ludzie: tutaj na stryszku gospodarz trzyma bańkę samogonu, z której alkohol podkrada sąsiad. Na tym samym stryszku córka gospodarza spotyka się z synem sąsiadów – w celach wiadomych, damsko-męskich. W rezultacie tych stosunków zachodzi w ciążę. Jednak Gospodarz w żaden sposób nie zezwoli na ślub Daszy z Alkiem, uważając go za „gołodupca”, a jego ojca za pijaka i nieroba. Wyjście jest jedno – wyjazd do miasta na aborcję, na co zgadza się i córka, i bezwolny, wystraszony Alek. Zwierzęta nie wiedzą za bardzo cóż to jest ta „aborcja“, kiedy jednak poznają znaczenie tego słowa – postanawiają zrobić wszystko, by uratować nienarodzone jeszcze Dziecko. Co ostatecznie – jak zobaczymy w poincie – się uda.
Dzieci moje, toż to spektakl dla dzieci. Myślę, że w sam raz dla gimnazjalistów, gdyby kilka rzeczy przedstawić ciut bardziej delikatnie – na widowni z powodzeniem mogliby zasiąść uczniowie szkoły podstawowej. Tym bardziej że role zwierząt zabrzańscy aktorzy grają wręcz koncertowo – wszyscy bez wyjątku, więc wymieńmy ich: Dorota Rusek (Krowa), Jolanta Niestrój-Malisz (Kobyła), Amelia Radecka (Świnia), Andrzej Kroczyński (Pies), Marian Kierycz (Kogut). Te kreacje zauważyło zresztą jury „Rzeczywistości przedstawionej”, przyznając Marianowi Kieryczowi aktorskie wyróżnienie. Także i „ludzkie” role są tutaj zagrane wybornie – popis dobrej scenicznej roboty dają zwłaszcza kreujący antagonistów Zbigniew Stryj (Gospodarz) oraz występujący w przedstawieniu gościnnie Wiesław Kańtoch (Sąsiad), również wyróżniony przez jurorów festiwalu. Do tego mądre przesłanie „pro life” – dlaczegóż więc ta sztuka nie jest pokazywana dzieciom i młodszej młodzieży?

Wyjaśnienie tej zagadki wydaje się gorzkie: średni poziom polskiej produkcji teatralnej adresowanej do dzieci i młodzieży jest dramatycznie marny i nawet wielu twórców teatru uważa, że właśnie tak powinno być. W rezultacie uczniów pędzi się na przedstawienia, na których się nudzą albo męczą (ewentualnie i nudzą, i męczą). To najczęściej teatr zastygły, anachroniczny, bojący się współczesnego języka jak diabeł święconej wody. Czytane anachronicznie (pod względem inscenizatorskim) lektury, ewentualnie słodkie chałturki nie rozbudzą w młodym człowieku zainteresowania teatrem, nie zafascynują go tym światem. Wręcz przeciwnie – wyrobią w nim przekonanie, że teatr to coś nudnego i drętwego, od czego należy trzymać się z daleka. Wyjątki od tej reguły są nieliczne. Kilka lat temu, jako ojciec dwojga dzieci (dziś w wieku 13 i 11 lat) podjąłem decyzję, że będę starał ochronić własne dzieci przed teatralną drętwotą i nudą produkowaną dla ich rówieśników. Albowiem – tak myślę – lepiej wziąć dziecko na dobry spektakl przeznaczony dla dorosłych niż kiepski lub przeciętny dla dzieci. Nawet jeżeli pięknego spektaklu dla dorosłych (oczywiście należy dokonać tutaj odpowiedniego wyboru) dziecko nie zrozumie do końca, nie odczyta w całości – to będzie miało szansę doświadczyć czegoś, co nazywa się „magią teatru”. Co ogarnia, promienieje, emanuje, a z czego wyzbyte są podręcznikowe inscenizacje lektur albo toporne, dosłowne czytanie bajek.

Zapewne Bardzo zwyczajna historia jest mądrym i dobrze zrealizowanym spektaklem dla dzieci. Ktoś kto podjął decyzję, by pokazywać ją dorosłym, być może myśli o teatrze dla dzieci w bardzo schematyczny sposób: klasyczna bajeczka lub lektura, proste zadeklamowanie (tak, zadeklamowanie!) Zemsty, Ani z Zielonego Wzgórza albo, co gorsza, na przykład Wyzwolenia. Tymczasem gimnazjalistów trudno karmić papką, otwierać przed nimi światy zupełnie inne od tego, w którym sami żyją. W Bardzo zwyczajnej historii oprócz rzetelnej inscenizacji, dobrego aktorstwa – znaleźliby zapewne tropy łączące teatr z życiem, jakie znają, którego nurt codziennie piętrzy się całkiem niedaleko nich. Dorosłego zaś Bardzo zwyczajna historia bardzo zwyczajnie znudzi, nie odnajdzie w niej nic nowego, nic go nie zaskoczy, nic nie „strzeli w pysk” – ni to ryba, ni mięso; ni przypowiastka, ni opowieść o życiu. Dorosłemu nie wystarczy, że w poincie wyjaśniona zostanie przyczyna niechęci Gospodarza do Sąsiada – w młodości „startowali” do tej samej dziewczyny, a ta wybrała sąsiada. Dorosłemu nie wystarczy delikatne postawienie pytania o wartość i brak wartości ludzkiego życia – jaką miarą ją mierzyć? Bo choć pytanie się pojawia, to odpowiedź może zadowolić co najwyżej gimnazjalistów (przywołuję ich po raz kolejny, bo zabrzański spektakl dla licealistów jest już zbyt dziecinny).

Wystarczy porównać Bardzo zwyczajną historię z innymi propozycjami „Rzeczywistości przedstawionej” – pełnokrwistymi kawałkami teatralnego mięsa, z których dobiega prawdziwy skowyt, które naprawdę bolą. A tutaj wszystko owinięte w bawełnę, albo raczej – przeżuwane długo w pysku powolnej, flegmatycznej, zacielonej krowy.

Marija Łado: Bardzo zwyczajna historia. Reżyseria: Henryk Adamek, scenografia: Wojciech Jankowiak. Premiera 18 października 2008 w Teatrze Nowym w Zabrzu.

Marcin Hałaś
Śląsk 01/09
21 marca 2009

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia