Dla tej roli warto spędzić trzy godziny w operze
"La Bohème" - komp. Giacomo Puccini - reż. Romuald Wicza-Pokojski - Opera Bałtycka w Gdańsku - mater. prasowe OBGW sobotę odbyła się druga w tym sezonie premiera na scenie Opery Bałtyckiej w Gdańsku - była to tym razem "La Bohème" Giacoma Pucciniego. To jedna z czterech najbardziej znanych oper tego włoskiego kompozytora i jednocześnie jedna z najczęściej grywanych oper na świecie. Na gdańskiej scenie realizowana jest już po raz piąty. Za obecną inscenizację odpowiada dyrektor opery Romuald Wicza-Pokojski, a kierownictwo muzyczne premiery objął Yaroslav Shemet.
Ta opera przyniosła sławę Pucciniemu
"La Bohème" (polska wersja często wystawiana jest jako "Cyganeria") to opera w czterech aktach Giacoma Pucciniego z 1896 r. na podstawie powieści "Sceny z życia cyganerii" Henriego Murgera. Autorami włoskiego libretta są Luigi Illica i Giuseppe Giacosa. To właśnie ta opera przyniosła światowy sukces włoskiemu kompozytorowi.
Z późniejszych jego dzieł największą popularnością cieszą się słynne "Madame Butterfly" (1904), "Tosca" (1900) i nieukończona "Turandot" (1925). Choć nie od razu odniosły wielki sukces, to z czasem zyskały większe uznanie, a w połowie XX w. stały się (i pozostają do dziś) najczęściej wykonywanymi jego utworami i jednymi z najsłynniejszych dzieł operowych świata, a ich autorowi przyniosły miano jednego z najznakomitszych kompozytorów operowych.
Światowe prawykonanie "Cyganerii" odbyło się w Turynie 1 lutego 1896 r. w Teatro Regio pod dyrekcją Artura Toscaniniego. Premiera polska miała miejsce w Warszawie w 1898 r. (w wersji oryginalnej), a we Lwowie w 1901 r. w polskiej wersji. Opera nie tylko jest ciągle obecna na deskach scen operowych świata, ale była także wielokrotnie ekranizowana. Bohaterów na przestrzeni lat grali m.in. John Gilbert, Lillian Gish, Montserrat Caballé, Luciano Pavarotti czy Anna Netrebko.
Tytuł ten gościł już również nie raz na deskach gdańskiej opery. W historii Opery Bałtyckiej pojawił się czterokrotnie: wcześniej w 1954 r. (w reżyserii Antoniego Majaka), w 1989 r. (w reżyserii Jana Kowalskiego), w 2001 r. (reż. Hanna Chojnacka) oraz w 2016 r. (reż. Karen Stone). O tej ostatniej "Cyganerii" pisaliśmy na naszych łamach w artykule "Brawurowa "Cyganeria" w Operze Bałtyckiej".
W blasku świateł wielkiego miasta
Akcja "La Bohème" rozgrywa się w Paryżu około 1830 r. Opera ukazuje obrazy z życia francuskiej cyganerii artystycznej. Co ciekawe, choć Puccini często jeździł do miast, w których toczyła się akcja jego dzieł, np. do Rzymu w trakcie komponowania "Toski", to w przypadku "Cyganerii" Paryż odwiedził dopiero rok po prapremierze. Nie znał więc miasta z autopsji.
Gdańska inscenizacja odchodzi zarówno od XIX-wiecznych realiów, jak i od miejsca akcji, jakim pierwotnie była stolica Francji. Twórcy - Romuald Wicza-Pokojski, reżyser spektaklu oraz scenografka - Hanna Wójcikowska-Szymczak zdecydowali się na pokazanie tej historii we współczesnych realiach. Tłem opowieści jest nowoczesna metropolia, jednak nie ma tu jasnych sugestii, co do tego, gdzie konkretnie odgrywa się akcja.
Pierwszy i ostatni akt pierwotnie rozgrywają się w mansardzie czterech artystów. Jest to uboga izba na poddaszu czynszowej kamienicy w Dzielnicy Łacińskiej (uniwersyteckiej dzielnicy Paryża). W gdańskiej realizacji pozostało poddasze, choć sugeruje ono bardziej przestrzeń industrialną (metalowe belki stropowe i słupy) niż kamienicę, co przywodzi na myśl stocznię lub inny zakład przemysłowy. W tle majaczą światła wielkiego miasta i można się doszukiwać tutaj związków z Gdańskiem, ale równie dobrze może to być inne miasto.
Gdzieś na pograniczu
Bardziej się to nasuwa w trzecim akcie, gdzie akcja nie została umiejscowiona ani w tawernie, gdzie mieszka dwójka bohaterów (Musetta i Marcello), ani w granicznym punkcie poboru opłat za wjazd do miasta (w libretcie jest to droga przy rogatce d'Enfer). Jednak na pogranicze mogą wskazywać wysokie metalowe bramy z napisem Exit, które sugerują albo stoczniowe wejście/wyjście (w tle na projekcji są widoczne sylwetki dźwigowych żurawi) albo polsko-białoruski mur graniczny. Jednak trudno mi znaleźć uzasadnienie dla takiej koncepcji. Być może chodzi o to, że dla nas dzisiaj, mieszkańców UE, granica jest dopiero tam?
Akt drugi z kolei, który rozgrywa się na ulicach Dzielnicy Łacińskiej i we wnętrzach Café Momus zostaje w zasadzie niezmieniony. Jedynie paryska kawiarnia zamieniona jest na nowoczesny klub - podobno miał być to food hall, ale szczerze bardziej przypomina klub nocny z rozbłyskującymi neonami i przebranymi w różne stroje mieszkańcami. Przywozi to na myśl raczej karnawał niż klimat przedświąteczny (akcja pierwszych aktów rozgrywa się w wigilię Bożego Narodzenia).
Zderzenie światów
Notabene cały drugi akt jest zrealizowany z bardzo dużym rozmachem w kontrze do spokojnego i stonowanego pierwszego aktu, zarówno w przebiegu akcji, jak i w kolorach dekoracji. Poza wspomnianą scenografią na scenie mamy prawdziwe szaleństwo - uliczni sprzedawcy i wielki tłum, łącznie z dziećmi - poza chórem i baletem pojawił się tu Operowy Chór Dziecięcy oraz Chór Dziecięcy "Canzonetta" Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej I i II stopnia im. Feliksa Nowowiejskiego w Gdańsku.
Przypomina to wariacki korowód karnawałowy, na czele z szalonym Mikołajem jadącym na dinozaurze. Ta dość efekciarska scena odnosić się ma, jak mniemam, do dzisiejszego konsumpcjonizmu i szału galeriach handlowych, jakie panują w okresie świątecznym. To mocne, choć dosłowne zderzenie światów - biedy artystów i błyszczącego blichtrem komercyjnego świata materializmu. Wizualnie (kostiumy, kolorystyka, światło) niestety przypomina opery, które już oglądaliśmy na tej scenie (choćby "Rigoletto).
Muzyka oddaje to zderzenie i te skrajne emocje różnych światów oraz zmiennych stanów bohaterów znakomicie. Zasługa w tym Yaroslava Shemeta, który objął kierownictwo muzyczne premiery. Ten utalentowany dyrygent młodego pokolenia po raz kolejny udowadnia, że gdańska orkiestra potrafi zagrać na najwyższym poziomie i pod jego batutą brzmi doskonale. Wydobyto w premierowym wykonaniu i urozmaiconą rytmikę utworu Pucciniego i oddano barwność jego instrumentacji. Orkiestrze wybornie udało się ukazać różnorodność nastrojów - od beztroskiej zabawy aktu pierwszego (mimo biedy artyści żartują i wygłupiają się), przez szampański humor podczas biesiady w akcie drugim czy niepokój trzeciego aktu aż do przejmującego tragizmu finału.
To jest spektakl tej solistki
Na scenie pojawia się cała plejada wybornych solistów z Gabrielą Legun w roli Mimi na czele. Od razu powiem, że to jest spektakl tej solistki. Ta etatowa sopranistka Opery Śląskiej, która niedawno zwyciężyła w V Międzynarodowym Konkursie Wokalistyki Operowej im. Adama Didura, to wielki operowy talent. Mogliśmy ją wcześniej zobaczyć i usłyszeć w roli Micaeli w "Carmen" i zrobiła ona wtedy na mnie i chyba całej publiczności ogromne wrażenie. Podobnie było wczoraj. Niemal każda aria tej śpiewaczki nagradzana była zasłużonymi brawami, na czele z "Mi chiamano Mimì". Jej partie zaśpiewane były czysto, mocno i wyraziście, a głos przebijał się przez nieraz bardzo głośno grającą orkiestrę. Choćby dla tej roli warto spędzić w teatrze trzy godziny.
Bardzo ciepło przyjęci byli także inni śpiewacy. W partii Rodolfo usłyszeliśmy wczoraj bardzo dobrego Jinxu Xiahou, który świetnie wykonał m.in słynną arię "Che gelida manina". W roli Musetty wystąpiła Ruslana Koval, która również pokazała swój wielki talent i również była oklaskiwana. W partii Marcello - Mariusz Godlewski. Jan Żądło kreował Schaunarda, Rafał Pawnuk w roli Collina wykonał przejmującą słynną "Aria do płaszcza", w roli Alcindoro - zagrał Leszek Kruk, jako Benoit wystąpił Leszek Skrla, jako Parpignol - Wojciech Winnicki, jako Strażnik - Wojciech Dowgiałło, jako Celnik - Krzysztof Brzozowski, a Kelnerem był Bartosz Żołubak. Dodatkowo na scenie pojawiła się niema postać Anioła - Tomasz Podsiadły, który otwierał i zamykał spektakl. Za choreografię i ruch sceniczny odpowiadają Sayaka Haruna-Kondracka i Bartosz Kondracki.
"La Boheme" to kolejny tytuł w repertuarze Opery Bałtyckiej, który uzupełnia listę wielkich dzieł operowych, jakie możemy tutaj oglądać. Wydaje się to główną misją obecnego dyrektora. Dobrze, że gdańszczanie i okoliczni mieszkańcy mają taką możliwość, by obcować z największymi tytułami operowymi świata. Pytanie tylko, czy to nie za mało jak na operę w tak dużej metropolii, jaką jest Trójmiasto?