Dlaczego nie dałam mu pić?

"Dziady" - reż. Maja Kleczewska - Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu

Wyobraź sobie historię człowieka, który przyczynił się do śmierci innych ludzi - pozwolił im zginąć na mrozie. Wyobraź sobie, że został osądzony i skazany na wieczne potępienie. Wyobraź sobie, że nigdy nie dostąpi zbawienia. A jeśli jesteś niewierzący możesz powiedzieć o nim, że nigdy nie zasłuży na miano prawdziwego człowieka. Wyobraź sobie w końcu, że ty możesz mu pomóc ocalić w nim ludzki pierwiastek. Możesz jednym gestem go zbawić. Jak Bóg

Tak, możesz być Bogiem przez krótką chwilę. Poczuć, że czyjś los leży w twoich rękach. Jednym skinieniem palca uratować śmiertelnika. Podnieść kciuk w górę. Co robisz? Masz dylemat. Bo w końcu to zwykły morderca. Wahasz się jednak. Przecież to też człowiek. Taki sam jak ty. Każdy przecież może zbłądzić. A jeśli kiedyś ty przyczynisz się do czyjejś śmierci. Na przykład przez nieuwagę potrącisz pieszego na pasach. Chwila roztargnienia, zły dzień, niskie ciśnienie. I to ciebie będą wytykać palcami. Może znajdzie się jakiś bóg, może cię zbawi, może Masz mało czasu na podjęcie decyzji Piłata. Więc co robisz? Umywasz ręce! Oczywiście, historia lubi ten schemat.

"Dziady" grane w Kochanowskim dały mi możliwość podjęcia decyzji w znanej mi historii. Gdy cierpiący męki bohater - Widmo Złego Pana - wije się z pragnienia u moich stóp, nagle ktoś wtyka mi w ręce butelkę z wodą i rzuca w moją stronę złowieszcze: "daj mu pić". Mam kilka sekund na analizę dzieła, na przemyślenie, czy działać zgodnie z zamysłem autora - samego Mickiewicza, czy pozwolić historii biec w innym kierunku. Mogłam uratować człowieka. Miałam za mało czasu i w pogoni myśli zwyciężyła jednak wierność literaturze. Nie dam mu wody, bo "Tak, musisz dręczyć się wiek wiekiem, sprawiedliwe zrządzenie Boże! Bo kto nie był ni razu człowiekiem, temu człowiek nic nie pomoże". Dziś zastanawiam się czy to wygrała siła przekazu literackiego, czy moralność podpowiadająca, że nie ma zbrodni bez kary.

Ciekawy zamysł scenograficzny spektaklu, który każe być widzom jednocześnie uczestnikami przedstawienia, pozwala na głębokie przeżycie emocjonalne. Jednocześnie wrzuca człowieka w sam środek dramatycznego dziania się. Czyni go też współodpowiedzialnym za ów wydarzenia. Jednak obserwowanie z widowni daje bezpieczny dystans. Mogę słuchać uważnie, ale mogę też wyłączyć się i obserwować aktorów bez refleksji. Mogę również zwyczajnie spać, jeśli nie szkoda mi pieniędzy wydanych na bilet. Siedząc na scenie wśród innych ludzi w kontakcie często zbyt bliskim, wśród aktorów, którzy przecież za chwilę staną się: Senatorem, Panią Rollison, Aniołkami Dzieci, Pasterką Zosią itd. muszę czuwać. Jestem w gotowości do kontaktu przynajmniej wzrokowego jak w zwykłej rozmowie między ludźmi. A jeśli zostanę wywołana do odpowiedzi, jak było ze mną i nieszczęsną butelką wody? Muszę zareagować tak jak w życiu codziennym - jest człowiek, który zwraca się do mnie, patrzy mi prosto w oczy. Choćbym miała zwyczajnie odwrócić wzrok, zdaję sobie sprawę, że jest to już jakaś decyzja, która niesie za sobą konsekwencje. Spróbuj w codziennym życiu odwrócić się od człowieka, który mówi do ciebie szukając zrozumienia w twoich oczach! Nie jest łatwo. I w teatrze nie było łatwo. A jednak mam poczucie, że nie sprostałam zadaniu

"Dziady" jako happening był przedsięwzięciem ciekawym. Najsilniejszy ładunek emocjonalny krył się we fragmentach Dziadów cz. II. Pewnie za sprawą prostych paraboli i ukrytych w nich dylematach - człowiek, jego los, moralność, zbrodnia lub zwyczajne błądzenie i jego konsekwencje. To temat, który dotyka nas nazbyt często, by mógł być nam obcy. Dziady cz. III to już poważny tekst historiozoficzny. To nie tylko dzieje narodu w określonym czasie przełomu dziejowego, losy prześladowanych i wywożonych na Sybir, ale również dyskusja o sposobach walki i roli literatury w czasach zagłady. To także wielki dyskurs z drugim w kolejce wieszczem romantycznym - Słowackim.

Spektakl w reżyserii Mai Kleczewskiej w moim odczuciu nie podjął właśnie tego, co z punktu widzenia literaturoznawcy jest jednym z najistotniejszych wątków dramatu. Sukces można "Dziadom" przypisać w kontekście poruszenia w człowieku wewnętrznej struny, bo jako opowieść o człowieku - i bohaterze dramatu i widzu - rozdrapał jednak jakąś ranę i pozwolił spojrzeć na dramat inaczej niż chcieliby szkolni poloniści.

A tak na marginesie - może warto właśnie od czasu do czasu przewietrzyć na półce z klasyką polską i wytrącić przeczytane arcydzieła z torów, na których jadą od kilkudziesięciu lat i są dla młodzieży szkolnej nieznośnym obowiązkiem? Zetknięcie młodego człowieka ze spektaklem Kleczewskiej daje nadzieję, że i w języku romantycznych tekstów można dotknąć dzisiejszego człowieka i zadać mu lekcję niepokoju w zdaniu: "daj mu pić".

Dagmara Ziółkowska
Tektura Opolska
26 października 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...