Dlaczego robimy „Kartotekę"?
Rozmowa z Rolfem AlmeWażnym jest, żeby pamiętać, iż tekst jest po prostu jednym z komponentów teatru, który komunikuje się z odbiorcą. W tej konkretnej sztuce energia fizyczna i witalność aktorów są precedensowo tym elementem komunikacji. Ma to większe znaczenie niż sam tekst.
Z Rolfem Alme - reżyserem, scenografem i kostiumografem spektaklu „Kartoteka" w Teatrze Jaracza w Łodzi - rozmawia Agnieszka Borelowska z Dziennika Tetralnego.
Agnieszka Borelowska: Co stało za doborem muzyki? Nie wydaje się ona związana ani z płynną fabułą ani z historyczną bazą czasów gdy dramat został opublikowany.
Rolf Alme - Kiedy zostałem poproszony o wystawienie "Kartoteki" od razu wiedziałem, że będę musiał inkorporować rytmiczną muzykę, by wpuścić nieco pozytywnej energii do sztuki. Pomimo humorystycznych elementów, sam tekst jest dość mroczny i melancholijny. Chciałem uniknąć stworzenia kolejnego dramatu, który lamentuje and tragiczną historią Polski jako że było to już robione wielokrotnie. Jako obcokrajowiec, mogę zmierzyć się z "Kartoteką" uwolnioną od jej tradycyjnego, socjokulturowego oraz historycznego kontekstu. Zatem jaki rodzaj muzyki powinienem wybrać? Techno lub współczesny hip hop? Nie, myślę, że to byłoby zbyt "realistyczne" i bezpośrednie. Zamiast tego, zdecydowałem się na muzykę rockową z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, która była popularna w czasach młodości Różewicza. Możliwe, że sam do niej tańczył. Rock w tej epoce ma tę unikatową cechę, że rezonuje dziś zarówno z młodszą jak i starszą publicznością. Wszyscy znamy tę muzykę i chcemy do niej tańczyć. To była swoistość, którą chciałem wnieść do spektaklu. Tekst w utworach służy mi jako mój jedyny komentarz do dramatu Różewicza. Nie mogę dodać do niego żadnych zmian, ale mogę użyć muzyki. Słowa przede wszystkim służą uwolnieniu publiczności od trwających scen i stworzeniu oderwania i przerw między nimi. One destabilizują widzów i odświeżają ich przed kolejnym aktem. Oprócz utworu "Death don't have no mercy", który bezpośrednio komentuje wątek wojny wspomniany we chwilę wcześniej usłyszanym tekście.
Określiłby Pan ten dramat jako metafizyczny czy zwyczajnie plastyczny?
- Osobiście, nie czuję jakiejkolwiek koneksji z metafizyką, więc nie jestem pewien czy mogę adekwatnie odpowiedzieć na to pytanie. Jednak, ogólnie, wierzę, że każdy tekst może zostać poddany konceptualizacji i instrumentalizacji na scenie. Bez takiej konceptualizacji moglibyśmy równie dobrze po prostu przeczytać tekst z książki. Myślę, że to jest główna artystyczna odpowiedzialność reżysera, by tekst skonceptualizować. Ważnym jest, żeby pamiętać, iż tekst jest po prostu jednym z komponentów teatru, który komunikuje się z odbiorcą. W tej konkretnej sztuce energia fizyczna i witalność aktorów są precedensowo tym elementem komunikacji. Ma to większe znaczenie niż sam tekst. Rozumiem, że takie podejście może zdawać się niekonwencjonalne, ale taki jest mój artystyczny punkt widzenia.
Co stało za decyzją, by uczynić ten dramat spektaklem dla młodych ludzi?
- Jeśli młodzi ludzie nie będą chodzić do teatrów ta forma sztuki umrze. Artyści teatralni muszą tworzyć każdy tekst, każdy performans aktualnym dla młodej publiczności. Starzy przyjdą tak czy inaczej. Jest wiele aspektów w naszych czasach, które sprawiają, że tradycyjny teatr jest dość nieatrakcyjny dla młodych. Zostali oni wychowani w społeczeństwie pełnym fascynujących, kompleksowych i częściowo interaktywnych strategii komunikacji z estetyką i prędkością znacznie inną od tradycyjnego teatru. Musimy sobie z tym poradzić. I żeby absurdalny tekst opłakujący Drugą Wojną Światową, napisany w późnych latach pięćdziesiątych pod panującą w Polsce dyktaturą, przedstawić w sposób aktualny dla młodych ludzi w 2023 roku, trzeba zrobić coś więcej niż wystawić go w sposób, w jaki zrobiono by to w latach sześćdziesiątych. Problem ze sztuką Różewicza jest taki, że wydawca jego tekstu nie pozwala na ingerencję w nią. Dlatego należy przybliżyć go współczesnej rzeczywistości za pomocą estetyki, formy oraz energii. Jako iż nie wieżę w realizm w teatrze, nie mówię o referencjach do realizmu na scenie, ale raczej o stworzeniu bardzo klarownej, formalnej rozbieżności pomiędzy sztuką na deskach i tekstem, poprzez stworzenie ostentacyjnie młodzieńczy pokaz. Tekst sam w sobie jest w mojej opinii mało interesujący dla młodych.
Wspomniał Pan wcześniej, że gdyby pracował nad tym tekstem z aktorami w Norwegii najpewniej zadawali by wiele pytań „Dlaczego?", „Po co?", więc chciałabym zapytać jak Pan odpowiedziałby na to pytanie: dlaczego?
- Dlaczego robimy „Kartotekę"? Ponieważ teatr poprosił byśmy ją zrobili. To jest pierwsza odpowiedź. Chociaż to oczywiście nie jest wystarczające. Powiedziałbym, że zrobiliśmy ten hermetyczny, historyczny tekst, który dotyczy powojennej generacji w komunistycznej Polsce jako eksperyment.
Czy jest możliwe, by zakomunikować coś poza tekstem? Czy jest możliwe, by powiedzieć coś słowami, ale wyrazić coś innego formą i ruchem? Tak. W zasadzie kłóciłbym się, że jest to właśnie kompatybilne z absurdalistyczną strategią pisarską Różewicza. Nie mógł on pisać wówczas tego, co chciał ze względu na cenzurę, więc pisał w tym absurdalistycznym styl, by stworzyć fragmentaryczne obrazy i ukryte, polityczne komentarze, które publiczność w jego czasach miała zrozumieć, ale których nie wyłapałby cenzor. W pewnym sensie my robimy to samo.
Prezentujemy każde słowo z tekstu, nawet sceniczne wskazówki Różewicza, ale nie prezentujemy scen tak jak on je opisał. Pokazujemy bohaterów i sytuacje z ironicznym dystansem bardziej jak w animacjach bądź grach video lub Tik Tokowych memach naszych czasów. Jest to estetyka znajoma młodym widzom, ale obca starszym. Więc w ten sposób tworzymy ironiczny, młodzieżowy dystans do tekstu. I broniłbym stanowiska, że ten rodzaj ironii również jest częścią formalnej strategii Różewicza. W pewnym sensie prowokujemy starem młodocianą, ironiczną formą. Wiemy, że wielu widzów oczekuje mrocznego spektaklu, opłakującego polską tragedię i Drugą Wojną Światową. Nie oferujemy tego. Zamiast, daliśmy odbiorcom optymistyczny, humorystyczny, pełen ruchu performans przy akompaniamencie rock and rolla. I dlaczego to zrobiliśmy? To oświadczenie napisałem w programie: „Przekaz jest jasny: nasza jedyna nadzieja leży w filuternej energii dzisiejszej młodzieży.
Ostatecznie, to oni są tymi, którzy muszą rozwiązać polityczne i społeczne konflikty omawiane w tekście Różewicza. Ponadto, oni niosą odpowiedzialność za zajęcie się problemami katastrofy ekologicznej stworzonej przez pokolenia ich rodziców i dziadków.
To trudne zadanie wymaga nieograniczonej, młodzieńczej energii."