Dlaczego w Szczecinie udaje się zrobić dobry festiwal, a gdzie indziej różnie to bywa?

51. Przegląd Teatrów Małych Form - Kontrapunkt

Relacja z 51. przeglądu teatrów małych form Kontrapunkt.

Gdy patrzę w twe oczy, zmęczone jak moje
To kocham to miasto, zmęczone jak ja
Gdzie Hitler i Stalin zrobili, co swoje
Gdzie wiosna spaliną oddycha
T. Love, Warszawa

Ten fragment lepiej pasuje do Szczecina. To miasto wielokrotnie zgwałcone przez historię, źródłowo słowiańskie, potem przez kilka chwil nawet polskie, w latach 1720-1945 już tylko niemieckie. Widok z 22. piętra to zapis działalności Armii Czerwonej oraz inwencji urbanistów socjalizmu, którą przyrównać można tylko do wyobraźni tłumaczy tytułów zagranicznych filmów wyświetlanych nad Odrą i Wisłą. Kilkanaście obiektów z Wałami Chrobrego na czele daje pewne pojęcie o potędze miasta chętnie odwiedzanego przez alianckie bombowce (pierwszy nalot dywanowy z okazji urodzin Hitlera 20 kwietnia 1943). W największym cywilnym schronie udostępnianym do zwiedzania pozytywnie szaleje przewodnik, showman i śpiewak w jednej osobie, czyli mjr rez. SG Jerzy Rozpondek, wnuk piłsudczyka. Polecam w jego wykonaniu szczególnie „Szli na zachód osadnicy", utwór nieprzypadkowy podwójnie, wszak Kołobrzeg o rzut beretem. Szczecin to miasto z intrygującą energią i pomysłami. Stolica województwa zachodniopomorskiego startowała w ogólnopolskim konkursie piękności o zaszczyt reprezentowania Polski jako Europejskiej Stolicy Kultury a tematem wystawy stałej w Muzeum Narodowym, w którym mieści się także Teatr Współczesny z Anną Augustynowicz, jest... Afryka. Przymiotnik narodowy zyskał u mnie nowe znaczenie, poparte dodatkowo licznym śladami PRL-u w nazwach ulic i rzeźbach, pomnikach (szczególnie zaskakują akcenty sowieckie, ale podobno to już niedługo ma się zmienić). Zaiste, Szczecin nie jest banalną miejscówką, być może najbardziej pasuje do niego określenie „psychodeliczny", ale nie zdążyłem tego sprawdzić w najbardziej adekwatnym miejscu, czyli klubie Oficyna (zdjęcia 19-30) położonym w rejonie fabrycznym, który nazywany jest też szczecińską Wenecją, kiedy spojrzy się nań od strony wody. Czasy się zmieniają, ale koniec kwietnia nadal jest ważny dla nadodrzańskiej metropolii. Już po raz 51. odbył się w całym mieście Kontrapunkt. Przegląd teatrów małych form. To kulturalna witryna miasta, impreza prestiżowa i wyczekiwana, czyli święto.

Koncept

Dla wielu Festiwal trwa tydzień i obejmuje prezentacje konkursowe z dodatkami, ale Kontrapunkt to wydarzenie zdecydowanie większe. Od 15 do 17 kwietnia, w weekend poprzedzający pokazy konkursowe, prezentuje się w dużej różnorodności teatr szczeciński. Mały Kontrapunkt to oczywiście przegląd propozycji dla młodego widza, Szczecińska Północ Teatrów to wybór najciekawszych propozycji teatru dla dorosłych i wreszcie dzień Zachodniopomorskiej Offensywy Teatralnej. Szczecin ma szczęście mieć Teatr Kana, który godnie reprezentuje off i pełni funkcję mentora środowiskowego. Inne regiony mogą pozazdrościć, warto podpatrzeć i przenieść pomysł na inne grunty. Dodatkowo czytania, warsztaty, promocje publikacji, spotkania dyskusyjne i koncerty.

Konkurs

10 bardzo różnych prezentacji. Międzynarodowość zapewniły spektakle z Austrii, Belgii i Niemiec i 6 polskich. Regulamin konkursu jest dość liberalny i praktyczny:
„W przeglądzie mogą być prezentowane przedstawienia oparte na wszelkich istniejących formach wypowiedzi teatralnej, adresowane do widza dorosłego, których kształt nie musi restrykcyjnie mieścić się w wymienionych poniżej kryteriach, aczkolwiek komisja w pierwszej kolejności będzie rozpatrywała spektakle spełniające następujące warunki:
całkowity czas trwania – maksymalnie 90 minut,
liczba wykonawców – do 6 osób,
warunki techniczne – możliwość wystawienia w dowolnej przestrzeni, stosunkowo mała scenografia, łatwa do zmontowania w krótkim czasie". Za i więcej

Na szczęście dla odbiorców, selektorzy podeszli liberalnie do liberalnego regulaminu i zostały zaprezentowane spektakle z większą, niż mieszczącą się w samochodzie osobowym, scenografią.

Werdykt Jury

Antypodami konkursu były z jednej strony prezentacja Och-Teatru Krystyny Jandy z drugiej propozycje austriacka i belgijska. „Maria Callas. Master Class" w reżyserii Andrzeja Domalika to propozycja benefisowa, kolejna, która to już?, możliwość popisu dla Krystyny Jandy. Spektakl tradycyjny, oparty na rzemiośle, nie zawierający odkryć na żadnym z teatralnych poziomów, trochę celebrycki. Gdziekolwiek się pojawi, trudno dostać bilety, ale artystycznie zachowawczy, wręcz staroświecki. Najdalej od Jandy zawędrował znany już kontrapunktowej publiczności Benjamin Verdonck. Jego (w koprodukcji z Toneelhuis i KVS "notallwhowanderrarelost" to detalicznie dopracowany bardziej performans niż klasyczny spektakl (zobacz trailer). Niewiele słów, kilka skeczy i rozbudowana prezentacja z użyciem konstrukcji, która przypominała skrzyżowanie maszyny tkackiej z dioramą. Ten radosny pokaz zapraszał wyobraźnię widza do nieoczywistych następstw, zaskakująca prezentacja spotkała się z żywą reakcją publiczności i zauważeniem przez Jury (Nagroda im. Zygmunta Duczyńskiego dla Indywidualności Artystycznej Festiwalu). Nietypowy, jak na wyobrażenia festiwalowe, był także austriacki "Deep Dish", z którego dowiedzieliśmy się m.in., że gdyby kiedykolwiek doszło do katastrofy jądrowej, to uratują nas Norwedzy, bo mają bank nasion wszystkich roślin rosnących na Ziemi. Wiadomość przyjąłem z lekką rezerwą, ale performans, a dokładnie "film choreograficzny na żywo", jak nazwali swój pokaz znani już na Kontrapunkcie (nagrody w 2012 roku za „Talking Head") wiedeńczycy z Liquid Loft , wzbogacił i jako jeden z trzech rozszerzył konkursowy przegląd o kontekst globalny.

Pomiędzy pozostali Polacy i Berlin. "Ewelina płacze" TR Warszawa cieszy się już niemałą popularnością. To jeden z wyników bardzo udanego projektu „Teren TR" (polecam też "Grind/r"). Rozbudowana wariacja zabawy w „Być jak ktoś sławny" szczerze bawi, a Adam Woronowicz po raz kolejny udowadnia, że jest jednym z najbardziej obiecujących komików wszystkich ekranów i scen. Teatr Polski z Bydgoszczy potwierdził opinię najbardziej eseistycznego i alterglobalistycznego teatru w Polsce prezentacją w reżyserii Weroniki Szczawińskiej. „Wojny, których nie przeżyłam" Agnieszki Jakimiak zawiesiły wysoko poprzeczkę percepcji, penetrując problematykę wojenną w zaskakującym ujęciu. Spektakl festiwalowy był dość typowy dla nowego opakowania bydgoskiego, sygnowanego przez Wodzińskiego i Frąckowiaka. Konsekwentny stylistycznie i tematycznie, dopracowany technicznie, zaprasza widza do poważnej, choć być może za trudnej dla większości rozmowy na tematy ponadpolskie. Teatr eseistyczny czy esej teatralny? – oto jest pytanie.

Kto ma większą traumę: dziecko czy rodzice? Kto komu robi krzywdę? Czym jest rodzicielstwo? Wojciech "Wojtek" Klemm w roli rodziców i dziecka obsadził autentyczną rodzinę Peszków: ojca Jana, syna Błażeja i synową Katarzynę Krzanowską, ale lekko zmienił relacje. Synem pary życiowej i scenicznej jest Jan, co buduje dodatkowy poziom metafory i tragikomizmu z akcentem na komizm. Rzecz opowiedziana w optyce dziecka, do której najlepiej dopasowuje się kompozytor i wykonawca muzyki na żywo Dominik Strycharski. Dziecięce instrumenciki ze sklepu z zabawkami, strój-piżama smoka a do tego prosta elektronika najdłużej pozostają w pamięci.

Jak to się dzieje, że w polskim teatrze najpiękniej dzisiaj wybrzmiewa język polski w sztukach Iwana Wyrypajewa? Oczywiście nie można pominąć zasług Agnieszki Lubomiry Piotrowskiej, ale przecież producent kisłowoda już właściwie nasz. Dobrze mówi po polsku, więc może i pisząc po rosyjsku pisze z nadwiślańską świadomością językową? Kiedyś nie mogłem mu wybaczyć, że ukradł Karolinę Gruszkę, nasz skarb narodowy. Ten czyn długo uważałem prawie za kolejną wrogą interwencję moskalową, kolejny zabór bez mała, ale ostatecznie poddałem się i uznałem wielkość nowego Mickiewicza. „Nieznośnie długie objęcia", koprodukcja Teatru Powszechnego im. Zygmunta Hübnera w Warszawie i Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie, premierowana na festiwalu Boska Komedia, to uczta dla miłośników teatru literackiego, „gadanego". Wielu musi być ich w Szczecinie, bo spektakl zdobył nagrodę publiczności.

Strona Festiwalu

Moim faworytem do głównej nagrody byli "Aktorzy żydowscy". Spektakl według tekstu Michała Buszewicza (2015 to był absolutnie jego rok!) i w reżyserii Anny Smolar. Teatr Żydowski im. Estery Rachel i Idy Kamińskich w Warszawie zasłużył na nagrodę MIP (Most Improved Player) lub, żeby pozostać przy polskich nazwach, na nagrodę pt. "Tu zaszła zmiana". W krótkim czasie jeden z dwóch publicznych teatrów w Europie, w których gra się w jidysz, dokonał skoku jakościowego o jaki nikt chyba go nie podejrzewał, bo komentarze po bezkonkursowym powierzeniu funkcji dyrektora Gołdzie Tencer, wdowie po wieloletnim dyrektorze Szymonie Szurmieju, były, mówiąc delikatnie, chłodne. Aż tu w krótkim czasie kilka absolutnie zaskakujących strzałów, z których „Aktorzy żydowscy" są najlepszym przykładem, bo w dużym stopniu autotematycznym. Swobodna gra, która stała się kiedyś wyznacznikiem "Nowego teatru" i najpełniej rozwinęła się w Teatrze Polskim we Wrocławiu, była argumentem średnio popularnej tezy, że nie ma złych aktorów tylko czasem reżysera brak. Aktorzy przeglądali się w sobie, podważali stereotypy narosłe przez lata praktyki teatralnej i po prostu wyzwolili się. A do tego w Whiplashowym duchu perkusistka co razem dało jeden z przebojów roku, co zauważyło także szczecińskie Jury, przyznając "Aktorom" główną nagrodę.

Kierunek Berlin, czyli na gigancie

Na gigancie – tak zatytułował wolontariusz Janek swą blogową relację z 10. już w ramach Kontrapunktu wyprawy do Berlina. Faktycznie, przeżycia były. Jechałem akurat autokarem, któremu "poszła" skrzynia biegów, przez co przez ponad godzinę mogliśmy obserwować życie ulicy berlińskiej na wysokości Fundacji Konrada Adenauera. Po kilku minutach śmiechu, jaki towarzyszył rozpoznawaniu figur Adenauera i de Gaulle'a przez uczestników wycieczki (propozycje były smakowicie kompromitujące) skoncentrowałem się na inspirującej obserwacji działań ulicznego żonglera.

Dzień berliński to wielka atrakcja Kontrapunktu. Trzy spektakle z polskimi napisami lub tłumaczeniem i dojazd za jedyne 130 zł to wyjątkowa oferta. W tegorocznym programie znalazły się dwa pokazy konkursowe: "Baal" na scenie kameralnej Deutsches Theater Berlin i „Bella Figura" Schaubühne am Lehniner Platz oraz poza konkursem „War and Peace" grupy Gob Squad, koprodukcji niemiecko-brytyjskiej, pokazanej w Volksbühne am Rosa-Luxemburg-Platz. Już w samo południe, czyli w porze przedstawień dla dzieci, juwenilijny „Baal" Brechta, potwierdzający od razu dwie tezy teatralne: że lepiej nie wystawiać młodzieńczych sztuk mistrzów i że jeśli coś jest rzadko wystawiane, to są ku temu słuszne podstawy. Niemniej jednak doświadczenie ciekawe, podobnie jak dostrzeżona przez Jury scenografia i brak zahamowań estetycznych Christopha Frankena, który zdaje się specjalizuje w bezkrytycznym obnażaniu (zobacz wideo 1:38-1:50). Raziło także tłumaczenie (kwiatki w stylu: "spłynięta Joanna"). Tego samego dnia wieczorem na dużej scenie Deutsches była premierowana „Uległość" wg Houllebecqa, ale nie narzekajmy.

Liczyłem na strzał w postaci „War and Peace" znanej z występów w Polsce grupy Gob Squad. Oczekiwanie było wzmożone miejscem pokazu - Volksbühne am Rosa-Luxemburg-Platz to teatr z piękną historią, rewolucyjną wręcz. Pierwsze ostrzeżenie już przy wejściu: "Everything is going to be fine in the end, if it's not find, it's not the end".

Sentencja Oskara Wilde'a miała się do moich oczekiwań jak Michał Wiśniewski do wiśniówki. Dalej już tylko katastrofa. Taka fajna, milutka, z interakcją. Aktorzy zaprosili widzów do współudziału, kamera powiększała i "rzucała" na ekran, żebyśmy lepiej widzieli, dzięki czemu wyraźnie było widać znaczek KODu na piersiach przedstawiciela naszej wesołej, teatralnej wycieczki. Zero buntu, prowokacji, zaskoczenia, tajemnicy. Ot cienkie jak wojskowa zupa z pokrzywy danko hipsterskie, typowy przykład naiwnej, milutkiej, nikomu nie przeszkadzającej aktywności zamożnych specjalistów od partycypacji i szkoleń. W październiku do zobaczenia na lubelskich Konfrontacjach Teatralnych. Super za to była podłoga w teatrze.

Thomas Ostermaier nie wiadomo dlaczego (podobno z powodu świetnych dialogów) jako kolejny, wielki twórca wziął się za tekst Yasminy Rezy. "Bella Figura" w jego Schaubiene to miała być gwiazdorska (Nina Hoss i Mark Waschke) komedia z podtekstami a wyszła bezstylowa konfekcja. Znakiem rozpoznawczym w teatrach berlińskich były zapałki, które można było bezpłatnie wziąć z Volksbühne am Rosa-Luxemburg-Platz i Deutsches Theater Berlin, jednak pożaru nie było. W Schaubiene zabrakło nawet gratisowych zapałek.

Dodatki

Skromne, ale dobrze dobrane. Niezwykle adekwatny i uniwersalny był temat sesji teatrologicznej: "Nowy" teatr nie(po)rozumienia". Generalnie większość osób niewiele rozumie w teatrze, a tak serio to wydaje się, że metka "Nowy teatr", znacząca wydarzenie po przewrocie styczniowym 1997 roku (premiery „Bzika tropikalnego" Jarzyny i „Elektry" Warlikowskiego), jest do zmiany. Za dużo było „nowych" teatrów, warto pomyśleć o czymś oryginalniejszym. Podważyłbym też efektowne zestawienie z 18 stycznia: debiut Jarzyny był strzałem, wielkość Warlikowskiego jeszcze się tak nie objawiła wówczas. Bohaterem sesji przygotowanej i prowadzonej przez Dariusza Kosińskiego był Maciej Nowak, który powiedział, że niczego się nie boi. Nowak jest absolutnym fenomenem pop kultury, nawet jego wpisy o konsumpcji psa ściągają setki wegetariańskich lajków na Facebooku. Czy Maciej Nowak jest Malcolmem McLarenem "Nowego teatru"? Do dyskusji.

Na pozakonkursowy deser zaprezentowano spektakl "nie-boska komedia. WSZYSTKO POWIEM BOGU!" Starego Teatru w Krakowie autorstwa Pawła Demirskiego (tekst inspirowany Krasińskim) i w reżyserii Moniki Strzępki. Wcześniej m.in. pokazy Teatroteki, stacyjny i plenerowy zarazem „Sen Owidiusza. W ogrodzie przemian" berlińskiego Theater Anu, Noc Performerów, wystawa plakatów w opracowaniu Zenona Butkiewicza, do niedawna jednego ze sterników polskiego teatru, od lat związanego ze Szczecinem. Zaprezentowano też publikację nt. festiwali teatralnych w Polsce pt. „Między świętem a przesytem" pod redakcją D. Kosińskiego (szkoda, że tak słabo o pomorskich festach). Pozakonkursowo, oprócz weekendu przed, zaprezentował się także Szczecin. Teatr Współczesny na pewno po stronie sukcesów może zapisać "Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku" Doroty Masłowskiej w reżyserii Piotra Ratajczaka. Teatr Lalek "Pleciuga", główny gospodarz Kontrapunktu, zaprezentował "Poruszenie" wg wierszy e.e. cummingsa w reżyserii (debiut) i wykonaniu Marty Łągiewki, popularnej w Szczecinie aktorki Pleciugi. Podana w pięknej manierze słowno-muzycznej przypominającej Magdę Umer w "O niebieskim pachnącym groszku" poetycka opowieść o miłości była piękna. Było tak pięknie, że chyba aż za ładnie. Kontrapunkt to nie tylko teatr, w festiwalu wzięła udział także m.in. Filharmonia a karnet festiwalowy upoważniał do bezpłatnego korzystania z wystaw Muzeum Narodowego w Szczecinie. Festiwal miał też swój koloryt, na długo zapamiętam ober wolontariuszkę Anię, weterankę wielu kampanii kotrapunktowych, i uroczego wolontariusza Janka.

Ocena Festiwalu

To był bardzo udany festiwal. Jak na budżet, czyli milion sto, można śmiało stwierdzić, że świetnie skrojony. Dobra selekcja spektakli konkursowych (no może poza Berlinem, ale i tak było to ciekawe doświadczenie) zapewniła różnorodność tematyczną i gatunkową. Największym walorem było spotkanie offu z głównym nurtem – pod tym względem Kontrapunkt jest wyjątkowy. Jak każdy dobry festiwal, szczecińska dekada była witryną lokalnych dokonań. Z perspektywy Trójmiasta z zazdrością obserwowałem współegzystowanie teatralne w Szczecinie. Dzieje się tak z wielu powodów, na pewno sporą rolę odgrywa w tym projekcie Teatr Kana i nie dziwi, że powstała Zachodniopomorska Offensywa Teatralna. W Szczecinie uzyskano consensus kulturalno-społeczny, powstało wydarzenie nie konkurencyjne, ale synergiczne.

51 przegląd teatrów małych form Kontrapunkt. Szczecin, miejsca różne, 15-24 kwietnia 2016

Piotr Wyszomirski
Gazeta Świętojańska
6 czerwca 2016

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia