Długa droga

"Fill it up" - Jean - Guillaume Weis (Luksemburg)

Życie tancerza nie jest proste, wybrana pasja wymaga wielu wyrzeczeń, a droga do sukcesu jest zazwyczaj bardzo długa - tego rodzaju refleksja nasuwa się po spektaklu Jean`a -Guillame`a Weiss`a "Fill it up".

Tancerz i choreograf urodzony 40 lat temu w Luksemburgu, w ironiczny, pełen dystansu i humoru sposób opowiedział o historii swojego życia. Pokonał ciężką drogę, by stać się profesjonalistą i wpracować swój własny styl w tańcu, co zostało pokazane w tym autotematycznym spektaklu. 

„Fill it up” oznacza po angielsku wypełniać, uzupełniać. W kontekście całości tytuł może oznaczać, że każdy z nas ma prawo dopełnienia scenicznej opowieści według własnego uznania i zinterpretowania jej samemu. Nie znam dokładnego życiorysu Jean`a - Guillame`a Weiss`a, ale na podstawie przedstawionych scenek domyślam się, że w życiu przeżywał fascynacje różnymi technikami – orientalnym tańcem wschodnim, współczesnym, a przede wszystkim tańcem klasycznym, który stał się podstawą jego edukacji. Artysta pełny różnorodnych doświadczeń, chce pochwalić się nimi na scenie, czego dowodem jest kilkukrotnie przywoływana Pina Bausch, w której szkole się pobierał nauki. Każdy z fragmentów jego opowieści ilustrowany jest gwałtownie zmienianą muzyką. Piosenki reprezentują różne style – począwszy od alternatywnego Manu Chao, klubowego Underworld, poprzez utwory hip-hopowe, rockowe, aż po muzykę poważną. Taniec Jean`a, przypomina fragmenty ćwiczeń z prób bądź swobodne pląsanie przy sprzątaniu mieszkania, gdy nikt nie patrzy. Sceniczny ruch nie zawsze jest atrakcyjny, niektóre z fragmentów nużą widza swoją długością. Dopiero w finale choreograf prezentuje w pełni swoje możliwości, pokazując taniec we własnym, oryginalnie wypracowanym stylu.

Istotny jest głos, wprowadzający widzów w przedstawianą historię, której bohaterem będzie artysta u kresu swojej kariery. Ironicznie komentuje całość, wprowadzając elementy humoru. Żarty te nie bawiły każdego, zwłaszcza jeśli ktoś nie zna zbyt dobrze języka angielskiego, w którym przemawia głos. Całość uzupełniona jest wizualizacjami – fragmentami filmów z tancerzem, pokazujących go w innych sytuacjach. Wydaje się, że można obyć się bez tych scen, nie wywołując szkody dla spójności całokształtu. Być może miały świadczyć o umiłowaniu natury oraz fascynacji tancerza gotowaniem, ale te aspekty życia równie dobrze można pokazać na scenie bez używania tak modnych ostatnio środków multimedialnych, które są tu zbędne.

Bohater wyłaniający się ze wszystkich scen, sprawia wrażenie zmęczonego tańcem i spragnionego odpoczynku. Wydaje się tęsknić za młodością, a zwłaszcza utraconą sprawnością fizyczną, jak w wizji z umięśnionym mężczyzną, przypominającym Arnolda Schwarzeneggera. Mimo lat spędzonych na nieustannych ćwiczeniach, nie żałuje poświęconego czasu. Taniec daje mu wielką satysfakcję i jest prawdziwym sensem jego życia, co stanowi pozytywne przesłanie dla początkujących tancerzy, tak licznie zgromadzonych na widowni.

Pomysł na tego rodzaju autotematyczny spektakl był dobry, jednak nie do końca konsekwentnie zrealizowany. Przed śmiesznością pozwala obronić się wybrana konwencja autoironii, ale śmiało można tu postawić zarzut nadmiernego egocentryzmu Luksemburczyka. Trudno jest mówić o samym sobie, dla niektórych artystów jest to forma autoterapii, gdy poprzez sztukę mogą wyrazić na scenie, to co skrywają głęboko w duszy. Z pewnością spektakl miał większą wagę dla uczestników zajęć Modern Contemporary prowadzonych przez Jean`a - Guillame`a Weiss`a, którzy dzięki temu mają szansę poznania bardziej prywatnie swojego nauczyciela. Jednak wartość tego spektaklu dla osób postronnych jest znacznie niższa, bo pozbawiona uniwersalności.

Wioleta Rybak
Gazeta Festiwalowa
10 lipca 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia