Dłużej, więcej, inaczej

27. Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski: 2023-07-27 - 2023-08-05

Festiwal Szekspirowski w poszukiwaniu nowego formatu i… Szekspira. Multimedialna relacja* z najważniejszego wydarzenia teatralnego na Pomorzu. Autorzy namawiają do oglądania filmików i otwierania hotlinków, bo dopiero wtedy relacja ukaże się w pełni.

Ogólnie

Zakończony 6 sierpnia 27. Festiwal Szekspirowski był z pewnością wyjątkowy i zaskakujący. Pokazał, że wpisanie go do Klubu 27 jest przedwczesne, mimo że tym razem stałych fanów, przyzwyczajonych do formatu lipcowo-sierpniowego święta odbywającego się w czasie Jarmarku św. Dominika, było niewielu. Byli za to widzowie nowi, frekwencja na większości pokazów była bardzo wysoka, choć zaskakiwały wolne miejsca na niektórych ekskluzywnych, wydawałoby się, prezentacjach (głównie Dolina Charlotty** i Needcompany). Te wolne miejsca to jak zwykle miejsca vipowskie i sponsorskie.

Mówiąc o frekwencji, należy pamiętać, że większość spektakli odbywała się w salach małych lub średnich, podwójne zapełnienie dużych obiektów, jak zdarza się to np. na festiwalu Kontakt (Castellucci, Papaioannou x 2 w Jordankach), chyba byłoby niemożliwe, co świadczy jakoś o publiczności milionowej aglomeracji (Toruń, dla porównania, liczy ok. 180 tys. mieszkańców, nie licząc studentów oraz imigrantów). Oczywiście wpływ na frekwencję ma termin festiwalu, ale refleksja na temat naszej publiczności teatralnej na pewno zasługuje na osobne, wielokontekstowe rozwinięcie. Widzowie teatralni Trójmiasta, na co dzień nierozpieszczani nadmiernie atrakcyjnością oferty, głodni są wydarzeń i odświętności, dlatego bez trudu udało się wytworzyć atmosferę pozytywnego snobizmu.

Tegoroczny fest był za to najdłuższy w historii, trwał 12 dni, zamiast zwyczajowych 10. Najwięcej było też konkursów i nagród (doszły Nowy Yorick i Grand Yorick, a Złoty Yorick, dotychczas honorowy, został wsparty nagrodą finansową w wysokości 40 tys. zł). Widzowie mogli zobaczyć 25 spektakli z Polski, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Ukrainy, Francji i Belgii oraz pokazy filmowe; były także warsztaty, spotkania z artystami, wernisaż – w sumie ponad 50 wydarzeń w wielu lokacjach przede wszystkim Gdańska i Sopotu (Scena Kameralna Teatru Wybrzeże).

Tradycyjnie wychodziła gazetka (ale już bez „English corner"), a najlepsza w historii strona internetowa festiwalu i teatru, zawierała dobrze przygotowaną informacją wzbogaconą o podcasty i filmiki zapowiadające pokazy. Wiele sympatycznych pomysłów promocyjnych (m.in. nasiona zamiast kwiatów) i drobiazgów dodało kolorów tegorocznemu świętu. To wszystko za jedyne 1,8 mln zł. Tak, tak – jedyne, bo w ostatnich latach horrendalnie wzrosły ceny wszystkiego, najbardziej transportu. Tak więc szacun za takie bogactwo.

Back to Poland i empowerment szekspirowski

Tym razem nie było „Sold out" tylko „Wyprzedane" (uśmiech), plakat też polski i ogólnie Polacy potrafią (uśmiech). Poprzednie dwie edycje zostały zewaluowane, zrezygnowano z elementów nietrafionych (np. nagroda publiczności), wyraźnie poprawiła się obsługa medialna, która sprawiła, że zaczęliśmy sobie przypominać radosne czasy, gdy za kontakt z mediami była odpowiedzialna Anna Szynkaruk. Wszystko to sprawia, że z dużą przyjemnością konstatujemy, iż Festiwal jest coraz lepiej zorganizowany, jak i Gdański Teatr Szekspirowski prowadzony.

Głos Waldemara Tomczaka, wytrawnego widza towarzyszącego festiwalowi od wielu lat:
https://www.youtube.com/watch?v=2SRHJznG98A

To zasługa Agaty Grendy, która wprowadziła nową jakość w zarządzaniu instytucją kultury, dzięki czemu można powiedzieć, że Gdański Teatr Szekspirowski ma wreszcie dyrektora z prawdziwego zdarzenia. Nie należy tej opinii uważać za dyskredytowanie dorobku Jerzego Limona, którego zasługi są powszechnie znane i niepodważalne. Prof. Limon pełnił wiele funkcji i pewnie GTS był jego oczkiem w głowie, ale nie mógł się poświęcić tylko teatrowi. Chyba najciekawszym elementem w stylu Grendy jest jej koncepcja zarządzania. Zastosowany przez nią empowerment doprowadził w tym roku do absolutnie bezprecedensowego rozwiązania: o wyborze spektakli festiwalowych decydował 13-osobowy zespół kuratorski złożony z pracownic i pracowników GTS. To pomysł pionierski, a co za tym idzie ryzykowny, co przyniosło w efekcie dyskusyjne decyzje. Krytycy tego rozwiązania zarzucali ucieczkę przed odpowiedzialnością, zwolennicy równościowych rozwiązań chwalili progresywność. Efekt artystyczny ostatecznie był dyskusyjny.

Kłopoty z polskim Szekspirem

Spektakle zakwalifikowane do finałowego pokazu konkursu o Złotego Yoricka proponuje od 2012 r. Łukasz Drewniak. W tym roku wszystko zatwierdzał zespół kuratorski, ale nie było odstępstw od propozycji krakowskiego teatrologa, natomiast wybrany zestaw pięciu tytułów był bardzo nierówny. W rozmowie z selekcjonerem:
https://www.youtube.com/watch?v=trhv_iLlAfs
poznaliśmy dylematy jego i dyrekcji (zespołu?). Zaproponowaliśmy w związku z tym, aby ponownie zmienić regulamin i dopuścić możliwość nieprzyznawania Złotego Yoricka i rozszerzyć możliwości nagradzania – np. z ogólnej puli nagradzać aktorów czy realizatorów. Festiwal bardzo daleko odszedł od pierwotnych założeń, nie jest ani raportem, ani prezentacją najlepszych inscenizacji, ani tym bardziej nie ma w nim zbyt wiele słowa Szekspira, o co kiedyś bardzo dbał prof. Limon. Jest głównie poszukiwaniem trendów.

Można zrozumieć ambicje krytyków i kuratorów, którzy chcieliby być inspiratorami, kreatorami, ale ważniejsza dla widza jest jakość spektaklu a nie ideologia, która najczęściej ma krótki termin przydatności do spożycia.

Wartością były na pewno spektakle inkluzywne, które przybliżyły nam mało znane, a ważne zjawisko w polskim teatrze, jakim jest bez wątpienia teatr osób z niepełnosprawnością:
https://www.youtube.com/watch?v=Chxe7WsvqLY

Kłopoty z Szekspirem niepolskim

Kurator zbiorowy podejmował decyzje głównie na podstawie zapisów. To nie sprawdziło się w zeszłym roku, gdy Joanna Klass oglądała teatr na monitorze, i trudno powiedzieć, by przyniosło to jakiś dużo lepszy efekt w tym roku. Właściwie oprócz Needcompany, może jeszcze flamenco i na pewno Ukraińców, nie było spektakli niezapomnianych, nie było w ogóle tego, na czym była zbudowana marka festiwalu, czyli pełnoformatowych, polifonicznych Szekspirów. Zdecydowanie lepiej mniej a dobrze, festiwal nie musi mieć aż 25 tytułów, warto korzystać ze specjalistów i na ich opiniach opierać repertuar. Oczywiście łatwo powiedzieć, ale trudno zrobić – ktoś może skontrować, ale jest to, czyli lepsza selekcja, jak najbardziej do zrobienia.

Drugie podejście z Nowym Yorickiem

Drugie podejście do festiwalowej koncepcji wdrażania młodego pokolenia reżyserów w arkana „Szekspirlandii" powiodło się, bo się odbyło. Nie odpaliłabym jeszcze fajerwerków, ale nadzieja jeszcze nie umarła. Z 27. eksplikacji wybrano trzy, a każdy z teatrów współpracujących wybrał sobie, uzasadniając wybór, jedną koncepcję i jej konstruktorów.

To, co najlepsze

GTS zaciera fatalne wrażenie po koprodukcjach („Burza", „Księżycowy chłopiec"). Agata Grenda do gabloty z trofeami dołożyła po „1989" kolejną zdobycz. „Billy's Joy", koprodukowany z Needcompany i sześcioma innymi instytucjami to rewers dzieła, które tworzy całość ze wcześniejszym „Billy's violence" (pokazany na Festiwalu Szekspirowskim dwa lata wcześniej). Formacja Jana Lauwersa, która zachwyciła na Festiwalu Malta w 2013 r., co zaowocowało koprodukcją z poznańskim festiwalem spektaklu „All good" (2014), nie zawiodła. Po raz kolejny Lauwersowie (reżyseria, scenografia, kostiumy Jana, scenariusz Victora Afunga) i Maarten Seghers (muzyka) zatańczyli z Szekspirem. Tym razem zabawili się z komediami, ale tak jak wcześniejszy eksperyment na tragediach był dość zorganizowany, tak tym razem była już jazda bez trzymanki, po prostu „joy".

Realizatorzy zabawili się nawet napisami, które tworzone były różnymi czcionkami, co być może, a może nie, miało jakieś znaczenie, ale nie to było najważniejsze, choć zauważalne. Zespół potwierdził niezwykłe przygotowanie ruchowe, lekkość i swoboda, z jaką poruszali się performerzy w różnym wieku i, przede wszystkim koncepcja teatralizacji, mogą być inspiracją zarówno dla aktorów dramatycznych, jak i tancerzy.

https://www.youtube.com/watch?v=fxsjuADWY5s

„Sen nocy letniej" w reżyserii Andrija Bilousa z Kijowskiego Narodowego Teatru Akademickiego Mołodyj z Ukrainy to była potrzebna dawka energii. Przepis na oczarowanie polegał na wykorzystaniu potencjału młodych aktorów, wprowadzeniu ich w dynamiczne układy choreograficzne, wykorzystaniu siły pieśni wyrosłych z ukraińskiego folkloru i skompilowaniu tego wszystkiego z tekstem Szekspira (podawanym po ukraińsku i angielsku). Całość okraszona została humorem rodem z pantomimy, korzystano z technik śpiewu białego i gardłowego, z lekkością i w porywający sposób ograno proste „instrumentarium" sceniczne. Czy było to arcydzieło sztuki scenicznej? Z pewnością nie, ale Ukraińcy pokazali, że teatr może być lekkostrawną rozrywką, przynoszącą widzowi pokłady optymizmu nasączonego przemyślaną konstrukcją tekstowo-wizualną, momentami wielopoziomową. Była to pełnoprawna propozycja artystyczna (premierowana w 2019 r.) a oklaski i standing ovation nie były li tylko braterskim gestem z walczącym narodem. Spektakl otrzymał Nagrodę Polskiego Towarzystwa Szekspirowskiego „Księga Prospera".

https://www.youtube.com/watch?v=p9mSybE4Z0k

Na poziomie muzycznym, wokalnym i tanecznym „Hamlet. The dance of the melancholic" w chor. Jesúsa Herrery był demonstracyjnie przyjemnym widowiskiem. Incydentalnie włączony do pokazu Akademicki Chór Uniwersytetu Gdańskiego miał możliwość skorzystania z innego rzędu doświadczenia. Jego partie wokalnie nie były rozbudowane, jednak wyraźnie wpisywały się w koncept całości. To śpiew Marian Fernández budował charakter nostalgii wynikającej z tragicznej opowieści. Niezrozumiały dlatego był brak tłumaczenia tych pieśni, co w moim odczuciu zdecydowanie osłabiło odbiór. Oczywiście, kultura flamenco podlega specyficznym założeniom, także takim, że rozumienie treści nie musi współgrać z odbiorem siły śpiewu, jednak jako naród północy potrzebujemy też zaplecza tekstowego. Taniec głównego choreografa odebrał jednak wszystkie argumenty malkontentom. Jesús Herrera porwał, zachwycił i oczarował. „W ogień skoczyłabym" jednak za Hugo Sánchezem, czującym, nie niuansującym, dojrzałym, ale szalonym, drugoplanowym, ale chwytającym za trzewia.

https://www.youtube.com/watch?v=PshL_uv_fGc

Szekspirowska Dolina Charlotty

Pierwszego dnia festiwalu Andrzej Seweryn dwukrotnie zaprezentował się w monodramie „Lear" w reżyserii Janusza Opryńskiego. Grand liga polska zawitała do Gdańska w odsłonie minimalistycznej, obarczonej bardzo komunikatywnym, wielopłaszczyznowym dramatem Szekspira. Lear po śmierci, w zaświatach, może w czyśćcu, doświadcza odnawialnej tragedii rodzinnej, która w żaden sposób nie zmierza do doświadczenia namiastki spoczynku. Zapętlone cierpienie ustawicznie pogłębia się z każdym wypowiedzianym słowem, myślą i samą ideą myśli. Lear już nic nie musi, może poddawać przestrzeń swojemu złorzeczeniu i szaleństwu, może cierpieć w sposób niezakłócony przez kogokolwiek i cokolwiek. Król pozbawiony władzy, rodziny i życia może wpisywać się dzisiaj w nurt społecznego odrzucenia ludzi starych, pozbawianych samostanowienia, świadomie deprymowanych, zapominanych. Ale też Lear wg Opryńskiego i Seweryna to pozbawiony jakichkolwiek przymiotów starzec, odpychający powierzchownością, ulegający prostym skłonnościom, irytujący, charczący, egocentryczny. Nie przeszył mnie ten Lear, bardziej odrzucił, zniechęcił, jednak ikoniczny Andrzej Seweryn na polu konfrontacji scenicznej nie zawiódł. Po raz pierwszy w historii festiwalu wręczono Grand Yoricka właśnie jemu.

https://www.youtube.com/watch?v=Y8xVvXJaMtc

Paryski Théâtre des Bouffes du Nord jest przyjazną przystanią dla nestorów. „Projekt »Burza«" podpisany przez zmarłego w zeszłym roku w wieku 97 lat Petera Brooka, to spektakl charakterystyczny dla podsumowujących swą twórczość artystów, którzy nie szukają wyzwań, tylko minimalizują liczbę znaków i dodatków, by wyłuskać istotę. Takie spektakle ogląda się ze wzruszeniem, głównie dla wspomnienia i z szacunku dla dokonań wielkich twórców i prezenterów. Na filmiku poniżej m.in. otwarcie dachu ku czci i Kathryn Hunter odczytująca ulubiony przez Brooka sonet Szekspira:

https://www.youtube.com/watch?v=7hUyB6yTX7c

Byłoby przepięknie, gdyby obecność pamiętnej z ról w filmach Greenawaya czy Mike'a Leigh członkini londyńskiego teatru Complicite, była zapowiedzią pokazania w Gdańsku spektaklu Simona McBurneya „Prowadź swój pług przez kości umarłych" wg Olgi Tokarczuk (trailer, recenzja Tomasza Domagały tutaj).

Bohaterką drugiej podróży sentymentalnej była Charlotte Rampling, która jakby w przedłużeniu występu Hunter przedstawiła większy wybór sonetów w towarzystwie wiolonczeli.

Szekspirowską Dolinę Charlotty odwiedził też Tim Crouch z monodramem „Truth's a dog must to kennel". To właściwie bardziej stand-up, przyjemny w odbiorze melodii języka angielskiego, ale już nie tak elektryzujący jak pierwsza wizyta sympatycznego i autoironicznego młodziana (ten najmłodszy wykonawca w Dolinie liczy tylko 59 lat):

https://www.youtube.com/watch?v=lfFrxiFjNdM

Mimo że nie najmłodsi, to najbardziej krzepcy byli królowie absurdu z Łodzi Kaliskiej. Spotkanie z zespołem istniejącym już 44 lata (jakże wymowna liczba – zasługuje na osobne, absurdalne podsumowanie!) było świeżym powiewem, cudną anarchią i chwilowym oczyszczeniem. Wizycie łodzian towarzyszyły: pokaz filmu, wystawa, osobny i bogato ilustrowany program wydarzenia ze wstępem Marii Poprzęckiej i bankiet), gościnnie wystąpił Michał Urbaniak. Taki zestaw mógł być w Gdańsku pokazany dzięki zaangażowaniu finansowemu Andrzeja Stelmasiewicza, niedościgłego na Pomorzu prawdziwego filantropa, który z własnej kieszeni wyłożył już niejeden Milijon (a imię Jego:), wspierając kulturę naszego regionu.

https://www.youtube.com/watch?v=3MeXnLKH8CE

Rozszczelnienie i wiadomości spoza bańki festiwalowej

Werdykt konkursu o Złotego Yoricka, rezygnacja z nomenklatury festiwalowej (brak wyakcentowania Nurtu głównego), zrównanie ze sobą wszystkich prezentacji doprowadziły do rozszczelnienia pojęciowego. Być może wynika to z ogólniejszego imperatywu Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego i trendów światowych oraz nadwislańskich, być może zagrały tu mocno ambicje kreatorskie kolektywu kuratorskiego i chęć wpisania się w turlającą się zmianę pokoleniową w polskim teatrze.

Wiadomości spoza festiwalowej bańki są niejasne, ale strzępy informacji dochodzą. W czasie festiwalu została uruchomiona strona internetowa Gildii Polskich Reżyserek i Reżyserów Teatralnych, która skupia „reformatorów".

Wypracowujemy zasady współpracy reżyserek i reżyserów z instytucjami, rekomendujemy rozwiązania problemowych sytuacji i wspieramy nasze członkinie i członków w trudnych zawodowo sytuacjach. Nasze dotychczasowe doświadczenia są dowodem na to, że działając razem możemy zyskać więcej, niż kiedy negocjujemy samodzielnie.

Zakładka „O nas" na stronie Gildii

Rewolucji pewnie nie będzie, bo choć Nowe idzie, to Stare nadal jedzie (uśmiech).

Skład osobowy Gildii jest zróżnicowany i w kilku przypadkach zaskakujący (np. Grzegorz Jarzyna), ale warto się Gildii przyglądać i wspierać ją w działaniach, bo to inkubator zmian nie tylko w polskim teatrze. Trzymamy kciuki za powodzenie i skuteczne wprowadzanie zmian w Matriksie (uśmiech).

Na filmie poniżej: odpowiedź Jakuba Skrzywanka, członka Zarządu Gildii, na pytanie: Co się dzieje w polskim teatrze? (zajawka)

https://www.youtube.com/watch?v=AvMDBuhpIW4

Już nigdy?

Nie jesteśmy selekcjonerami, ale trudno uwierzyć, że w ostatnich latach przez Szekspira nikt nie próbował opisać świata, który jest przecież na ostrym zakręcie, na jakim jeszcze nie był nigdy. Nie było teatru interwencyjnego, odważnego (poza szczecińskim „Snem nocy letniej"), pełnoformatowego i polifonicznego, teatru na miarę naszego czasu. To nieprawda, że Szekspir się przeżył, a komunikaty, że jest przemocowy i nie pasuje do dzisiejszych narracji sparaliżowanych poprawnością, to już w ogóle jakieś gigantyczne nieporozumienie.

Multiwersum Szekspirowskie jest tak bogate i uniwersalne, że można je odczytywać bez końca przy odrobinie chęci i talentu. Organizatorom, którzy byli zarazem kuratorem, należą się pochwały oraz ukłony za sprawną i profesjonalną po prostu realizację programu, ale artystycznie pozostaje niedosyt.

W jakim kierunku podąży Festiwal Szekspirowski? Czy zawładną nim młodzi, nowi i offowi? Czy będzie jeszcze bardziej feministyczny (w 13-osobowym zespole kuratorskim było tylko trzech mężczyzn)? Jeśli pójdzie w ślad za tym jakość artystyczna, proszę bardzo. Oczywiście pewne są tylko zmiany, ale może Festiwalu Szekspirowskiego, do jakiego przywykliśmy przez ponad 20 lat, po prostu już nie będzie, jak i powodu do tak rozbudowanej relacji... (jeśli są problemy z „odpaleniem" wideo, kliknij tutaj -
https://www.youtube.com/watch?v=FCo7Wn7Gz6M)

* Nasza relacja opiera się na oglądzie 17 z 25 spektakli.
** Dolina Charlotty od 2007 r. organizuje Festiwal Legend Rocka, na którym występują nestorzy gatunku, czasami jeszcze w formie, ale najczęściej niekoniecznie.

Dziękujemy Gdańskiemu Teatrowi Szekspirowskiemu za możliwość bezpłatnego uczestnictwa w Festiwalu.

Katarzyna Wysocka, Piotr Wyszomirski
Gazeta Świętojańska online
16 sierpnia 2023

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia