Do pracy, rodacy!!!

"Yerma" - reż: Wojtek Klemm - Teatr Studio w Warszawie

Minister kultury otrzymał ostatnio dwa listy od grupy twórców sfrustrowanych permanentnym marnowaniem ich potencjału twórczego. Żeby przekonać się, jak ogromny jest ten potencjał, minister winien wybrać się - ale chyżo - na "Yermę" do Teatru Studio.

Chyżo - bo dzieło dwóch sygnatariuszy listów - Wojtka Klemma i Igora Stokfiszew-skiego - jest cudem frekwencji. Na pierwszym popremierowym przedstawieniu zdemontowana już do polowy widownia zapełniona była mniej niż w połowie, co daje ok. 80 osób. Jeśli nowy dyrektor Studia nie dokona w porę eutanazji tego przedstawienia - może się zdarzyć, że wkrótce liczba aktorów na scenie przekroczy liczbę widzów. 

Śpieszyć się więc warto, bo w "Yermie" widać w całej krasie ów marnowany i rozpraszany potencjał artystyczny i intelektualny. Ów rozpraszany potencjał to w wydaniu Stokfiszewskiego rozmontowanie wspaniałej sztuki o kobiecie niespełnionej, mogącej wyzwolić się tylko przez zadanie śmierci. Stokfiszewski sprowadził wszystko do często ostatnio obecnego problemu zapłodnienia in vitro: żeby było aktualnie, wmontował w tekst Lorki wypowiedzi z internetowych forów o leczeniu bezpłodności i okrasił to wszystko, co smaczniejszymi "wydzierkami" z Heinera Mullera. Ma to zapewne poepatować ostrym seksem zdezorientowanych, a nielicznych widzów. O co chodzi w tym bigosie - tego nie pojmie nawet tęga głowa ministra i sztab jego doradców. Czekają nas i inne przyjemności. Jedną z nich jest podziwianie reżyserii Klemma. Otóż kazał on wykonawcom kroczyć, skakać i turlać się po mięciutkich materacach, a że scena ukształtowana jest jak pochylnia - ani chybi któraś z eterycznych artystek albo jeden z dwóch postawnych artystów spadną na dostojne ministerialne kolana.

Sami zaś wykonawcy? W wydanym programie nie są przypisani do żadnej z ról, co jak rozumiemy jest tzw. szatańskim wybiegiem. Nie przypiszemy konkretnej artystce wypowiadającej "na biało" kwestie Yermy niewidzącego spojrzenia ponad publiczność, a nigdy w partnera, nie wiem i wiedzieć nie chcę, jak zwie się pani grająca Wesołą Staruszkę jako damę lekkiego prowadzenia z bogatym i za długim dorobkiem zawodowym, nie wiem, co grały dwie pozostałe panie, o dwóch aktorach rodzaju męskiego wiem jedynie to, że - pominąwszy dwa momenty histerycznego wrzasku - po jednym na głowę - tekst wypowiadali niczym artyści z tasiemca "Samo życie". Czyli nudno i monotonnie. Wychodząc z tego pokazu nieudolności, bezczelnej hucpy i frapującego wręcz braku kwalifikacji, pomyślałem znów o autorach przedstawienia podpisujących listy do ministra, że oto kto inny dostał Studio, choć przecież im się to należy. Panowie - a czemu teatr? W naszym kraju wciąż brakuje ludzi do budowy dróg. A przynajmniej do porządnego posprzątania naokoło Pałacu Kultury.

Tomasz Mościcki
Dziennik Gazeta Prawna
31 grudnia 2009

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...