Do sieradzkiego teatru publiczność wali drzwiami i oknami
teatr zapełniają nie tylko mieszkańcy miastaSieradzki teatr zapełniają nie tylko mieszkańcy miasta. Przyjeżdżają z okolicznych miejscowości powiatu, a także Zduńskiej Woli, Poddębic, Łodzi, Wielunia i nawet Wieruszowa. Skąd bierze się fenomen teatru, który do niedawna był pusty, a teraz większość przedstawień odbywa się przy komplecie publiczności?
Po remoncie mamy dobrą salę, a o budynku zaczęto mówić, jak o zdarzeniu teatralnym. Są też różnorodne propozycje repertuarowe, które trafiają do wielu widzów - punktuje Romuald Erenc, dyrektor Sieradzkiego Centrum Kultury podkreślając, że ludzie chcą uczestniczyć w kulturze, tylko trzeba im to umożliwić.
Stąd zabiegi dyrektora, by repertuar przyciągał publiczność. Dla jednych więc jest jazz, inni mają Edytę Geppert, a dla fanów Bogdana Łazuki w marcu będzie jego występ. - Zanim jakieś przedstawienie przyjedzie do Sieradza, najpierw je oglądam, a jeśli nie mogę, to wysyłam kogoś - przyznaje Romuald Erenc.
Przeszkodą nie są też ceny biletów. Na sztuki lżejsze są one droższe. "Kilmakterium i już ..." kosztuje 80 zł, a chętnych nie brakuje. W przyszłym miesiącu aktorki pojawią się po raz siódmy. Większość finansują widzowie z prywatnych portfeli, bo ledwie 30 proc. pokrywają zakładowe fundusze socjalne.
Sieradzanka Agnieszka Jarzębowska przychodzi do teatru, bo lubi. - Jeżeli tylko mam okazję, to oglądam. Podoba mi się repertuar trudny i mniej skomplikowany.
Maria Strózik z Sieradza odwiedza teatr rzadziej i preferuje rozrywkę: - Lubię komedie i choć nie ma ich dużo, znajduję coś dla siebie.
Maria Duszka chętniej zagląda do teatru, gdy są koncerty. - Bardziej interesuje mnie muzyka, niż spektakle.
Duszka świetnie wpisuje się w pragnienie dyrektora Erenca, któremu brakuje pełnej widowni przy muzyce instrumentalnej.
- Dobrze, że jako publiczność nie jesteśmy przez artystów lekceważeni. Czujemy to, nam się to podoba i chętniej chodzimy do teatru - dodaje Agnieszka Jarzębowska.
Pan Kazimierz ze Zduńskiej Woli przynajmniej raz w miesiącu jest w sieradzkim teatrze. Najbardziej chwali sobie, że nie musi jechać do Łodzi, czy Warszawy, a i tak ogląda aktorów stamtąd. - Trudniej byłoby mi się tam wybrać, niż do Sieradza i moje życie byłoby uboższe - kwituje. - Gdy przyjechali aktorzy z Teatru Starego w Krakowie, byłem zachwycony.
- Chciałbym, żeby co roku u nas występowali - nie kryje sieradzanin Witold Stefaniak.
- A mnie się najbardziej podobał występ Magdy Umer i Andrzeja Poniedzielskiego. Cudowni kontynuatorzy Jere-miego Przybory! - uśmiecha się Dorota z Błaszek. - Spektakl trwał ponad dwie godziny i w ogóle tego nie czułam.
Burzeninianka Anna jest nauczycielką i zwraca uwagę na ofertę dla młodzieży. Widzi, że młodzi chętnie przychodzą na kabarety, których tutaj nie brakuje. - Szkolne przedstawienia proponowane uczniom przed południem są na niskim poziomie i to trzeba byłoby zmienić. Reszta jest w porządku- sumuje.
Koszty
Remont sieradzkiego teatru w ramach projektu, którego liderem był łódzki teatr im. Jaracza przekroczył 5 mln zł, z czego połowę wyasygnował budżet miasta. Prawie 2 mln zł przekazał marszałek, a 720 tys. zł pochodziło ze ZPORR.