Do teatru na przesłuchanie

"Szalone nożyczki" - reż. Sławiński Marcin - Teatr Polski w Bielsku-Białej

Czy obecne na scenie Teatru Polskiego w Bielsku-Białej od ponad dekady „Szalone Nożyczki” nadal porywają, czy – być może – dawno już zardzewiały i nie wzbudzają pożądanych emocji? Jak się okazuje – publiczność nadal uwielbia ten tytuł i tłumnie odwiedza progi teatru.

Bielskie „Szalone nożyczki" to najdłużej grany nie-musicalowy spektakl, żeby nie powiedzieć show, bo z udziałem publiczności, która odgrywa w nim szalenie istotną rolę, ważną dla zakończenia spektaklu. Wszystko zaczęło się wówczas, gdy pewni amerykańscy aktorzy kupili prawa autorskie do wówczas jeszcze bardzo niepopularnej sztuki szwajcarskiej i przerobili ją w taki sposób, że ta odniosła z czasem spektakularny sukces na całym świecie, począwszy od swej amerykańskiej premiery w 1978 roku. Na deskach polskich scen oglądamy ją, co też jest swoistym rekordem, od 1999 roku – wtedy to ta nietypowa komedia miała swoją prapremierę w łódzkim Teatrze Powszechnym, natomiast w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej aktorzy wychodzą na swoją scenę z „Nożyczkami" już od 12 lat! (premiera tytułu odbyła się w 2001 roku).

Farsa w reżyserii specjalisty od lekkiego repertuaru, Marcina Sławińskiego (który w swoim dorobku ma kilka realizacji „Szalonych Nożyczek"), mimo swego sędziwego wieku wciąż przyciąga do teatru rzesze widzów i to w dodatku w bardzo szerokim przedziale wiekowym. Urocze i zabawne jest również to, że realia „Nożyczek" mają być (zgodnie z umowa z właścicielem praw autorskich) osadzone właśnie w tym miejscu, gdzie sztuka jest wystawiana, dlatego też, śmiejemy się z licznych, zabawnych docinków w stronę  Lipnika, Kóz czy Komorowic itd., czyli dzielnic i okolicznych, pomniejszych miejscowości znajdujących się w okolicach Bielska-Białej.

Skąd ponadczasowy fenomen tego wyjątkowego spektaklu? Nie tylko stąd, że, jak na farsę przystało, jest zabawna i dostarcza łatwej i przyjemnej rozrywki. Bierze się przede wszystkim z tego, że Amerykanie – ulubieńcy teatralnej interakcji z widzem, wprowadzili ten element również do „Szalonych Nożyczek". To niecodzienne zjawisko w teatrze pozwala widzowi czynnie uczestniczyć w przebiegu zdarzeń na scenie, a nawet je współtworzyć, co potęguje komizm spektaklu, a widz ma okazję poczuć się trochę prawdziwym showmanem.

Rzecz dzieje się w salonie fryzjerskim, urządzonym w stylu amerykańskiego koktajl-baru z lat 70. Jeszcze przed rozpoczęciem właściwej akcji, kiedy widzowie zajmują miejsca, ze sceny dobiega, odpowiednia do wystroju, muzyka, w rytm której po zakładzie zaczyna krzątać się Tonio – właściciel salonu w różowym sweterku, jawnie manifestującym jego orientację seksualną, Barbara Markowska – fryzjerka o niebagatelnej figurze oraz ich pierwszy klient w bojówkach. Ten ostatni poddawany jest niedbałej, acz przekomicznej dla widza „torturze" fryzjerskiej dokonywanej przez Tonia, rozbawionego nie wiadomo czym. Z czasem pojawiają się kolejni klienci salonu: leniwie zasiadający na kanapie robotnik budowlany, starszy jegomość z neseserem i w gustownym garniturze – handlujący antykami Edward Wurzel (czytane po niemiecku) i elegancka dama w landrynkowo-czerwonym żakiecie – Helena Dąbek, żona znanego polityka. Jest jeszcze jedna osoba, ale jej już nie widzimy na scenie. Słyszymy jedynie liczne, mniej lub bardziej przyjemne plotki na jej temat. Mowa o słynnej pianistce Izabeli Richter, której gra na fortepianie dobiegająca z jej mieszkania, znajdującego się nad salonem, doprowadza Tonia do komicznej furii. Wkrótce okazuje się że doszło do morderstwa pani Richter. Wszyscy są zszokowani, skonsternowani, Barbara mdleje, Wurzel niedowierza, a do salonu wpadają dwaj tajniacy z bronią i żądają, aby nikt się nie ruszał i wtedy w całym teatrze.... gasną światła! Tajemnicze okoliczności śmierci artystki muszą zostać wyjaśnione i tu zaczyna się przezabawne przesłuchanie z udziałem publiczności. Prowadzący je dwaj tajniacy są znani publiczności i fryzjerom, ponieważ już wcześniej pętali się po salonie coś węsząc jako klient w bojówkach i robotnik w białym kasku. Żądają wyjaśnień i odtworzenia całej sytuacji w drobnych szczegółach. Do tego jest im potrzebna publiczność, która staje się niejako świadkiem i jakby trzecim agentem w dochodzeniu. Każdy może zadać pytanie i przyczynić się do naprowadzenia śledczych na trop kryminalnej zagadki.

W tej części spektaklu dochodzi  do najśmieszniejszych, wręcz powalających scen i dialogów, oczywiście z twórczym udziałem publiczności, której znaczną część stanowi młodzież szkolna i gimnazjalna. Ci najchętniej i najtrafniej celują pytaniami w czułe miejsce podejrzanych o zbrodnię i nie tylko tych. No cóż, przesłuchanie aktorów trwa już na deskach teatru od kilkunastu lat, więc ci są uzbrojeni w najlepsze riposty i gotowi na najciekawsze pytania widzów! Aktorzy, często zaskakiwani najdziwniejszymi pytaniami, jak z rękawa sypią dowcipnymi komentarzami – jak na zawołanie.

Tym, co czyni tę, z pozoru banalną farsę, ponadczasową jest też fakt, że na każdy spektakl przychodzi inna publiczność, a więc za każdym razem padają inne pytania i z pewnością śledztwo toczy się za każdym nieco odmiennym torem. Dojść może nawet do wizyty widza na scenie w celu sprawdzenia, jaki numer telefonu był wybierany z aparatu w salonie, zanim doszło do morderstwa – to tez może mieć przecież znaczenie i odwrócić losy dochodzenia. Fenomenem jest też forma przerwy miedzy aktami, podczas której w korytarzach teatru na pytania nadal czeka major Kowalewski (świetny Grzegorz Sikora), a prowadzi do niego sznur widzów-agentów, zadających wiele cennych pytań śledczych. Na scenie zaś kawą częstuje i dowcipami sypie zawsze uśmiechnięty fryzjer Tonio (bryluje w tej kreacji Tomasz Drabek). Na specjalną i słuszną uwagę zasługuje tu jednak mistrz luzu Edward Wurzel (w tej roli rewelacyjny wręcz Jerzy Dziedzic), który, z rękami w kieszeni, z mimiką typa z podrzędnego baru wywołuje salwy śmiechu niczym pierwszoligowy komik. Za nic ma powagę śledztwa i wszelkie podejrzenia w jego kierunku odrzuca uciesznymi ripostami, zyskując sobie zasłużenie sympatię publiczności. Ta z kolei po zakończeniu przesłuchania, mając już do dyspozycji wszystkie zebrane dowody  i fakty, ma za zadanie wskazać jedną jedyną osobę winną morderstwa. Kogo wybrali widzowie owego dnia? A kogo wybiorą następnym razem? Aktorzy są przygotowani również i na to. Za każdym razem bowiem możemy być świadkami innego zakończenia. Nic dziwnego wiec, że „Szalone Nożyczki" nadal ściągą kolejne pokolenia do teatru. Okazuje się, że nie tylko na dyskotece, ale w teatrze też można dobrze się bawić, a nawet zostać zaskoczonym; bo jak w życiu tak i czasem w teatrze sami piszemy scenariusze.

Tomasz Słabaszewski
Dla Dziennika Teatralnego
25 marca 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia