Dobry bez przesady

rozmowa z Dariuszem Jeżem

Z Dariuszem Jeżem, bohaterem spektaklu "Zły" w reż. Łukasza Witt-Michałowskiego, rozmawia Sylwia Hejno.

Sylwia Hejno: "Ostatni taki ojciec" zdobył masę nagród. Dzięki roli w tym spektaklu stałeś się rozpoznawalny. Spodziewałbyś się tego kilka lat temu? 

Dariusz Jeż: Zupełnie nie. Sam do końca nie wierzę, że to się dzieje i czasem muszę to sobie tłumaczyć. Lżej mi się żyje. Oczywiście nie w sensie finansowym, ale mentalnym. Poznaję dużo wrażliwych, wartościowych osób. Czuję się świetnie. Cieszę się, że moje córki mają kontakt z tą atmosferą. 

Debiutowałeś w "Lizystracie" w areszcie. Aktorstwo interesowało Cię wcześniej? 

- Jako dwunastolatek występowałem w "Kocie w butach". Potem w osiedlowym domu kultury miałem grać Grabca w Balladynie, ale premiera się nie odbyła. Pozostał niedosyt, nie miałem się przed kim ukłonić. Moje marzenia spełniły się dużo później. 

W nietypowych okolicznościach. 

- Tak. Wiele razy się nad tym zastanawiałem. Dostałem mnóstwo kopów od życia. W pewnym momencie byłem na skraju przepaści i Bóg sobie pomyślał: "Damy temu Jeżowi jeszcze jedną szansę". Poklepał mnie po ramieniu, zamiast dać mi klapsa. I jest teraz zaj...iśce. 

"Zły" to ty 

- Nie sądzę, żebym teraz był taki dobry. Nie chcę się do końca zmieniać, bo lubię siebie takim, jakim jestem. Ale w innych okolicznościach i robiąc co innego. W sumie jestem zły, jakkolwiek by na to patrzeć. Popełniałem przestępstwa dla zabawy. Nie dla pieniędzy, ale dla eksperymentu. Żeby spróbować życia, włożyć w nie palec. Można się sparzyć. To też forma buntu - nie chcieć być szarą masą. To była ciężka próba dla mnie i dla innych. 

Co robiłeś? 

- Jakieś przekręty, odbieranie długów. W tamtych czasach to było potrzebne, korupcja kwitła wszędzie. Nie usprawiedliwiam się. Policja rekrutowała się z byłej milicji i często nic nie robiła, a czasem ludzie się jej wręcz bali. Pewnego razu kobieta żaliła mi się płacząc - mi, bandycie - że straciła mnóstwo pieniędzy. Syn jej najlepszej przyjaciółki, którego znała od małego, wyłudził od niej oszczędności. Mówił, że je zainwestuje w akcje. Śmiał jej się w nos, a ona nie miała żadnych dowodów. Pozostało jej pójść do bandyty. Bandyta wysłuchał, podał stawkę, a pan pieniądze oddał. 

Teraz jesteś porządnym facetem? 

- Nie przesadzałbym. Ale zamknąłem za sobą wszystkie drzwi. 

To dosyć trudne. 

- Jak widać na załączonym obrazku możliwe. Niektórzy tego nie rozumieją, ale o ich względy nie zabiegam. Wiele osób odbiera mnie pozytywnie. Śmieją się np. "Bardzo dobrze, bo ile ty masz lat, żeby w dresie biegać po mieście?". Nie wszystko jest czarno-białe. Na losy człowieka składa się mnóstwo spraw, jak urodzenie czy status społeczny 

Co z twojej biografii zawiera "Zły"? 

- Kawałeczek mojego dzieciństwa, lata szczenięco-cielęce, specyficzne środowisko, w którym się wychowywałem, pójście "w miasto" i tego konsekwencje. 

Ten spektakl to poważny krok, ludzie to mogą różnie ocenić. 

- Nie chcę, żeby ktoś się nade mną użalał. Chodziło o to, żeby pokazać, że nie można nikogo skreślać. Słysząc słowo "przestępstwo", ta "zdrowa" część społeczeństwa widzi jakiegoś osiłka wyrywającego babci torebkę. 

Zdarzyło ci się? 

- Nigdy. Okradałem instytucje, nikogo personalnie. 

Podobno się szykujesz do głównej roli w "Otellu"? 

Tak, w reż. Joanny Lewickiej. Powiem tyle, że robi naprawdę świetne, odjechane spektakle. 

*** 
Teatr sam przyszedł i go znalazł 

Dariusza Jeża odkrył reżyser i założyciel Sceny Prapremier InVitro, Łukasz Witt-Michałowski. Spotkali się w lubelskim Areszcie Śledczym. Jeż odbywał tam karę. Znalazł się wśród osadzonych, którzy wystąpili w "Lizystracie" Arystofanesa. Zagrał potem w kolejnym spektaklu Witt-Michałowskiego pt. "Ostatni taki ojciec". Dziś o g. 19. w Art Studiu premiera "Złego".

Sylwia Hejno
Polska Kurier Lubelski
22 grudnia 2009
Portrety
Juliusz Janicki

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia