Dokąd zmierzają Prapremiery?

12. Festiwal Prapremier

W programie przeważał teatr faktu, naznaczony ideologicznie, ale niepodejmujący ryzyka

Festiwal Prapremier w Bydgoszczy za nami. Mniej niż połowa spektakli konkursowych powstała na bazie oryginalnych tekstów. Większość to ich reżyserskie "przepisania".

Na palcach jednej ręki można wymienić dramaturgów, których oryginalne sztuki zobaczyliśmy podczas festiwalu. "Firma" Pawła Demirskiego, "Morrison/Śmiercisyn" Artura Pałygi, "Kalina" Małgorzaty Głuchowskiej i Justyny Lipko-Koniecznej, "Upadek pierwszy ludzi" Antoniego Ferencego. Reszta to mniej lub bardziej wierne adaptacje ("Podróż zimowa" według powieści Elfriede Jelinek, "Balladyny i romanse" wg Ignacego Karpowicza, "Piąta strona świata" wg Kazimierza Kutza), albo autorskie wypowiedzi reżyserów.

Reżyser zawsze wie lepiej

Dokonując takiego a nie innego wyboru, selekcjonerzy tegorocznych Prapremier jakby chcieli potwierdzić własne przypuszczenia, że dramat w Polsce się skończył i zastąpiły go samodzielne wypowiedzi reżyserskie. Tyle że nie jest to zgodne z tym, co widać na polskich scenach. Spektakle oparte na współczesnych polskich tekstach dramatycznych powstają, organizowane są konkursy dramaturgiczne, które wyławiają nowych autorów. Szkoda, że poza sztuką Ferencego nie zaprezentowano nic z tego nurtu.

Tam z kolei, gdzie reżyserzy zaufali słowu, dawało to zwykle dobry efekt. "Piąta strona świata" w reżyserii Roberta Talarczyka to piękny przykład teatru opowieści, od której najmodniejsi obecnie twórcy starają się uciekać. Niezwykle długie brawa, jakimi nagrodzono ten pokaz, wyraźnie wskazywały na to, że widzowie właśnie na taki teatr czekali.

Co pozostaje reżyserowi po odrzuceniu tekstu? Ulepienie przedstawienia z fragmentów, cytatów, filmów, wypowiedzi internautów, z prasowych artykułów. Na festiwalu mieliśmy do czynienia z paroma podobnymi do siebie w gruncie rzeczy spektaklami wykładami. Dobrze, gdy miało to jakiś szkielet dramaturgiczny, gorzej, jeśli reżyser zbytnio zaufał swojej intuicji. Sama erudycja na scenie nie wystarcza. Potrzebna jest dyscyplina. Tego w kilku przypadkach zabrakło. Ze sceny wiało albo chaosem, albo nudą, albo chaotyczną nudą.

Teatr z glejtem instytutu

Festiwal zdominowały ostre tematy publicystyczne: molestowanie dzieci ("Podróż zimowa"), restrukturyzacja przedsiębiorstw ("Firma"), a zwłaszcza "opresyjność" polskiego katolicyzmu ("Balladyny i romanse", "Betlejem polskie", "Requiemaszyna"). Wszystkie z wyraźnym stemplem Instytutu Teatralnego, którego szef, Maciej Nowak, nie ukrywa, że preferuje teatr rewolucyjny. To w końcu on wraz z Pawłem Demirskim wiele lat temu wymyślili w Gdańsku cykl "Szybki teatr miejski".

Trudno zaprzeczyć, że taka nacechowana ideologicznie estetyka nie ma swoich zwolenników. Czy jednak zobaczyliśmy w Bydgoszczy coś nowego, zaskakującego? Niestety, nie. "Firma" dość bezpiecznie prześlizgnęła się po temacie, a przecież można było ukazać faktyczne kulisy "restrukturyzacji" kolei z konkretnymi decyzjami konkretnych ludzi, którzy za nią stali. Zamiast tego dostaliśmy coś w rodzaju rozwlekłej elegii o PKP, w której padały te same co zwykle slogany z naczelnym, że winny jest system, to znaczy kapitalizm.

W sentymentalizm uciekły też Ola Jakubczak i Gosia Wdowik, młode reżyserki pokazywanego poza konkursem "Zachemu. Interwencji". Sarenki, jelonki, wczasy pracownicze i pochody pierwszomajowe złożyły się na ten apolityczny w założeniu spektakl. Tylko że to założenie już na wstępie odebrało mu pazur.

Zabrakło mi spektakli, które łączyłyby perspektywę społeczną z osobnym i wyjątkowym losem człowieka, a więc tego, czym teatr karmi się od początku swego istnienia. "Piąta strona świata" czy monodram "Kalina" stanowił pozytywny wyłom. Niestety, spektakl, jak i rewelacyjna rola Katarzyny Figury nie zyskały aprobaty jury.

Nie zagłuszać, chcemy słyszeć

Na "Betlejem polskim" Wojtka Farugi, spektaklu luźno nawiązującym do dramatu Lucjana Rydla, w trakcie jakiegoś wybuchu śmiechu widowni, pewna starsza pani siedząca przede mną odwróciła się i rzekła: "Proszę nie zagłuszać, my też chcemy słyszeć". Przez resztę przedstawienia siedziała nieruchomo, jakby niema na to, co dzieje się na scenie.

Ta anegdotka ilustruje bardzo poważny problem. Dla kogo jest współczesny teatr? Czy dla młodych hipsterów czytających "Krytykę Polityczną" i jarających się rysunkami Marka Raczkowskiego, czy też dla ludzi dojrzałych, oczekujących od teatru przede wszystkim katharsis? A może zmieszczą się w teatrze jedni i drudzy? Na te pytania będą musieli odpowiedzieć sobie organizatorzy przyszłorocznego, trzynastego już Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy.

Na festiwalu zobaczyliśmy 10 spektakli konkursowych. Jako dodatek zorganizowano m.in. Noce Dramaturgów. Grand Prix otrzymała "Podróż zimowa" Mai Kleczewskiej, koprodukcja TPB i Teatru Powszechnego w Łodzi. Nagrody aktorskie otrzymali: Julia Wyszynska i Sambor Dudziński. Za muzyką - Przemysław Sokół ("Piąta strona świata").

Jarosław Jakubowski
Express Bydgoski
10 października 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...