Dom, gorzki dom
"Powrót do domu" - reż. Artur Urbański - Wrocławski Teatr WspółczesnyCzasem niełatwo wrócić do domu. Zwłaszcza gdy na wspomnieniu dzieciństwa kładzie się cieniem postać ojca, okrutnego despoty, wszechwiedzącego tyrana, stosującego przemoc psychiczną mizogina. "Powrót do domu" Harolda Pintera w reżyserii Artura Urbańskiego to przygnębiająca opowieść o toksycznych relacjach rodzinnych, niezabliźnionych ranach i emocjonalnej pustce
Wizerunek domu, jaki jawi się widzom w pierwszych scenach spektaklu, odstrasza i budzi grozę. Oto pośród białych, kafelkowych, niemal szpitalnie sterylnych ścian, pojawiają się dwaj bracia: Lenny (Piotr Łukaszczyk), leniwie rozparty na łóżku oraz Joey (Marek Kocot), zawzięcie boksujący treningowy worek. Pojawienie się ojca (Zdzisław Kuźniar) automatycznie wywołuje słowne przepychanki, wulgarne przekomarzania; bohaterowie zdają się gardzić sobą nawzajem, a jednak pozostają w dziwnie ścisłej symbiozie. Lenny, zajmujący się nie wiadomo czym i snujący się po domu w rozpiętej piżamie oraz Joey, niespełniony bokser, w domowej hierarchii poddają się ojcu, niczym małe dzieci pozostają pod jego opieką (szczególnie znamienna jest scena, w której zmęczony Joey siada na krześle i woła niczym głodne pisklę : „chcę jeść!”). Obok triady męskich postaci pojawia się na scenie wuj (Zbigniew Górski), wyraźnie słabszy, wycofany, niejako ukryty w tle. Pozostaje obiektem drwin brata – nie stawia im jednak czoła, wybiera ucieczkę w pracę.
Zamęt w życie rodzinne wprowadza najstarszy syn, Teddy (Maciej Tomaszewski), który osiągnąwszy uniwersytecki sukces w Stanach Zjednoczonych, powraca do domu, przy przedstawić ojcu swą żonę, Ruth (Renata Kościelniak). Ruth jako jedyna kobieta wśród męskich bohaterów jest przewrotnie inteligentna i kokieteryjna. Wydaje się znudzona życiem u boku Teddy\'ego; podejmuje zatem erotyczną grę z jego braćmi. To właśnie w scenach damsko-męskich rozmów dochodzą do głosu najskrytsze myśli postaci, budzą się upiory przeszłości. Lenny będzie się przechwalał bezmyślną przemocą, Joey podejmował próby towarzyskiej konwersacji, Teddy nie powstrzyma się przed rękoczynami. Męskość w spektaklu kojarzona jest z dominacją, agresją, bezwzględnością.
Rozmowy bohaterów mają wydźwięk tragikomiczny. Ojciec oscyluje między jawną pogardą dla płci żeńskiej a sympatią dla synowej (pierwotnie wyzwanej zresztą od najgorszych). Lenny duma nad istotą bytu, wprawiając w milczące zakłopotanie Teddy\'ego, doktora filozofii. Joey parska głupkowatym śmiechem w najmniej oczekiwanych momentach; wuj ucieka w kąt, by spokojnie obierać ziemniaki.
Dzięki znakomitej grze aktorskiej postaci ukazują swe podwójne oblicze. Na pierwszy plan wysuwa się zwłaszcza Lenny w wykonaniu Piotra Łukaszczyka – zwierzęcy brutal ściera się w nim z filozofującym inteligentem. Ojciec Zdzisława Kuźniara to miotający obelgi despota, który przy rodzinnym stole wpada w zadumę nad losem synów. Ruth Renaty Kościelniak zaś to kobieta silna i zdecydowana, świadoma własnych wdzięków, a zarazem ofiara męskiej przemocy, kryjąca wrażliwość pod maską wyrachowania.
Zorganizowanie przestrzeni scenicznej ukazuje rozdźwięk między ideą domu, a jej przyziemną konkretyzacją. Stojący po lewej stronie stół nie tylko gromadzi rodzinę – jest też miejscem gwałtu Ruth. Tuż obok stoi puste łóżko, w głębi kołysze się worek treningowy. Ojciec zasiada w fotelu, by snuć opowieści o przeszłości – a równocześnie atakować synów i słownie ich poniżać. Nieco klaustrofobiczne zamknięcie przestrzeni sprzyja emocjonalnej duszności, uciążliwemu nagromadzeniu bolesnych dla bohaterów przeżyć i wspomnień. Postaci są na siebie skazane, nie potrafią uciec od wzajemnych wyrzutów i oskarżeń.
Powrót do domu jest niczym przegląd ludzkich ułomności. Dom nie jest tu domem, a rodzina – rodziną. Urbański pozwala dosadnie wybrzmieć tekstowi Pintera, który wydobył na światło dzienne ciemną stronę ludzkiej natury. Prezentowane na scenie postaci nie zmieniają się – toną coraz bardziej w grząskim bagnie swoich błędów, niszcząc się nawzajem. Spektakl oczyszczający jak psychoterapeutyczna sesja, pozostaje przeżyciem o tyleż prawdziwym, co wstrząsającym.