Dom jest tam, gdzie śpiewam

Sylwetka Aleksandry Kurzak

Miała zostać skrzypaczką, rodzice chcieli, żeby wyjechała na Zachód. Aleksandra Kurzak postawiła na śpiew i dziś występuje w najbardziej prestiżowych operach świata.

Za parę godzin premiera opery "Maria Stuarda" Gaetano Donizettiego z Aleksandrą Kurzak w tytułowej roli. Polska śpiewaczka próbuje odpoczywać w swoim domu pod Paryżem, jej roczna córka Malena biega, a kiedy mama próbuje nucić, natychmiast ją naśladuje i stuka w fortepian. Rozmawiamy kilka godzin po premierze. - Nie spałam do trzeciej w nocy. Po takim spektaklu adrenalina schodzi długo - śmieje się, w tle słychać, jak mała Malena próbuje wydobyć dźwięk z fortepianu. Ojcem Maleny i partnerem Aleksandry Kurzak jest wybitny francuski tenor Roberto Alagna.

- Zasada jest prosta: kto z nas śpiewa, ten idzie do sypialni, wkłada zatyczki, zamyka się i śpi do oporu. Roberto akurat ma wolne, więc teraz to on ma dyżur przy małej - śmieje się Kurzak.

Poza udaną premierą ma jeszcze inne powody do satysfakcji, niedawno dostała dwie prestiżowe nagrody: International Opera Award i nagrodę portalu Bachtrack za najlepszą rolę sezonu. - Obie wygrałam dzięki głosom melomanów - mówi.

Dwa lata milczenia

- Gdy Aleksandra była młodsza, to im bliżej premiery, tym większe napięcie. Dzwoniła, pytała, jak sobie poradzić. Zdarzało się błaganie: mamo, pogubiłam się, przyjedź. Wsiadaliśmy z mężem w samochód i jechaliśmy ją ratować tam, gdzie akurat była - mówi Jolanta Żmurko, matka wokalistki, wybitna śpiewaczka operowa. - Dzisiaj mamy swój rytuał, powtarzamy rosyjskie przysłowie, coś w rodzaju: trzymam za ciebie kciuki. Ja: "Ni pucha, ni piera". Ona odpowiada: "K cziortu".

Jolanta Żmurko jeździ na każdą premierę córki. Zwykle jest tak przejęta, że z pierwszego przedstawienia niewiele pamięta, zostaje na kolejne. Tym razem nie mogła, śpiewa właśnie we Wrocławiu. W internecie wysłuchała próby generalnej i się popłakała. Nawet więcej, poryczała.

- Jak zadzwoniłam, to myślałam, że coś się złego stało, a ona, że nie - po prostu tak pięknie śpiewałam, mój głos nigdy nie brzmiał tak dojrzale - opowiada Aleksandra Kurzak. - Mama przeżywa mój powrót na scenę po urodzeniu córki. Sama nie ma z tego czasu dobrych wspomnień.

Narodziny dziecka to dla śpiewaczki niepewność. Szalejące hormony potrafią głos uszlachetnić, ale też zmatowić lub zmniejszyć jego skalę.

Jest rok 1977, Jolanta Żmurko ma 26 lat i debiutuje tytułową rolą "Łucji z Lammermooru" Donizettiego. Zamiast kariery - ciąża. Mała Ola rodziła się jako wcześniak, walczyła o życie. - Strasznie bałam się, czy przeżyje. Modliłam się w szpitalu: "Panie Boże, zabierz mi głos, ale ocal córkę". Ola wydobrzała, a ja straciłam głos na dwa lata. Nie było powrotu do roli Łucji - wspomina Żmurko.

- Kiedy Ola została matką, nie dopuszczała do siebie myśli, że jej może przydarzyć się to samo, cieszyła się córką. Ale gdzieś w tyle głowy miała moją historię. Trzy tygodnie po porodzie zaczęła sobie podśpiewywać i dostała histerii: nie mam góry. Uspokoił ją dopiero lekarz: muszą minąć trzy miesiące, hormony wrócą do normy, a my wrócimy do rozmowy o pani głosie.

Dziś Aleksandra Kurzak śmieje się z tamtych obaw. - Okazało się, że jest wręcz łatwiej, pełniej, mam wielką przyjemność ze śpiewania - mówi. - W sytuacjach awaryjnych każdy śpiewak ma zaufanego lekarza, którzy potrafi postawić głos. Ja z każdego miejsca na świecie dzwonię do Warszawy, muszą wystarczyć konsultacje telefoniczne.

Legendarna wykonawczyni partii "Królowej Nocy" przyznaje, że w sytuacjach ostatecznych pojawiają się zastrzyki hydrokortyzonu: dają adrenalinę, ściągają obrzęk ze strun głosowych i można śpiewać. Ale wiadomo, że to niebezpieczne, taki rodzaj dopingu wśród śpiewaków. Kontroli antydopingowych w operze jeszcze nie ma, a czasami by się przydały.

Dzieciństwo w operze

Jolanta Żmurko odkryła talent córki, kiedy mała miała osiem miesięcy. Ola siedziała na składanym krzesełku przed telewizorem, w którym szły poranki symfoniczne, dyrygował Herbert von Karajan. Przez godzinę słuchała jak zaczarowana.

Kiedy dziewczynka miała cztery lata, matka pojechała do Kudowy na Festiwal Moniuszkowski. Kiedy rozśpiewywała się w pokoju hotelowym, córka też próbowała "Traviatę" czy "Królową Nocy". Usłyszał ją dyrygent Stefan Rachoń: jest fenomenalna, przyjedźcie z nią do Warszawy, nagramy płytę, będzie sławna na cały świat. Matka odmówiła.

- To byłby eksperyment na dziecku - tłumaczy. - Za komuny chcieliśmy jednego: by nasza córka mogła stąd wyjechać na Zachód. Najłatwiejszą drogą był kontrakt w niemieckich orkiestrach, wysłaliśmy ją na skrzypce.

Dzieciństwo Aleksandra spędziła w Operze Wrocławskiej: matka tam śpiewała, ojciec, Ryszard Kurzak, grał na waltorni. W garderobie obserwowała, jak mama przygotowuje się do roli, potem w loży oglądała wszystkie spektakle. Kiedyś stała w kulisach podczas próby "Traviaty". Po powrocie do domu zamknęła się w pokoju i odegrała całą scenę z trzeciego aktu: "Czy wam znana ta kobieta, co Violetta...", "A czy wiecie, co zrobiła?". "Ach, zamilcz, nie!" Odśpiewała każdy głos po kolei.

- Była w klasie maturalnej. Wróciłam z opery, a ona mówi: chodź, puszczę ci "Królową Nocy", powiesz, czy śpiewaczka dobra - mówi Żmurko. Ja słucham, nie znam jej, góry fenomenalne, ale średnica dziwna. Puszczam koleżance, a ona pyta: "Kto to, bo dobra, dobra!". A Ola mówi: "To ja". Na płytę się nagrała. I dodaje: "Kończę dyplom, idę na śpiew". Trzy tygodnie popracowałyśmy, zrobiłyśmy program, zdała.

Śpiewak po Akademii Muzycznej jest operowym półproduktem, wszystkiego - obycia na scenie, współpracy z partnerami i orkiestrą - musi się dopiero nauczyć. 35 tys. dolarów na jej dalszą naukę za granicą dał Aleksander Gudzowaty. Wybrała Hamburg, z tamtejszą operą w 2001 r. podpisała też kontrakt.

- Wyjechałam i po kilku tygodniach odwiedzili mnie rodzice. Pamiętam, że stałam w oknie i patrzyłam, jak odjeżdżają. Popłakałam się. To był smutek, że zostaję sama, że nie dam sobie rady z językiem, że nie mam przyjaciół. Miałam 24 lata i wtedy powiedziałam sobie, że jeśli do trzydziestki nie zrobię kariery, to rzucam w diabły to śpiewanie - wspomina Aleksandra Kurzak.

Swój debiut w Nowym Jorku zawdzięcza koleżance, która zaszła w ciążę i zrezygnowała trzy miesiące przed premierą. Kontrakty w Metropolitan Opera są podpisywane z kilkuletnim wyprzedzeniem, potrzebne było pilne zastępstwo. - W tym zawodzie oprócz umiejętności trzeba mieć dużo szczęścia i odwagę, by z niego skorzystać - mówi Artur Ruciński, baryton, który wielokrotnie śpiewał z Kurzak. - Ola jest zawsze profesjonalnie przygotowana. Wejść w spektakl bez długich prób to dla niej żaden problem.

Kurzak ma zdrowy tupet, gruntowne wykształcenie skrzypaczki daje jej swobodę poruszania się w partyturze, a fakt, że wychowała się w teatrze - bezcenne obycie na scenie. W "Rigoletcie" w La Scali wystąpiła bez żadnej próby. Przyleciała rano z Hamburga, prześpiewała całość z dyrygentem w pokoju, potem z asystentem reżysera w foyer ustawili dwa krzesła zamiast scenografii. I zaśpiewała.

Gwiazda może płakać

Kontrakty na główne role w najważniejszych teatrach świata (Nowy Jork, Londyn, Paryż, Mediolan, Wiedeń), produkcje wystawiane specjalnie dla niej, prestiżowy kontrakt z wytwórnią Decca Classic. - Niedawno ktoś przysłał mi zdjęcie, na którym widać, że mam na Zachodzie swoją przegródkę w sklepie muzycznym, z błędem: Alekzandra Kurzak. Podobno moja płyta jest droższa od krążka Lang Langa - śmieje się.

Kiedy Maria Callas wychodziła z garderoby, pod teatr podjeżdżała limuzyna i zabierała ją do hotelu. Kurzak idzie spacerem do mieszkania, które zwykle wynajmuje w okolicy teatru. - Pracujemy w innych realiach. Każdy z nas jest dużo bardziej wszechstronnym artystą niż historyczne gwiazdy: musimy śpiewać, być sprawni aktorsko, umieć się sprzedać w mediach, mieć prezencję. Robimy wszystko, by słuchacze wrócili do opery. To my jesteśmy dla nich, a nie oni dla nas - opowiada Mariusz Kwiecień, polski tenor, który śpiewał z Kurzak.

- Ola jest kapitalna jako aktorka, nie boi się wyzwań, a w dzisiejszym świecie, kiedy w operze rządzą m.in. reżyserzy, to bardzo cenna umiejętność - mówi Artur Ruciński.

- Uwielbiam zadania aktorskie, ruch na scenie. To mnie rozpręża, relaksuje - przyznaje Kurzak. Nie ma nic przeciwko wyzwaniom: biegała już półnaga po scenie w "Traviacie", do roli Kleopatry kupiła kostium w dzielnicy domów publicznych i sex-shopów w Hamburgu.

- To nowy typ gwiazdy operowej - mówi Jacek Kaspszyk, dyrektor Filharmonii Narodowej. - Znana jest nie tylko widzom abonamentowym Teatru Wielkiego, ale szerokiej publiczności. Byliśmy przyzwyczajeni, że diwy operowe są nie z tego świata, nie mają kontaktu z rzeczywistością, przyziemnymi problemami. Z Kurzak jest inaczej.

W pismach muzycznych jest opisywana jako jeden z najpiękniejszych sopranów koloraturowych na świecie. W kolorowych magazynach jest wzorem kobiety sukcesu: pokazuje, jak urządziła mieszkanie, chodzi na pokazy mody, otwarcie opowiada o ciemnej stronie sukcesu: samotności, przeprowadzkach, życiu na walizkach, lęku przed utratą głosu.

- W tym fachu jest tak jak w klasycznym przysłowiu z Hollywood: jesteś tak dobry, jak twój ostatni spektakl - mówi Kurzak.

- Oczywiście, może ci coś nie pójść raz, drugi. Ale nie więcej. To niewielkie środowisko, a złe wiadomości szybko się rozchodzą. Poza tym jak się występuje w MET, to 90 procent spektakli jest transmitowanych przez radio lub w systemie HD do sal kinowych. Występujesz w Nowym Jorku, a i tak słyszy cię kilkanaście tysięcy ludzi na całym świecie. Trzeba pamiętać, że plany pozostaną aktualne, jeżeli moja forma nie zmieni się albo wręcz będzie rosła. Gdy siądzie, dyrektorzy przestają być tak mili. W słabej formie ich nie obchodzisz.

- Śpiewacy żyją w ciągłym strachu, że zachorują. Co z tego, że Ola ma dwa dni przerwy pomiędzy spektaklami, skoro cały czas myśli, jak być w formie na następne przedstawienie, jak nie złapać infekcji, nie przeziębić się - tłumaczy Jolanta Żmurko.

- W takiej sytuacji największym zagrożeniem są ludzie: najlepsi śpiewacy nie spotykają się z innymi śpiewakami, bo coś mogą złapać. Nie wchodzi w grę zwiedzanie czy kino, bo tam spotkają tłum, a to oznacza groźbę infekcji. Siedzą samotnie w tych mieszkaniach, oglądają filmy, grzebią w internecie, próbują następnych ról. Takie luksusowe więzienie.

Artur Ruciński: - Samotność to ciemna strona tego zawodu. Jesteśmy angażowani na miesiąc, półtora. Jedziemy do jakiegoś miasta i tam nie znamy nikogo, spotykamy takich samych wędrowców jak my. Czasu starcza na powierzchowną znajomość i dalej w drogę.

Aleksandra Kurzak unika hoteli. Kiedy wraca kolejny raz do jakiegoś miasta, wynajmuje te same mieszkania co poprzednio, żeby wciąż nie zaczynać od nowa. Kiedy jeszcze nie było na świecie Maleny, to po wejściu do mieszkania płakała i dzwoniła do mamy, że już nie wytrzyma. Potem sprzątała i prała firanki, tworzyła namiastkę życia. Teraz stara się podróżować z córką i mężem.

Bez etatu

Elita, do której należy Kurzak, nie pracuje na etatach - podpisują kontrakty na konkretne produkcje. - Dlatego tak uważamy na siebie, tutaj nie ma chorobowego - uśmiecha się Kurzak. - Od gaży muszę zapłacić podatek, często 40 procent, agent dostaje 10, do tego na czas prób, czyli 4-6 tygodni, sama muszę wynająć mieszkanie, utrzymać się. Wydaje się, że zarabiamy kokosy, ale zostaje nie tak dużo.

Brak etatu świadczy o prestiżu artysty, który może pozwolić sobie na przyjmowanie propozycji z całego świata. Operowa gwiazda za jeden spektakl dostaje równowartość 3-4 miesięcznych pensji etatowca. A takich występów ma średnio 5-8 miesięcznie.

Aleksandra Kurzak twierdzi, że pieniądze w międzynarodowym środowisku śpiewaków to jedyny temat tabu. Nikt nie pyta kolegi, za ile śpiewa. Wszyscy wiedzą, że górny poziom wyznacza MET płacąca gwiazdom 17 tysięcy za wieczór, nikt więcej nie zażąda.

W co inwestują? Najczęściej w nieruchomości.

- Wielu śpiewaków ma mieszkania w Nowym Jorku, Londynie, tam gdzie śpiewają. Jak ich nie ma, wynajmują innym kolegom po fachu i tak się interes kręci - mówi Kurzak. Ona, nietypowo, zainwestowała w sieć barów z jogurtami niskokalorycznymi.

Od dwóch lat związana jest z tenorem Robertem Alagną. To wielka operowa gwiazda, przez prawie 15 lat tworzył parę ze słynną śpiewaczką Angelą Gheorghiu: wspólne koncerty, nagrania, sesje zdjęciowe, wywiady, byli najgorętszą parą muzyki poważnej.

- Teraz widać, że z Kurzak będą tworzyć podobny układ. W parze będą silniejsi na rynku operowym - mówi Jacek Marczyński, recenzent muzyczny "Rzeczpospolitej". - Ich głosy się nieco rozmijają, ale widać, że szukają wspólnego repertuaru.

- Nakręcają się, dopingują, chociaż to Roberto jest gwiazdą w tym związku - nie ukrywa Jolanta Żmurko. - Ale tak jest ustawiona cała ta branża. W świecie operowym najlepszą pozycję ma zawsze tenor. Będą śpiewać razem, ale o ile Ola będzie musiała być na próbie 9 września, to Roberto dopiero 20! Jako gwiazda zjawia się na sam koniec - śmieje się.

- Kto mnie lepiej zrozumie niż inny śpiewak? - Kurzak ze śmiechem odpowiada na pytanie o rywalizację w związku. - Na razie nie widzę żadnych minusów, same plusy.

Jacek Tomczuk
Newsweek Polska
2 lipca 2015

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia