Don Kichot w wersji drucianej
"Dulcynea" - reż: Adam Frankiewicz - Białostocki Teatr LalekCzy o tak niepopularnym zjawisku jak donkiszoteria można opowiedzieć za pomocą zawartości skrzynki z narzędziami i złomu? Pewnie. I opowieść ta ma jeszcze klimat!
W Białostockim Teatrze Lalek trójka aktorów bez słów opowiada historię inspirowaną Cervantesem. Nie jest to dosłowne przeniesienie na scenę dziejów rycerza walczącego z wiatrakami, ale rodzaj pewnej sugestii, impresji malowanej światłem, muzyką i gestem, czerpiącej z dzieła hiszpańskiego pisarza. W jakiej rzeczywistości lądujemy - trochę już sugeruje nam tytuł spektaklu - "Dulcynea". Z tą wiedzą potem już jest prościej - i w patykowatym osobniku wędrującym nieporadnie przez scenę łatwo rozpoznać czołowego marzyciela, Don Kichota.
Choć to Don Kichot, doprawdy, intrygujący. Ludzik zmontowany z drucików, trybików, kółeczek. Z pajęczymi odnóżami. Kroczy niepewnie przez scenę, przygląda się z uwagą wszystkiemu, wszystko chce sam sprawdzić, a wszystko to czyni wolno, ospale. Niczym pająk topik, który zastygł na wodzie. Ale niech no tylko pojawi się ktoś lub coś, co naszemu metalowemu marzycielowi nie przypadnie do gustu. Pająkowaty rycerzyk rzuca się do walki, atakuje drucianymi odnóżami... i wraz z równie drucianym obiektem zaczyna przypominać dwa sczepione chuderlawe terminatory.
Wszystko to brzmi może cokolwiek dziwacznie, ale, o dziwo, ma nastrój. Bo to Don Kichot trochę ironiczny, z przymrużeniem oka. Nic nie jest tu oczywiste, nawet Dulcynea, której twarz, naszkicowana ołówkiem, piórkiem pojawia się na podświetlonej kartce nad głową Don Kichota, znika, za chwilę znów się pojawia. Dulcynea to raczej wyobrażenie, idea, mit niż osoba z krwi i kości - jak zresztą wszystko w świecie iluzji rycerza.
Zresztą już nie sama historia gonitwy za marzeniami jest tu ważna, tę znamy. Ważny jest kolejny pomysł, jak tę gonitwę przedstawić. Adam Frankiewicz, student Akademii Teatralnej, wymyślił historię Don Kichota pisaną przez... maszyny, gdzieś w szafie albo lamusie? Oto na wieszakach wiszą płaszcze. Porozumiewają się w sobie znanym języku, korzystają z dziwnych maszynerii, przed nimi - płaszczami - stłoczonych. Jest tu archaiczna maszyna do pisania, rower zbudowany z resztek i jeszcze inne ustrojstwa. Maszyna wypluwa z siebie kolejne kartki, płaszcze z powagą kiwają kołnierzami nad kartkami, a za chwilę, piętro wyżej, na pawlaczu zaczyna się opowieść o rycerzu, co walczył z wiatrakami. I tak, uzależnione od siebie, egzystują te dwa światy - maszynerii i idei. Kto wie, może wymyślone przez człowieka machiny z czasem same wymyślą idee?
Skomplikowany ten proces twórczy, ale ciekawy dla oka. Na dwóch poziomach (postaci z książki i maszynerii) animuje, chowając się w mroku, trójka aktorów: Sylwia Janowicz-Dobrowolska, Izabela Maria Wilczewska i Krzysztof Bitdorf. Przy scenografii, przypominającej lamus sprzętów zbędnych, napracowała się litewska artystka Vitalia Samuilova.
Białostocki Teatr Lalek, "Dulcynea". Najbliższy spektakl - 28-29 listopada