Dostojewski puszczony z dymem
Biesy" - reż. Karolina Kirsz - PWST, KrakówDym. To pierwsze, co uderza widza po wejściu na widownię. Jest duszno i ciemno. Powietrze zdaje się być otaczającą nas zewsząd gęstą zawiesiną. Jest więc mrocznie i niepokojąco. Początek jak na adaptację Biesów Fiodora Dostojewskiego idealny.
Reżyserka Karolina Kirsz sprawiła, że w spektaklu nie można rozpoznać jednoznacznie głównego bohatera. To historie wielu ludzi – jakże różne, a jednak przenikające się ze sobą i tworzące jedną opowieść. Znajdziemy więc fragmenty z życia pijaka, arystokraty, biedaka, syna, siostry, ojca... Z każdej ludzkiej doli został zaczerpnięty choć niewielki element. Powstał bohater zbiorowy, społeczność skupiająca w sobie wiele ludzkich losów. Postaci zmagają się z życiem, szukają siebie w skomplikowanym gąszczu ludzkiej egzystencji, także w kontaktach z drugim człowiekiem. Świat wcale im tego nie ułatwia – zmusza ich do walki z zawiścią i złem mieszkającym w każdym człowieku.
Spektakl ma niestety jedną zasadniczą wadę. Jest dym, jest niby mrocznie, ale w rzeczywistości niewiele z tego wynika. Wydarzenia toczą się leniwie, dlatego nie śledzi się ich z narastającym niepokojem. Właściwie w ogóle się ich nie śledzi. Kolejne epizody nawarstwiają się, pojawiają się nowe postacie i związane z nimi wątki, a ma się wrażenie, jakby przynajmniej połowa spektaklu była zbyt długą ekspozycją. Efekt jest taki, że na widowni rozlega się głośne ziewanie, a znużeni widzowie rozbudzają się jedynie wówczas, gdy sceny walki wywołają nieco hałasu. Po przerwie zaś we wcześniej zapełnionej sali można dostrzec wiele pustych krzeseł. Kłęby dymu, co rusz wypuszczane na scenę, zamiast sprzyjać wytwarzaniu aury typowej dla utworu Dostojewskiego, zaczynają po prostu irytować.
Żal jest przede wszystkim aktorów, którzy choć utalentowani, nie są w stanie przebić się przez tę senną atmosferę. Mimo kilku świetnie skonstruowanych postaci, między innymi Lebiadkina (Peter Jakubow) i jego siostry Marii (Izabela Baran), nie udało się przezwyciężyć monotonii spektaklu. Trzeba jednak oddać sprawiedliwość aktorom, że nie zmarnowali okazji do zaprezentowania wielorakich umiejętności zdobytych przez lata nauki. Z sukcesem wykonują chociażby partie wokalne, które okazały się jednym z lepszych elementów tego spektaklu. Efektowne są tak-że sceny zbiorowe i to głównie w nich uwalnia się energia młodych aktorów, przytłoczona przez formę przedstawienia.
Niestety kłęby dymu nie wy-starczyły, by oddać charakter dzieła Dostojewskiego. Nie pomogły deko-racje utrzymane w ciemnych bar-wach. Nie osiągnięto tego również grą świateł. Środki te raczej przeszkodziły dyplomantom w udźwignięciu trudnego tekstu rosyjskiego pisarza. Zamiast intrygującego studium ludzkiej natury wyszedł monotonny montaż epizodów. Nie było przewidywanego na początku mroku i niepokoju. Rządziła za to nuda.