Doświadczenia umysłu

"Lobotomobil" - reż: Janusz Wiśniewski - Teatr Nowy w Poznaniu

"My tu wszyscy jesteśmy stuknięci. Ja jestem stuknięty. Ty jesteś stuknięta."- oświadcza Kot, obdarowując Alicję z Krainy Czarów swoim słynnym uśmiechem. Jesteśmy stuknięci w ciągłym dążeniu do celu, rozpamiętywaniu przeszłości, odpowiadaniu na wielkie pytania świata. Dlatego Janusz Wiśniewski sugeruje lobotomię. Zamiast operacji na mózgu, operacja na otwartej wyobraźni.

Nash, (oszczędny i przerażająco ludzki Mirosław Kropielnicki) noblista i matematyk, obdarzony biblijnym imieniem Salomon, nie jest wcieleniem mądrości i geniuszu, ale bezradną ofiarą nie radzącą sobie z problemami codzienności, przytłaczaną przez własny umysł. Zna tajemnice liczb, ale nie potrafi zrozumieć żony.

Państwo Nash są zdublowani przez śpiewające odbicia z ich młodości, ale ci także nie tworzą zgodnego unisona, każdy ma własne racje, stwierdzenia i swoje życie. Z czasem historia Nashów staje się tylko jedną z wielu opowieści, bo, tak jak w życiu, na scenę wchodzą kolejne postaci z pogranicza jawy i snu, przeszłości i współczesności. Prowadzeni przez lekarzy, porzucone kobiety, przełożonych przytułku odbywamy wędrówkę Dantego przez wspomnienia i stany ducha wielu bohaterów. Wszystko w rytmie magnetyzującej muzyki Jerzego Satanowskiego, zapowiadającej postaci i relacjonującej ich świat, wyłaniający się ze słów i dźwięków. To świat trochę jak z niemieckiego kabaretu czy z jarmarcznego teatru, gdzie treści o życiu, dojrzewaniu i przemijaniu, zdradzie i miłości podawane są w formie nierzadko częstochowskich rymowanek.

To świat demonicznego prokuratora Brickera (wokalnie najlepszy wśród panów Michał Kocurek), wzruszającej, porzuconej Uwiedzionej i Skomentowanej (Oksana Pryjmak). Błądzącego miedzy płciami i pragnieniami miłosnymi adwokata Moona, ukazującego swoją księżycową kobiecą twarz, przy jednoczesnym niebezpiecznym epatowaniu pełną męskością. Rola Radosława Elisa najbardziej zapada w pamięć, bo ukazuje pełną, wieloznaczną osobowość. Wreszcie, w tym świecie jest miejsce dla Biednej Kózki (Ewelina Dubczyk), stojącej z boku, wykorzystanej, która mimo albo właśnie dzięki niepełnej świadomości pyta w finale –Koniec? Wagner pisał, że „do boskości dochodzi się przez prostotę i czyste piękno”, może właśnie Kózka będzie zbawiona, jako jedyna ze świata pozoru, nienaturalnych póz i podwójnego życia. Ona i dzieci, spinając scenami ze swoim udziałem spektakl, czują i wyobrażają sobie najwięcej, są prawdziwi, bez skazy niebezpiecznych doświadczeń, sztuczności i potęgi dręczącego umysłu. 

Wiśniewski wciąga widza do lobotomobilu, w którym aktorzy mają do perfekcji opracowany każdy gest, wyciagnięcie ręki, głupi uśmiech, wejście zmechanizowanym krokiem, planowane zgubienie rytmu w kwartecie. Gdzie gra i znaczy wszystko: człowiek, muzyka, emocje, nawet cień na burej ścianie pokoju. A znaczenia plączą się, nakładają na siebie i czekają na interpretację.

Po chirurgicznym zabiegu potrzeba rekonwalescencji. Po przejażdżce lobotomobilem Wiśniewskiego każdy staje się lekarzem, badającym własny umysł. To, co utkwiło w nim najbardziej (czy będą to fragmenty o szkole, sądzie, miłości, cierpieniu, marzeniach) powie o nas więcej niż wizyta u psychoanalityka. Człowieka, będącego mozaiką wspomnień i spotkań z innymi ludźmi, gnębią pytania, Wiśniewski zadaje ich setki, a nasze odpowiedzi będą tym, co odszyfrowaliśmy podczas spektaklu i spletliśmy z własnymi doświadczeniami i wyobraźnią. Teatr, który nakazuje myśleć i czuć, pędząc ze skalpelem cytatów i kulturowych nawiązań: to jest „Lobotomobil”.

Katarzyna Wojtaszak
Dla Dziennika Teatralnego
21 września 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia