Dotarł pod strzechy

Teresa Budzisz-Krzyżanowska czyta "Zaścianek".
DP Jak się Pani poczuła, po latach, w murach Teatru im. J. Słowackiego, w którym spędziła Pani wiele aktorskich lat? - Już sam widok bryły tego pięknego budynku, za każdym razem, gdy tutaj jestem, robi na mnie wrażenie, powoduje przyspieszone bicie serca. Pamiętam uczucia, jakie towarzyszyły mi, kiedy dyr. Dąbrowski zechciał zaangażować mnie do swojego zespołu. Pamiętam emocje towarzyszące premierom, w jakich brałam udział. A przede wszystkim pamiętam ludzi: pięknych, mądrych i utalentowanych. "I ciągle widzę ich twarze, /ustawnie w oczy ich patrzę-/ ich nie ma - myślę i marzę,/ widzę ich w duszy teatrze". Tak się właśnie poczułam: wzruszona i szczęśliwa, że znów mogę tu być i odnajdywać znane zakamarki. Jak tu pięknie. To jest miejsce absolutnie nadzwyczajne i nobilitujące. Bardzo się cieszę, że kolejny raz Ania Dymna, dyrektor Orzechowski i Żuk Opalski zaprosili mnie do swojego salonu. Tylko nie mam pewności, czy zachowanie moje w trakcie czytania Szóstej księgi "Pana Tadeusza" nie naruszyło obowiązujących w Salonie manier. Wiem, że popełniałam błędy i być może (sądząc po uroczym felietonie pana Głowackiego) zachowywałam się jak nieokrzesany dzikus. Z tymi wątpliwościami zadzwoniłam do Ani i Żuka z propozycją poprawek. Nie dano mi szansy. Słyszałam w telefonie głośne: "Nie, nie, nie. Mowy nie ma, jest dobrze, przecież każda z tych płyt ma świadczyć też o indywidualności czytającego". Zapewniali mnie, że mogę spać spokojnie. No więc śpię spokojnie. Choć krótko. DP Na czym, Pani zdaniem, polega siła "Pana Tadeusza", ale i trudność w jego interpretacji? - O, mój Boże, to temat na wielogodzinny wykład i długie rodaków rozmowy. Nie chcę się wymądrzać. "Pan Tadeusz" siłą geniuszu autora trafił pod strzechy i już. A do mnie trafił sześćdziesiąt lat temu, gdy moja mama czytała mi go i recytowała, bo wiele fragmentów znała na pamięć. I choć nie wiedziała, czym jest średniówka, a czym klauzula, mówiła tak pięknie, że do dziś pamiętam. DP Przed dwoma laty Pani pięknie mówiła "Promethidiona" podczas festiwalowego wieczoru w Krakowie... - Każdy wieczór z Norwidem jest piękny. Wtedy po raz pierwszy odważyłam się przeczytać drugą pieśń z "Promethidiona", co było dla mnie wielkim wyzwaniem. Byłam szczęśliwa, że wreszcie ją zrozumiałam i wydaje się, że słuchający także. Nawet Tadziu Jurasz, mój kolega, powiedział, że było O.K. A to z Tadziem właśnie pochylaliśmy się nad Norwidem kilka lat temu. DP Poezja towarzyszyła Pani od dzieciństwa, poprzez szkołę teatralną i do dziś nie rozstaje się Pani z wierszami... - Pewnie nie przyszłoby mi do głowy, by zdawać egzamin do szkoły teatralnej, gdyby "cała ta poezja co lata w powietrzu, którą wiatr miata, która co dnia świeża wzlata" - mówiąc słowami Racheli - nie towarzyszyła mi od zawsze. Na początku była mama - "Ona mi pierwsza pokazała księżyc" (to z Gałczyńskiego), no i "Pana Tadeusza". Pierwszy raz występowałam, mówiąc wierszem w przedszkolu, że "królową bajki jestem". Ubrana byłam w szatę uszytą przez mamę z zasłony okiennej. Potem byli wspaniali poloniści w szkole podstawowej i w liceum, a dopiero później był pierwszy rok PWST z profesorem Szczerskim, a jeszcze później profesor Danuta Michałowska uczyniła mnie swoją asystentką. I to była prawdziwa szkoła mówienia wierszem. Teraz tym, czego się nauczyłam, dzielę się ze studentami w Akademii Teatralnej w Warszawie. DP I uczy Pani swoich studentów "jak być człowiekiem, będąc aktorem", że zacytuję Pani niedawną wypowiedź? - To brzmi zabawnie, ale to wcale nie jest proste. Naprawdę wielkiego trudu trzeba, by rozpoznać siebie, gdy się ma dwadzieścia lat. Dogrzebać się w sobie człowieka, aby potem zapomnieć o sobie i na chwilę przywdziać cudzą skórę. DP Kupi Pani płytę z "Zaściankiem"? - Nie, ze strachu. I tak dostanę ją w prezencie. Ale Czytelnicy niech zaryzykują. Słownik "Pana Tadeusza" - część 6 HOŁOTA - współczesna definicja tego słowa wskazuje raczej na same okropności. "Ludzie zachowujący się niekulturalnie, ordynarnie, męty społeczne, motłoch". Dla tych osobników litości raczej nie wykazujemy. Tymczasem straszne objaśnienia "hołoty" skłaniają się ku współczuciu. Hołota - wyjaśnia Stanisław Pigoń - czyli w staropolskim znaczeniu gołota, albo szlachcic goły, ubogi. KONOPIE - pojawiają się w wersie 350 i następnie, już jako "jarzyna", w wersie 351. Wśród konopi buszuje Woźny. Scena z jego udziałem to z pewnością jeden z najpiękniejszych momentów poetyckich Księgi Szóstej: "Woźny patrzy, czuwa -/ Cicho wszędzie - w konopie z wolna ręce wsuwa/ I rozchylając gęstwę badylów, w jarzynie/ Jako rybak pod wodą nurkujący płynie". POCZTA - w świetle ostatnich strajków słowo to brzmi dość niepokojąco, choć u Mickiewicza budziło raczej tylko pozytywne skojarzenia. W Księdze Szóstej jak poczta "leci" chłopska furmanka. Pomocny jak zawsze Stanisław Pigoń tłumaczy: "Porównanie jak poczta zrozumiałe w stosunkach, kiedy jeszcze poczta rządowa konna była jedynym stałym środkiem komunikacji; leciała zaś istotnie bardzo szybko". TARGOWICA - miasto na Ukrainie, gdzie w roku 1792 konfederację zawiązali przeciwnicy Konstytucji 3 maja. Od tamtego czasu hasło "Targowica" to na pewno nic dobrego. W Księdze Szóstej Targowica pojawia się w wersie 151, kiedy to ksiądz Robak przypomina, że część majątku Stolnika, przeciwnika targowiczan, została przydzielona Soplicom. Wynikają z tego, jak wiadomo, poważne problemy. ZAŚCIANEK - to nie tylko tytuł Księgi Szóstej "Pana Tadeusza", ale także symbol, który zmieniał znaczenie w ciągu ostatnich stuleci. Poeta wyjaśnia osobiście: "Nazywają na Litwie okolicą lub zaściankiem osadę szlachecką, dla różnicy od właściwych wsi, czyli sioł, osad wiejskich". Gdyby Mickiewicz usłyszał więc, co dzisiaj mianuje się zaściankiem, srodze by się zdziwił. Opracował: Marcin Wilk Wielcy aktorzy czytają "Pana Tadeusza" - cz. VI.
Jolanta Ciosek
Dziennik Polski
21 czerwca 2008

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...