Dotknąć miejsc, które bolą

"Z życia glist" - reż. Krzysztof Babicki - Teatr Miejski w Gdyni

"Ja chcę tylko, żeby mnie kochano!" - wyznaje z rozbrajającą szczerością Hans Christian Andersen, grany przez Szymona Sędrowskiego. I o tym właśnie jest spektakl "Z życia glist" w reżyserii Krzysztofa Babickiego: o pragnieniu akceptacji, podziwu i miłości, pragnieniu, które czasem, tak jak w przypadku głównych bohaterów sztuki Pera Olova Enquista, kończy się uwikłaniem w toksyczne relacje bez możliwości ucieczki.

Choć Hans Christian Andersen uznawany jest dziś za jednego z najgenialniejszych bajkopisarzy świata, jego życie osobiste wcale bajki nie przypominało. Wręcz przeciwnie: podszyte było poczuciem obezwładniającej samotności, inności i wyobcowania. Jako syn szewca i alkoholiczki nieustannie zmagał się z poczuciem własnej niższości i rozmaitymi kompleksami. Rozchwiany emocjonalnie, wiecznie kimś zafascynowany lub zakochany (niektórzy biografowie twierdzą, że obiektami jego uczuć były zarówno kobiety, jak i mężczyźni), nigdy nie zaznał szczęścia w prawdziwym, stabilnym związku.

Pretekstem do stworzenia opowieści o mrocznych stronach życia wybitnego duńskiego autora jest w sztuce "Z życia glist" jego niespodziewana wizyta w domu państwa Heibergów: Johanny Luisy (Monika Babicka) i Johanna Ludwiga (Eugeniusz Krzysztof Kujawski). Ona - obdarzona nietuzinkową urodą aktorka, ikona swojej epoki; on - ceniony poeta, krytyk i dyrektor Teatru Królewskiego w Kopenhadze. W ciemnym, nieco klaustrofobicznym salonie ich mieszkania (oszczędna, ale wysmakowana scenografia Zofii de Ines) wszyscy troje uwolnią tłumione od dawna traumy i lęki, by przypomnieć sobie, kim właściwie są.

A zaczyna się niewinnie i zabawnie: Andersen (znakomity Szymon Sędrowski) opowiada o swojej kompromitującej "katastrofie" podczas uroczystości na dworze królewskim. W charakterystyczny dla siebie, egzaltowany sposób, zalewa się łzami i wyolbrzymia całe zdarzenie, by wywrzeć jak największe wrażenie na pani Heiberg. Ona, obojętna i zdystansowana, schowana za ścianą lodu niczym Królowa Śniegu, ożywi się dopiero, gdy zaczną rozmawiać o miłości. O miłości, której pragnienie było dla tych "dwóch bagiennych roślinek", jak mówią o sobie Hans Christian i Johanna, siłą napędową, by wyrwać się ku lepszemu życiu.

Ich dzieciństwo było bowiem bardzo podobne: oboje pochodzili z nizin społecznych, oboje od najmłodszych lat doświadczali przemocy. On, przez swój zniewieściały, nieco pretensjonalny styl bycia, nieustannie spotykał się z obelgami i niezrozumieniem otoczenia. Ona, od dziecka molestowana, dorastała w ubogiej rodzinie, w której jej matka Żydówka stała się obiektem nienawiści agresywnego męża alkoholika. W tym pełnym emocji - tyleż intensywnych, co głęboko skrywanych - spotkaniu po latach, oboje będą starali się zachować swoje przebrania, w których czują się najlepiej. Dla pięknej aktorki jest to pozorny chłód emocjonalny, dla pisarza - dziecięca naiwność, za pomocą której broni się przed trudnymi tematami. Chwilami jednak zza ich noszonych na co dzień masek przebijają prawdziwe, niemal czyste uczucia - co z tego, skoro, jak mówi w pewnym momencie Johanna, jest już o wiele za późno na zmiany. Tutaj nie będzie szczęśliwego zakończenia: oboje wiedzą, że "ci, którzy urodzili się w bagnie", muszą przez całe życie pamiętać o regułach gry dającej im szansę na wybicie się w górę.

W tym kameralnym, pełnym napięcia spektaklu najlepiej wypada grający Andersena Szymon Sędrowski. Egzaltowany i przewrażliwiony, z upodobaniem stosujący dziecinne gesty (tupanie ze złości, zakrywanie uszu, głośny płacz), od początku przedstawienia skupia na sobie całą uwagę widza. Kroku dotrzymuje mu Monika Babicka - jej Johanna Luisa Heiberg nasuwa skojarzenia z Marilyn Monroe, posągową pięknością, która, choć podziwiana i otoczona luksusem, nigdy nie uporała się ze swoimi wewnętrznymi demonami. Ciekawie wypada także Eugeniusz Krzysztof Kujawski jako Johann Ludwig Heiberg. Świadomy swojej pozycji i władzy, nie jest jednak pozbawiony uczucia lęku - wie, że jego młodsza o kilkadziesiąt lat żona nigdy nie odwzajemni jego uczuć, a wraz z pojawieniem się w ich domu znanego pisarza, staje się najzwyczajniej w świecie zazdrosny.

Nie sposób na koniec nie wspomnieć o Dorocie Lulce, która w roli Łysej, czyli matki Johanny Luisy, potwierdza swoją wielką aktorską klasę. Przez cały spektakl unieruchomiona na wózku inwalidzkim, schorowana, porozumiewająca się z otoczeniem monosylabami i dziwacznymi dźwiękami, jest jak przerażający wyrzut sumienia, martwy obiekt przypominający o trudnej przeszłości, o tych wszystkich "miejscach bolesnych", których tak bardzo boi się jej córka.

Na podstawie wybranych fragmentów biografii wybitnego duńskiego pisarza, Krzysztof Babicki stworzył uniwersalną opowieść o ludziach, którzy pragnąc akceptacji, podziwu i miłości, wikłają się w toksyczne związki, gubiąc po drodze swoje prawdziwe uczucia. Ten kameralny, ale angażujący emocjonalnie spektakl jest jak przypomnienie o tym, że wszyscy mamy na skórze bolesne siniaki, których trzeba czasem dotknąć - choćby po to, by przekonać się, że żyje się naprawdę.

Aleksandra Lamek
www.trojmiasto.pl
5 kwietnia 2016

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia