Dotyk geniusza

27. Festiwal Szekspirowski od 27 lipca do 5 sierpnia w Gdańsku

Szekspir był wizjonerem. Sięgał umysłem tam, gdzie wzrok nie sięga. Po niedzielnych spektaklach widzowie przekonali się, jak wiele ważnych spraw Szekspir tylko zarysował w swoich sztukach i jak wiele można z nich wyczytać oraz kontynuować myśli mistrza dramatu.

Piąty dzień Festiwalu Szekspirowskiego rozpoczął "Sen nocy letniej" Teatru Współczesnego w Szczecinie w reżyserii Justyny Sobczyk i Jakuba Skrzywanka. Spektakl, który widziałam kilka miesięcy temu na premierze, tym razem oglądałam z innej perspektywy, bez napięcia towarzyszącego premierze i oczekiwaniom związanym z nowością. Tym razem towarzyszył mi spokój i przekonanie, że zobaczę coś wyjątkowego. I słusznie. Spektakl nabrał pewnej dynamiki i, gdyby go potraktować podmiotowo, można powiedzieć, że nabral pewności siebie. W atmosferze szekspirowskiej nabiera nowego wymiaru, chociaż Szekspira w Szekspirze jest tu niewiele, to staje się on punktem wyjścia do opowieści o miłości nietypowej, ale uniwersalnej, O prawie do tej miłości.

Spektakl powstał na motywach komedii Williama Szekspira w przekładzie Stanisława Barańczaka oraz na podstawie wywiadów z osobami z niepełnosprawnościami, ich rodzinami, a także osobami zajmującymi się asystenturą seksualną i pracą seksualną. Jakub Skrzywanek wraz z Justyną Sobczyk, reżyserką i założycielką Teatru 21, zaprosili do współpracy szczecińskich artystów z niepełnosprawnościami, by wraz z zespołem Teatru Współczesnego w Szczecinie spróbować opowiedzieć o tym, czym dziś jest i może być pragnienie miłości.

Powstał spektakl, w którym wątki szekspirowskie przenikają się z wątkami współczesnymi ukazującymi problemy, które dla polskiego społeczeństwa są tabu, które są zamiatane pod dywan, o których nikt nie chce rozmawiać - seksualność osób z niepełnosprawnościami. I to właśnie te osoby wysuwają się na pierwszy plan, to im przede wszystkim reżyserzy oddali głos. Aktorzy profesjonalni tworzą dla nich subtelne tło, co daje ogromną moc temu przedstawieniu. Rozmach inscenizacyjny ma tu swoje uzasadnienie, bo na scenie obserwujemy kilka światów równoległych - bohaterów Szekspira w Atenach, mężczyznę z niepełnosprawnościami na spotkaniu z sex workerką, las ateński, w którym te dwa światy się spotykają, w którym bohaterowie na siebie wpadają i tworzą pewną wspólnotę. Te wspólne sceny są najbardziej wzruszające i najbardziej poruszają widza. Niektórzy autentycznie się popłakali (podsłuchane w kuluarach). Szczeciński spektakl na pewno mocno wybrzmiał tu, gdzie krąży duch dramaturga, który bez ogródek ukazywał wszystkie niegodziwości świata.

Z kolei "Truth's a Dog Must to Kennel" Royal Lyceum Theatre in Edinburgh w reżyserii Tima Croucha i w jego wykonaniu to spektakl teatralny, który oscyluje między zjadliwie zabawnym stand-upem, a zuchwałym aktem zbiorowej wyobraźni. W swoim monodramie Tim Crouch czerpie z koncepcji rzeczywistości wirtualnej, wysyłając Błazna z powrotem do przyszłości sztuki, którą opuścił.

Zaczyna się od krytyki teatru - widzów, obsługi, reżyserów. Aktor wytyka każdemu jego nieczyste motywacje, obojętność wobec sztuki, wykorzystywanie pewnych sytuacji, żeby coś zyskać czy ugrać. Potem przechodzi do "Króla Leara", którego obrazowo opowiada, jakby widział przez swoje viralowe okulary każdy szczegół, a potem wychodzi z roli i staje się nie Błaznem, ale stand-uperem. Gorzki to jednak stand-up, surowy i zatrważający. To, co z początku bawiło, nagle staje się niewygodne, jak niewygodne jest lustro, w którym widzimy nasze niezbyt przyjemne oblicze. To dramat społeczny, w którym po raz kolejny Szekspir jest tylko punktem wyjścia.

Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy przywiózł "Ryszarda III" w reżyserii Jana Marka Kamińskiego. Jak powiedział Jacek Głomb, dyrektor legnickiego teatru, przed wejściem na salę, nie jest to jeszcze gotowy spektakl, ale widać w nim było zalążki interesującego przedsięwzięcia.

Ryszard III, zawsze inny, osobny, koślawy, nieumiejący odnaleźć się w rzeczywistości, w której przyszło mu żyć, zawsze poniżany, spędził życie w samotności — postanawia zostać nikczemnikiem, ponieważ jedyne, co umie, to zabijać. W nikczemnym ciele rodzi się nikczemny duch, a nikczemności te odnoszą pozorne zwycięstwo. Ryszard III to przykład pokrzywdzonego, a przez to zakompleksionego, przywódcy, którego największym nieszczęsciem staje się władza, której nie umie wykorzystać w szlachetnym celu. Jego kompleksy niszczą najpiew jego, a potem świat, którym rządzi. Jakże to uniwersalne i powtarzalne w rzeczywistości.

Reżyser stosuje tu ciekawe rozwiązania sceniczne - ponura przestrzeń, rozgrywająca się jakby pod ziemią, niechlujne stroje, niepokojąca muzyka, maski zwierząt na twarzach popleczników Ryszarda. Wszystko to sprawia wrażenie zdegenerowanego świata, w którym nikogo nic dobrego nie może spotkać.

Zarzuty są dwa - za dużo papierosów podczas przedstawienia. Niektórym widzom ewidentnie to przeszkadzało, zwłaszcza w tak małej sali (znowu podsłuchane w kuluarach) oraz niezbyt dobra dykcja młodych aktorów (Joanna Gonschorek bez zarzutu). Ale skoro ten spektakl to work in progress, można te mankamenty wyeliminować.

Małgorzata Klimczak
Dziennik Teatralny Szczecin
31 lipca 2023

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia