Dramat Króla Leara w pieśniach

rozmowa z Grzegorzem Bralem

Rozmowa z Grzegorzem Bralem

Małgorzata Matuszewska: Dlaczego przełożył Pan Szekspirowskiego "Króla Leara" na pieśni?

Grzegorz Bral: Chciałem pracować nad Learem, ale nie zajmować się linearnością dramatu, jego tekstem. Teatr dramatyczny nie jest specyfiką naszego zespołu. Zafascynowała mnie muzyka Jean-Claude\'a Acquavivy z korsykańskiego zespołu, który pisze współczesną religijną muzykę, zamówiłem u niego napisanie dwudziestu pieśni odpowiadających kilku emocjonalnym sytuacjom z dramatu: ojciec - córka, ojciec - córki, szaleństwo, rozpacz, przyroda, samotność, głupiec. Ustaliliśmy, że sięgnie do kilku najbardziej wybitnych chorałów gregoriańskich i rozłoży je na polifonię, czyli 5, 6 i 7 głosów.

 

Drugim autorem muzyki jest Maciej Rychły z Kwartetu Jorgi, prezentujący zupełnie inny rodzaj dźwięków.

- Tak, bo muzyka Acquavivy była zbyt jednorodna. Maciejowi zaproponowałem użycie języka koptyjskiego z koptyjskiej Ewangelii św. Tomasza. Pieśni komponowane przez Jean-Claude\'a Acquavivę są po łacinie i angielsku. Kompozycje Macieja Rychłego są w języku koptyjskim. Widzowie nie usłyszą tłumaczeń, pieśni koptyjskie są pierwszymi zdaniami cytatów kolejnych wersetów Ewangelii, które na ogół zaczynają się od słów: "Jezus powiedział".

 

Dlaczego język koptyjski?

- Bo jest tylko sakralny. Bardzo mało kultur na świecie ma drugi język, tylko sakralny: to hebrajski, koptyjski i tybetański. Macieja to zafascynowało, zaczął komponować, inspirując się śpiewem Żydów etiopskich. Według legendy są oni strażnikami Arki Noego, schowanej w Etiopii i tam strzeżonej. Maciej skomponował muzykę, która jest rodzajem strażnika rzeczy ukrytych w człowieku. Na styku muzyki Macieja Rychłego i Jean-Claude\'a Acquavivy powstało coś wyjątkowego. Te dźwięki były ciekawsze, niż reżyserowany spektakl. I powstały udramatyzowane tematy muzyczne, układające się w pewien ciąg odnoszący się do Leara. Stąd wzięły się "Pieśni Leara".

 

Nie zrozumiemy koptyjskiego. Czy pojmiemy emocje tego języka?

- Tak, bo język odzwierciedla ludzkie doświadczenia i emocje. Codzienny jest pełen plotkarstwa, zawiści, zazdrości, gniewu, samotności, wulgaryzmów, język liturgiczny jest nasycony troską, współczuciem, lojalnością - ma zupełnie inną energię.

"Pieśni Leara" zostały wyróżnione aż trzema statuetkami podczas Fringe Festival w Edynburgu.

Spektakl został świetnie przyjęty, wpisał się w ponad 500 wydarzeń w projekcie Pawła Potoroczyna, który zawiózł do Edynburga kontyngent polski. Festiwal w tym roku był tuż po olimpiadzie i wszyscy się martwili, że nie będzie widzów, a sprzedano 1 mln 800 tys. biletów do teatru.

 

"Pieśni..." są spektaklem dobrym na dzisiejsze czasy?

- Doświadczenie z Edynburga pokazuje, że widz w teatrze szuka katharsis. Ten spektakl opowiada o skrajnym osamotnieniu człowieka, bardzo dotkliwym problemie współczesności. Moja znajoma terapeutka i buddystka powiedziała, że przywracamy Europie umiejętność lamentowania. Europa jest pełna napięć i konfliktów, a jej mieszkańcy zapomnieli, co to znaczy wspólnie lamentować po dramacie. Zbiorowy lament jest dziś nieznany, choć istnieje jeszcze na obrzeżach kontynentu: w wiejskich regionach Grecji, Rumunii, Mołdawii, czyli na kulturowych obrzeżach. Jego brak oznacza, że się nie otwieramy przed sobą, a tzw. otwartość wspólnoty europejskiej jest tylko czystym interesem. Próbujemy przywrócić normalność, ale to jest już pewnie niemożliwe.

 

Małgorzata Matuszewska
POLSKA Gazeta Wrocławska
1 października 2012
Portrety
Grzegorz Bral

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia