Dramat Osmenta jak telenowela

"Nasi najdrożsi" - reż: Rudolf Zioło - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Ciekawa reżyseria i dobre, równe aktorstwo to największe zalety "Naszych najbliższych", najnowszej premiery Teatru Wybrzeże. Spektakl w reżyserii Rudolfa Zioły byłby całkiem interesującą propozycją, gdyby nie porażająco niedobry tekst Philipa Osmenta.

"Nasi najbliżsi" przypominają trzy tysiące odcinków marnej telenoweli, streszczone na kilkudziesięciu stronach. Mamy tu wszystkie tanie i wzruszające chwyty: bohatera niepełnosprawnego psychicznie, tragiczny w skutkach wypadek samochodowy, homoseksualną parę, nieodwzajemnioną miłość, rozpad związków małżeńskich, przemoc domową, ból po stracie dziecka, niespełnione ambicje osobiste, zawiść i konflikty międzypokoleniowe. I to wszystko w czterech zaledwie aktach.

Bohaterowie Osmenta to członkowie małomiasteczkowego, kościelnego chóru, związani relacjami rodzinnymi lub przyjacielskimi. Postaci te naszkicowane są topornie, bardzo grubą kreską; każdą z nich wyróżnia jedną cechą charakteru. Między sobą porozumiewają się banalnymi zdaniami. Dramaturg rozstawia ich niczym pionki na szachownicy, jednak rozgrywka, którą prezentuje, nie jest ani oryginalna, ani interesująca. Praktycznie każdy z bohaterów ma jakiś problem, skazę wewnętrzną, która nie pozwala mu być szczęśliwym. Jednak żadnego z nich nie stać choć na odrobinę autorefleksji, żadna z postaci zdaje się nie mieć życia wewnętrznego. A właśnie to odróżnia - nawet przy tej samej fabule - marną telenowelę od dramatu psychologicznego.

Rudolf Zioło naprawdę robi dużo, by ten słaby tekst zmienić w ciekawy spektakl. W jego inscenizacji fragmenty neutralne emocjonalnie nabierają dramatycznego charakteru (jak w świetnej scenie otwierającej spektakl, w której matka ubiera niepełnosprawnego syna), miejsca nieznośnie patetyczne ubarwia szczyptą ironii. Nie używa przy tym teatralnych środków szczególnie nowatorskich, jednak całość zbudowana jest - na ile to pozwala tekst - solidnie, z paroma scenami bardzo dobrymi. Reżyserowi udaje się momentami to, co może wydawać się niemożliwe: w ten płaski tekst Osmenta wprowadza elementy metafizyki. Jak choćby w pierwszym akcie, gdy nagle, w połowie banalnej rozmowy, dwie z bohaterek zaczynają śpiewać pięknymi, wysokimi głosami.

W dobrej formie w "Naszych najbliższych" jest zespół aktorski Wybrzeża. Szczególnie przykuwa uwagę doskonały Michał Kowalski jako niepełnosprawny Terry. To rola wymagająca, zbudowana bardzo konsekwentnie, nienadużywająca mocnych chwytów. Jak zwykle świetna jest Dorota Kolak, jako najstarsza Dulcie. Aktorka subtelnymi środkami tworzy, zdecydowanie najbogatszą, postać nieco naiwnej kobiety, bohaterki jakby z innej epoki. Na szczególną uwagę zasługuje również Małgorzata Oracz jako nieszczęśliwa żona i matka, pełen energii Piotr Chys oraz cudownie autoironiczny Cezary Rybiński.

Małgorzata Gajewska, już po raz kolejny w Wybrzeżu, przygotowała prostą, ascetyczną, ciekawą i funkcjonalną jednocześnie scenografię. Ruchoma ściana, zamykająca scenę od tyłu, pozwala na szybką zamianę miejsca akcji; sprawia, że w kilkanaście sekund salon Dulcie zastąpiony zostaje wrzosowiskami. Reżyser świetnie wykorzystał przestrzeń Malarni, umieszczając akcję nie tylko na scenie, ale również na foyer obok szatni i schodach na widownię.

Wybrzeżowi "Nasi najbliżsi" to polska prapremiera tego dramatu. Więcej nawet - to pierwsza sztuka brytyjskiego dramaturga grana w naszym kraju. Po przeczytaniu, a później wysłuchaniu jej na scenie, nie mam wątpliwości, dlaczego nikt Osmenta w Polsce nie wystawia.

Mirosław Baran
Gazeta Wyborcza Trójmiasto
31 marca 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia