Dramat w oparach namiętności
"Płatonow" - reż. Grzegorz Wiśniewski - Teatr Wybrzeże w GdańskuZ początkiem sezonu teatralnego na deskach sceny kameralnej Teatru Wybrzeże króluje Czechow. Jego pierwsza pełnowymiarowa sztuka jest dowcipna, zmysłowa i zaskakująco współczesna. To psychologiczny dramat z górnej półki w znakomitym wydaniu artystów Wybrzeża.
"Płatonow" to tekst intrygujący. Początkowo odrzucony, nawet przez samego autora. Został opublikowany dopiero blisko 20 lat po śmierci Czechowa. Określony przez niego jako komedia, bawi wysmakowanym dowcipem, ale śmiech przenikający bohaterów w rzeczywistości jest gorzki. "Płatonow" nigdy nie został dokończony i być może w tym tkwi sekret jego ponadczasowości i otwartości. Fabuła umieszczona jest w swojego rodzaju próżni (miejsce i czas są bliżej nieokreślone). Dramat jest zawieszony w jakimś oczekiwaniu, ale tym samym daje ogromne pole do interpretacji zarówno dla reżysera, jak i widza.
Artyści Teatru Wybrzeże zręcznie zaadaptowali rozbudowaną w oryginale sztukę. Jest to zasługa ogromnej pracy Jakuba Roszkowskiego nad tekstem. Pozbył się on nadmiaru wątków pobocznych, pozostawiając naszpikowany dowcipem, skondensowany, wielowymiarowy tekst. Dużym atutem spektaklu jest również możliwość wykonywania muzyki na żywo przez samych aktorów. Oś spektaklu została mocno podkreślona przez reżysera, Grzegorza Wiśniewskiego, wokół tytułowego bohatera. Minimalizm przejawia się też w scenografii Barbary Hanickiej: w pierwszym akcie tworząca klimat klubokawiarni z fortepianem i czerwonymi kanapami, w drugim z gołą posadzką, robiącym wrażenie pękniętym dzwonem i połamanym drzewem, najprawdopodobniej częścią krzyża. Scenografia determinuje klimat spektaklu. O ile w pierwszej części jest lekki i zabawny, rodem z towarzyskiego spotkania, to w drugim przytłacza ciężarem dylematów i problemów bohaterów.
Historia Michała Płatonowa to dramat ludzkich namiętności w klasycznej postaci. Można odnieść wrażenie, że Czechow chciał wszystkie swoje pomysły przelać na tę jedną postać. Poznajemy Miszę, gdy po dłuższej nieobecności przyjeżdża na spotkanie z przyjaciółmi. Jego powrót wywołuje całą serię męsko-damskich gier i intryg, które niosą ze sobą poważne skutki. Wcielający się w tę rolę Michał Jaros robi wielkie wejście, dziarsko wkraczając na scenę grając na saksofonie. Dołącza do reszty aktorów i wykonuje z nimi piosenkę z tekstem Jana Brzechwy pt. "Nietoperze". Trzeba przyznać, że miał niełatwe zadanie odegrania tak złożonej postaci. Z jednej strony jest intrygującym inteligentem, który trochę dla rozrywki, a trochę dla wyzwania uwodzi wszystkie kobiety z jego otoczenia. I robi to zmysłowo, z dużym wdziękiem. W drugim akcie ugina się pod ciężarem konsekwencji swoich czynów i przyjmuje wręcz hamletycką postawę. Stara się być uczciwy, jakby chciał być sumieniem dla siebie i innych. Widać jednak, że całym sobą gra wrażliwego rosyjskiego don juana o usposobieniu łajdaka i jest w tym autentyczny. Podobnie tutaj, jak i jako Segismudno w "Życie jest snem" świetnie przekazuje emocje głównego bohatera.
Wątki poboczne zostały przedstawione przez pojedyncze postaci. Konflikt pokoleniowy i wykorzystywanie pozycji majątkowej dla własnych celów uosabia Głagoliew (dobrze zarysowany przez Roberta Ninkiewicza). Mało przekonujący jest natomiast Piotr Chys w roli zdradzonego przez ukochaną żonę Sergiusza. Z kolei Piotr Biedroń po raz kolejny wycisnął to, co najlepsze z roli drugoplanowej (jak np. w "Życie jest snem" ), kreując nieco błaznowatego wrażliwca.
W tym spektaklu zdecydowanie błyszczą kobiety. Aktorki Teatru Wybrzeże zasługują na uznanie za to, że nie boją się bardzo odważnych scen, nie boją się nagości, a brawurowo prowadzą swoje role. Monika Chomicka z łatwowiernej, wesołej żony Płatonowa bardzo realistycznie zmieniła się w zranioną kobietę, która straciła sens w życiu. Monika Boć znakomicie wcieliła się w kobietę-wampa, z jednej strony skutecznie uwodzącej Michała dzięki wdziękom swojego ciała, z drugiej skazaną na obcowanie z Głagoliewem. Świetne sceny miała Katarzyna Z. Michalska, czyli nieco oderwana od rzeczywistości Maria. Jej próby bycia niedostępną dla Płatonowowa i późniejsze szukanie kontaktu z nim to komiczne perełki. I w końcu, romantyczna, delikatna Sonia - miłość Michała. O ile w pojedynkę jej rola nie wywiera większego wrażenia, o tyle sceny z Jarosem wręcz iskrzą od emocji. Jej rozpaczliwe błaganie o miłość i wspólną ucieczkę u stóp ukochanego natomiast jest chyba najbardziej wzruszającą sceną całego spektaklu.
Przedstawienie mimo początkowego uczucia niby-nudy, stopniowo nabiera dynamizmu i trzyma widza w napięciu do końca. Aktorzy łamią granice aktor-widz, podchodząc do nich bardzo blisko lub wychodząc na scenę z niespodziewanych miejsc, ale nie zniszczyli tzw. "czwartej ściany". Publiczność czuje się jakby była w centrum wydarzeń, ale widzi je z perspektywy podglądacza. Odczucie podglądania wzmożone jest szczególnie w intymnych scenach spektaklu. Przedstawienie działa na zmysły, atmosfera jest intymna, chwilami wręcz erotyczna, ale wszystko podane jest ze smakiem. Trudno by się doszukiwać jakichś szczególnie gorszących scen. Gorzki wydźwięk sztuki dość brutalnie budzi jednak widza i pozostawia go w zamyśleniu, kogo z bohaterów ma żałować. Kto tak naprawdę jest dobrym człowiekiem? Być może my zachowujemy się podobnie do nich, oszukujemy innych i samych siebie. I może właśnie dlatego warto zobaczyć "Płatonowa" . Żeby przejrzeć się w lustrze.