Dramaturg w teatrze i wewnątrz spektaklu
Rozmowa z Darią Sobik- Dramaturg obserwuje próby, rozmawia z reżyserem, czasem pomaga aktorom w interpretacji tekstu. Zwraca uwagę na dynamikę i tempo spektaklu, ocenia sprawczość sceniczną tekstu.
Z Darią Sobik, dramaturżką Teatru Polskiego im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy – rozmawia Ilona Słojewska.
Ilona Słojewska: - Jakie jest spektrum zadań dramaturga w teatrze? Domyślam się, że nie w każdym teatrze jest ono takie samo?
Daria Sobik: - Rola dramaturga w Polsce jest wciąż nie do końca sprecyzowana. W zachodnioeuropejskim teatrze obecność dramaturga i jego partycypacja w tworzeniu teatru ma długoletnią tradycję, jednak u nas wciąż wiele osób myli tę profesję z zawodem dramatopisarza. Co może być punktem wyjścia dla zrozumienia obu tych specjalności, to tekst. Różnica polega na tym, że dramatopisarz konstruuje odrębny i niezależny świat pisząc tekst, a dramaturg go adaptuje, przystosowuje do sceny, wyszukuje w nim sensy i dostraja – zwykle uczestnicząc w całym procesie prób. Prócz tego odpowiada za współtworzenie linii programowej teatru i budowanie repertuaru, wyszukiwanie reżyserów, czy projektowanie działań towarzyszących takich jak czytania performatywne, cykle edukacyjne, wykłady, etc. Warte podkreślenia jest to, że praca dramaturga opiera się na kolektywności, która w teatrze ma coraz większe znaczenie. Mimo że jest to formalnie niezależne stanowisko, jego wartość tkwi przede wszystkim we współpracy – z dyrektorem teatru, pedagogiem, twórcami i realizatorami spektakli.
Jakie ma pani plany jako dramaturg na najbliższe trzy lata w Teatrze Polskim w Bydgoszczy? A może ograniczymy się do aktualnego sezonu?
Obecny sezon mamy już zamknięty i o tych planach warto opowiedzieć. Jesteśmy już po premierze „Beksińskich" Michała Siegoczyńskiego, spektaklu nie tyle stricte biograficznego, co eksplorującego temat rodzinnych relacji i zadającego pytania o mechanizmy pamięci – jak ona działa, jak silnie przeszłość wpływa na nasze „teraz", na ile potrzebne są ciągłe pytania „co by było gdyby". Kolejną premierą, którą planujemy na koniec grudnia jest „Komedia omyłek" Szekspira w reżyserii Jeana-Philippe Salerio. Tekst w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka pełen jest błyskotliwych kwestii, szermierek słownych, gier językowych. Właśnie dlatego jest to duże wyzwanie dla francuskiego reżysera, który nie znając języka musi te wszystkie sensy i niuanse przy pomocy tłumaczki, Marioli Odzimkowskiej, wyłapać. Obecnie zaczynamy pracę nad „Marią Antoniną" w reżyserii Wojciecha Farugi. Za tekst odpowiedzialny jest Sebastian Majewski. Następnie pracować u nas będą Justyna Łagowska, która przygotuje „Balladynę", Jakub Krofta z Marią Wojtyszko, którzy wzbogacą nasz repertuar o bajkę dla dzieci, później dyrektor Teatru, Łukasz Gajdzis podejmie się reżyserii „Kopciuszka" Joela Pommerata. Jeśli chodzi o następne sezony to poza projektowanym właśnie repertuarem planujemy również rezydencje artystyczne, cykle edukacyjne i koprodukcje z innymi teatrami z Polski i z zagranicy.
Jakie sztuki i których autorów chciałaby pani wprowadzić na bydgoską scenę? I dlaczego?
Po kilku latach mojego silnego zainteresowania teatrem doraźnie politycznym, chciałabym w swoich poszukiwaniach przenieść akcent na temat codzienności. Nie oznacza to odwrócenia się od kwestii aktualnie ważnych, czy niewygodnych tematów dotykających społecznych kontekstów – od tego nie da się, a tym bardziej nie powinno się uciekać. Istotne jest jednak, gdzie kładzie się nacisk w poruszaniu ważnych problemów i w jaki sposób mówi się do widza. Interesuje mnie jednostkowość i zarazem powszechność, która wpływa na publiczność nie tylko w sposób intelektualny, ale również emocjonalny. Chciałabym, by teatr był na tyle odważny, by mówić również o sprawach mniejszych, pomijanych w debatach, sympozjach czy konferencjach naukowych. Przypominam sobie manifest meta-codzienności Helmuta Kajzara, który w przekorny sposób stwierdza, że teatr powinien „odzyskać prostotę gotowania mleka, zamykania i otwierania drzwi, ubierania i rozbierania, patrzenia przez okno". Jest to ciekawy punkt wyjścia do teatru codzienności, który reprezentowali francuscy dramatopisarze Michel Vinaver, Chantal Thomas, czy Jean-Paul Wenzel. Jestem również pod silnym wpływem dramatów Jona Fosse, Franza Xavera Kroetz i Joela Pommerata. Większość z tych dramatów nie miała jeszcze premier w Polsce, mimo sporego powodzenia w teatrach europejskich. Planując przyszłe sezony chcemy zaprosić do współpracy, w ramach projektu „Biała Karta", młodych reżyserów i debiutujących twórców. Odkrywanie nowych estetyk i proponowanie nieodkrytych dotąd zjawisk wydaje się nam bardzo ważnym zadaniem teatru.
Na czym polega współpraca dramaturgiczna przy powstającym właśnie spektaklu „Komedia omyłek" Williama Szekspira, w reżyserii Jeana-Philippe Salerio?
Praca nad tekstem zaczęła się jeszcze przed próbami. Konieczne było wybranie odpowiedniego przekładu - tutaj do dyspozycji mieliśmy Leona Ulricha, Zofię Siwicką i w końcu Stanisława Barańczaka, który wydał się najodpowiedniejszy. Adaptacja tekstu polegała również na szerokim researchu spektakli, które powstały dotąd, również za granicą. Dotarliśmy do wersji „Komedii omyłek" z Francji, Anglii czy Austrii. Wraz z dyrektorem, Łukaszem Gajdzisem, który dobrze włada francuskim, uwzględniliśmy też sposób konstruowania tekstu właśnie w ojczystym języku reżysera, Jean'a-Philippe'a. Interesujący jest fakt, że we francuskim przekładzie tekst napisany jest prozą. Dramat w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka uległ pewnym modyfikacjom sprzyjającym scenie, jednak w całościowym kształcie zachowuje swoją dynamikę. Następny etap pracy odbywał się ściśle we współpracy z reżyserem, tłumaczką i aktorami – kiedy tekst zaistniał na scenie byliśmy w stanie doszlifować jeszcze pojedyncze kwestie, powyciągać sensy i gry językowe.
Które z określeń „trzecie oko reżysera", „głowa projektu", jakimi nazywa się dramaturgów uznaje pani za najbardziej odzwierciedlające ich pracę przy powstawaniu spektaklu? A jak pani określiłaby rolę dramaturga w tej materii?
Jako pomocnika. Dramaturg obserwuje próby, rozmawia z reżyserem, czasem pomaga aktorom w interpretacji tekstu. Zwraca uwagę na dynamikę i tempo spektaklu, ocenia sprawczość sceniczną tekstu. Uciekałabym od wszelkich górnolotnych określeń typu „głowa projektu", etc., ponieważ ilu jest reżyserów, tyle metod pracy. Rola dramaturga zależna jest również od potrzeby ingerencji w tekst, czy ustalenia proporcji pomiędzy adaptowaniem a tworzeniem.
W jaki sposób dramaturg może „pokazać się" widzom i osobom omawiającym spektakl? W jakich strukturach przedstawienia szukać jego pracy?
Dramaturg, który uczestniczy w procesie tworzenia spektaklu i zarazem pracuje w teatrze, jest obecny przy wszelkich wydarzeniach towarzyszących spektaklowi, m.in. konferencjach prasowych, czy debatach. Jeśli chodzi o dostrzeganie jego osoby we „wnętrzu" spektaklu, to śmiało można wskazać na tekst padający z ust aktorów podczas przedstawienia. Tam głównie znajduje się jego wkład do spektaklu. Jeśli napięcie w przebiegu wydarzeń „siada", bądź kompozycja tekstu wydaje się nieintencjonalnie chaotyczna, to najczęściej mamy do czynienia z nieudaną pracą dramaturga.
Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych ciekawych projektów artystycznych.
___
Daria Sobik – absolwentka Kulturoznawstwa na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach i Wiedzy o Teatrze na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Animatorka kultury, pedagożka teatru, realizatorka cyklów edukacyjnych dla młodzieży, takich jak „Teatroczytanie", czy „Mikro-pokoje" związanych z literaturą i teatrem. Reżyserka czytań performatywnych i twórczyni projektów promujących polską dramaturgię współczesną. Współtwórczyni działań performatywnych w ramach Street Art Festival. Była asystentką przy spektaklu „Koń, kobieta i kanarek" w reżyserii Remigiusza Brzyka. Od września 2017 pracuje jako dramaturg w Teatrze Polskim im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy.