(Drobno)mieszczański korowód

"Czarujący Korowód" - reż. Andrzej Majczak - Teatr Współczesny w Krakowie

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych dramaty młodego Austriaka Wernera Schwaba były niemal przedmiotem kultu. Ich autor uznawany jest za jednego z tych twórców, którzy na europejskie (w tym polskie) sceny teatralne wprowadzili nową estetykę. Utwory Schwaba, pełne wulgaryzmów oraz – posługując się językiem autora – wszechogarniającego nas gówna, wzbudzały niesamowite kontrowersje, ale stały się również głosem nowego pokolenia.

Austriak opisuje brutalną, pozbawioną złudzeń rzeczywistość, którą napędzają seks, pieniądze i wulgarne media. Stosując w swoich utworach realistyczną konwencję, dekonstruuje rzeczywistość poprzez język. W prowadzonych dialogach bohaterowie Schwaba posługują się językiem cudzym, zużytym, pełnym kalek językowych. Jednak to właśnie język w dużym stopniu jest aktem przemocy dokonującym się w dramatach austriackiego pisarza. Najlepiej widać to w Prezydentkach, które z powodzeniem zainscenizował Krystian Lupa w Teatrze Polskim we Wrocławiu.

Wybór tekstu Schwaba to pomysł dość ryzykowany. Teatr Współczesny w Krakowie, znany przede wszystkim z widowisk skierowanych do młodszej widowni, potraktował utwór po macoszemu. Czytając zapowiedzi na stronie internetowej teatru, dowiadujemy się, że utwór Austriaka zainscenizowano jako „pikantną" komedię dla widza dorosłego. Pierwszy zgrzyt pojawia się już na samym początku spektaklu. Dramat Schwaba zaczyna się od piosenki. Utworu lekkiego, wesołego, jakby pożyczonego z kabaretu lub wodewilu. Może to jakiś rodzaj autoironii – chodzi mi taka myśl po głowie. Ale nic z tego – „Czarujący korowód" w reżyserii Andrzeja Majczaka okazał się zwyczajną farsą. Na dodatek niezbyt przekonującą i mało pomysłową.

Owszem, farsa nie jest gatunkiem teatralnym, który wymagałby od widza większego wysiłku intelektualnego, ale świadomość konwencji, w której twórcy poruszają się w „Czarującym korowodzie", jest zaskakująco niska. Wszystko jakby wyszło trochę przez przypadek – i dobór tekstu, i konwencjonalny wybór aktorów. W spektaklu Majczaka oglądamy osiem scenek, w których zawsze udział biorą dwie osoby (czasem zasada ta jest delikatnie przełamywana). Na początku i w finale zespół aktorski „Czarującego korowodu" wykonuje piosenkę mniej lub bardziej związaną z tekstem dramatu (finałowa zawiera wiersz jednego uczestnika tytułowego czarującego korowodu – Poety). Z tekstu Schwaba powstała komedia charakterów oparta na kontrastowym zestawieniu par pojawiających się na scenie na zasadzie przeplatanki: jedną z postaci widzieliśmy w poprzednim epizodzie, druga pojawi się po raz pierwszy i wystąpi w następnym. Przedstawiciele różnych warstw społeczeństwa od Kurwy, przez Poetę i Aktorkę, do Posła zmierzają ku jednego celowi – zaspokojenia seksualnego (raz z gorszym, innym razem z lepszym efektem).

Reżyser zaadaptował tekst, pozostawiając osiem z dziesięciu postaci oraz zubożając go o finezję i dramatyzm. Niepotrzebnie spektakl został rozbity na pół, zasada korowodu została na chwilę przerwana (a chętni widzowie uraczeni szampanem). Scenografia jest bardzo prosta i z założenia funkcjonalna. Między kolejnymi epizodami znajdujące się na scenie wyłożonej pluszowym, jasnym dywanem obite w panterkę meble zmieniają się w ławkę, kanapę, łóżko, stolik w restauracji.

Najciekawszym elementem spektaklu okazuje się język – wciąż aktualny, żywiołowy i pełen ironii. Niestety żarty i gry słowne zostały miejscami przykryte zbyt dużą ilością topornych gagów. Subtelności po „Czarującym korowodzie", mając w pamięci kontrowersyjny wizerunek Wernera Schwaba i jego tak zwany teatr fekalny, nie należało się nawet spodziewać. Jednak to, co widzimy we Współczesnym, jest zdecydowanie uproszczoną wersją Schwabowskiego (pół)światka, którym rządzą transakcje i pozbawione głębszych uczuć egoistyczne jednostki. Myślę, że przedstawieniu bliżej do oryginalnego dramatu Arthura Schnitzlera Korowód (powstałego u schyłku XIX wieku), z którego Schwab skorzystał, narażając się na zarzut plagiatu. To u Schnitzlera seks był siłą napędową działającą niezależnie od miejsca w społecznej hierarchii, a pożądanie miało być rodzajem wyzwolenia z pęt konwenansów. U Schwaba diagnozującego współczesne, zblazowane społeczeństwo seks staje się jedynie dodatkiem do zawieranych transakcji. Świadczy o tym na pewno dowcipny pomysł odkręcania narządów płciowych ujawniający mechaniczność aktu kopulacji (ciekawie wyeksploatowany w krakowskim spektaklu).

W „Czarującym korowodzie" według Majczaka seks jest mało pikantny i wyretuszowany. Spektakl jest bardzo zachowawczy i stara się nie urazić pruderyjnej części widowni. W efekcie twórcy zachowują się tak, jakby odkryli, że ludzie w ogóle uprawiają seks. Pozbawiony głębszego znaczenia i szerszego kontekstu dramat Schwaba z brutalnej satyry na społeczeństwo mieszczańskie stał się tegoż mieszczaństwa wyraźnym przejawem.

Marcin Miętus
www.rozswietlamykulture.pl
8 lipca 2014

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia