Droga coca-colu

"Tak wiele przeszliśmy..." - reż: Piotr Ratajczak - Teatr Polski w Bielsku-Białej

Przedstawione epizodyczne sceny w dwugodzinnym spektaklu pt. "Tak wiele przeszliśmy, tak wiele przed nami" dają nam obraz ludzi pewnego jasno określonego pokolenia. Pokolenia, którego życie, niby inne niż dawniej, paradoksalnie ciągle pozostaje bez zmian - bez względu na polityczne rewolucje.

Piotr Ratajczak wspólnie z Arturem Pałygą i całym zespołem aktorskim, inspirując się ubiegłorocznymi warsztatami prowadzonymi w Bielsku-Białej, stworzył piękną historię o życiu, gdzie banał miesza się z powagą, a śmiech przeplata się ze łzami.

Przedstawienie składa się z kilkunastu scenek, w których aktorzy sprawiają wrażenie jakby improwizowali i eksperymentowali. Balansują nieustannie na granicy teatralności i autentyzmu. Nie wiadomo, kiedy grają, a kiedy są sobą. Tym bardziej, że pseudonimy, którymi się posługują, wydają się nader prawdziwe i aktualne, bo związane są z nazwiskami występujących artystów – Sawa (Rafał Sawicki), Pisuar (Tomasz Pisarek), Drabina (Tomasz Drabek), Foka (Dariusz Fodczuk). 

W zasadzie kompletny brak scenografii (za wyjątkiem użycia kilku pustych plansz z dykty) przenosi przedstawienie w inny wymiar –na plan pierwszy wysuwa się aktor i to on jest nośnikiem jasnego przesłania. Dociera bowiem do mnie, że znaczenie mojego życia zależy wyłącznie ode mnie. A pamięć i wspomnienia, które budują moją tożsamość - są różne. Bywają pourywane, piękne, ale i brutalne, smutne i radosne. A niektóre są tylko wymysłem mojej twórczej wyobraźni.

Wymowne są kostiumy, w których prezentują się aktorzy. Niemal wszystkie porażają swą szarością i zwyczajnością, a tym samym niezwykle kontrastują z opowiadanymi na scenie historiami. Bohaterowie snują opowieści o swych marzeniach, pierwszych miłościach, rozczarowaniach i rozstaniach. Nie ma prawie żadnej dosłowności, a sceny i tak są jasne w przekazie. Aktorzy świetnie się bawią i zarażają zabawą publiczność. Absurdów tu bez liku. Taka była rzeczywistość lat osiemdziesiątych i taka jest pamięć o tych latach w głowach bohaterów. Marzyli, by wyjechać na Zachód, pracować w McDonaldzie – pragnęli koloru w tej nieustannej szarości. Świetnie to widać w scenie z upragnionym Zielonym Jabłuszkiem, które pewnego dnia trafiło do kiosku.  Szampon ten jest jedynym elementem barwnym w tej scenie.  

Ten spektakl, jak mało który, jest szalenie zespołowy. Każdy pełni tu tak samo ważną rolę. W przedstawieniu biorą udział nie tylko etatowi aktorzy bielskiego teatru, ale także tak zwani amatorzy wybrani na drodze castingu. Wspólnie tworzą niezwykle zgrany sceniczny team.  

Antyteatralność wydaje się być tu hasłem przewodnim. Widz może czuć się zdezorientowany. Z jednej strony jest zaproszony do świata bohaterów, a z drugiej ciągle postawiony przed mnożącymi się znakami zapytania. Ten spektakl trzeba zobaczyć przede wszystkim ze względu właśnie na ową antyteatralną formę. Takiego eksperymentu w Bielsku jeszcze nie było.  

Dodatkowym walorem jest fakt, że epizodyczne sceny łączą się w konsekwentną całość. Po części dzięki dość spójnym postaciom (na przykład Tomasza Pisarka –erotomana ), po części dzięki powtarzającym się wątkom (miłość Lidki i Grzesia – Agnieszki Przepiórskiej i Tomasz Drabka), a po części dzięki nadrzędnemu przesłaniu, przyświecającemu całemu spektaklowi. Snująca się na scenie historia, pełna niezwykle zabawnych zdarzeń, zmusza do zastanowienia się nad własnymi wspomnieniami. Jakie one są? Na ile one są prawdziwe a na ile wyidealizowane? I najważniejsze – czy oczekiwania względem upragnionej demokracji się spełniły? I czy wspomniany w spektaklu Kaczor Donald pokazał, jak żyć?

Anna Hazuka
Dziennik Teatralny Bielsko-Biała
1 grudnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia