Duchy mieszkają w teatrze

Opera ma swojego upiora, a teatr ducha

Opera ma swojego upiora, a teatr ducha. Bałtycki Teatr Dramatyczny nawet więcej niż jednego. I to nie żart. Spotkali je dawni i obecni pracownicy. Oto ich historie

Bałtycki Teatr Dramatyczny w Koszalinie działa już od 60 lat. Pracowały w nim setki osób. Odwiedzały tysiące. W teatralnym hotelu nocowali aktorzy, reżyserzy, technicy z całej Polski. Wiele osób zetknęło się z dziwną siłą, energią, duchem - padają różne nazwy. A ich opowieści sprawiają, że słuchaczowi robi się gęsia skórka... Wierzyć, nie wierzyć - pełna dowolność. Wszak historie te może tłumaczyć przeszłość terenu, na którym dziś stoi siedziba Melpomeny, muzy tragedii. Ale o przeszłości później...

Kiedy pracę nad spektaklem rozpoczyna artysta spoza miasta, może zatrzymać się w pokoju na drugim piętrze budynku. Tak było i tym razem. Znany reżyser młodego pokolenia pracował z koszalińskim zespołem, a nocował w teatrze. Po kilku dniach przywitał ekipę blady, przerażony, niewyspany. Po namowach opowiedział, co go spotkało. Wiedział, że w budynku jest sam. W nocy obudził go hałas. Pomyślał, że to normalne - trzaski, stuki, skrzypienie - budynek pracuje. Zaczął nasłuchiwać. Na korytarzu usłyszał kroki. Wyskoczył z łóżka i zamknął drzwi na klucz od wewnątrz. Ale żeby włamywacze? Teatr ma ochronę! Wyjrzał na korytarz. Pusto. Wtem w łazience ktoś puścił wodę. Kto - tego już nie sprawdził. Wskoczył pod kołdrę. Rano zapytał na dyżurce, czy w teatrze był sam. Odpowiedź przeraziła go jeszcze bardziej - do budynku nikt nie wchodził.

Jedna z obecnych pracownic na scenę nie wchodzi, jeśli reflektory nie oświetlają widowni. - To było w dzień. Chciałam skrócić sobie drogę i na foyer dostać się przez scenę i widownię. Światła były zgaszone. Egipskie ciemności. Kiedy doszłam do proscenium, czyli miejsca na scenie najbliższego fotelom dla publiczności, usłyszałam kroki. Zatrzymałam się i krzyknęłam "Kto tam?". Cisza. Już miałam pójść dalej, kiedy rozległo się głośne szuranie między fotelami. (...) Było wyraźnie słychać, jak przesuwa się źródło dźwięku. Zawróciłam. Biegiem do oświetlonego korytarza. Od tamtej pory nie wchodzę na scenę, kiedy jest ciemno - kończy historię z oczami wielkimi, jak spodki.

Wiele opowieści ma emerytowana pracowniczka BTD. W latach 60. zajmowała się finansami teatru. Wielokrotnie zostawała do późna, by z wielkim liczydłem sprawdzać, czy wszystko w rachunkach się zgadza. Potem z pracą starała się wyrobić jak najszybciej - choć się nie bała, to do odgłosu kroków, które słyszała bardzo wyraźnie, nigdy nie mogła się przyzwyczaić.

Powiecie - wszystko się działo, kiedy pracownicy byli sami. Otóż nie. Pięć osób widziało coś, za obejrzenie czego niejeden parapsycholog wiele by zapłacił. I wszyscy zgodnie opisują: było to po śmierci mistrza krawieckiego, który przez lata tworzył genialne kostiumy dla aktorów. - Teatr był jego domem, więc chyba trudno było mu się z nim rozstać - mówią. - Po jego śmierci maszyna do szycia, na której pracował, sama się uruchomiła. Działała przez kilka godzin. Chodziliśmy ją oglądać, a ona pracowała. (...). Wreszcie koleżanka po fachu zaczęła mówić do krawca. Odejdź w spokoju - powiedziała wreszcie i maszyna się zatrzymała - kończą.

O duchach wiedzą też pracownicy firmy ochroniarskiej. Towarzystwo to musieli zaakceptować, choć obchodów nie lubią. Był wieczór. Do późna w BTD gościł przyjezdny teatr. Kiedy ekipa wyjechała, można było zacząć obchód. Kiedy pracownik sprawdzał okna w garderobie, na korytarzu rozległy się kroki. Było też słychać głosy. Trzeba było działać. Dwa kroki - już na korytarzu w gotowości do akcji - a tam... pusto. Za chwilę powtórka. Z zimnym potem na karku pracownik poszedł do toalety. Ku przerażeniu zobaczył, skaczącą klapę od śmietnika.

Kolejna historia: - Czasem mam wrażenie, że komuś tu przeszkadzam, że jestem niepotrzebna. Coś się czuje, coś się ujawnia - mówi jedna z pracownic. - Ta energia aż na nas napiera. Kiedyś, nigdy tego nie zapomnę, musiałam zostać dłużej. Już byłam w teatrze sama. Było przed godz. 22. Poszłam na scenę na zapleczu sceny głównej. Tam są takie wielkie drzwi, zablokowane workami z obciążeniem. Kiedy byłam na scenie, usłyszałam, jak trzasnęły. Nie mogły trzasnąć, bo po pierwsze były zablokowane, a po drugie mają system spowalniający przy zamykaniu, żeby publiczność ich nie słyszała. Poszłam sprawdzić, co się stało. Cisza. Zrobiło mi się nieprzyjemnie. Wróciłam pogasić światła. Wracałam przez scenę, a równo ze mną szedł ktoś jeszcze. Dokładnie słyszałam kroki. Głośne pam, pam, pam.

Gasnące i zapalające się światło, trzaski, śmiech, kroki, głosy - z tym stykali się też pracownicy, którzy robili remont teatru.

To opowieści ludzi. Ale faktem jest, że w teatrze dziwnie zachowują się zwierzęta. W części hotelowej kilka nocy gościł aktor z kotem. Kot od razu schował się w kanapie i wychodził z niej tylko do kuwety i na posiłek. Nocą. A jadł w tempie ekspresowym. Z kolei pies jednej z artystek nie chce wejść na piętro. Zapiera się na schodach, jest niespokojny. - Zwierzęta coś czują - mówią pracownicy teatru.

Dyrektor BTD Zdzisław Derebecki mówi z uśmiechem: - Ja wierzę w ducha teatru! Uważam, że on istnieje i świetnie się u nas zadomowił. Mało tego, trzeba go dopieszczać. On żywi się emocjami ludzi sceny. Zabiera nam mnóstwo energii, ale dzięki niej teatr wspaniale funkcjonuje mimo tak trudnych czasów - twierdzi. A co z tymi duchami, których kroki, czy głosy słychać? - Niektórzy mówią, że w teatrze straszy. Że pościel na łóżku bohatera "Kartoteki" czy łożu ze spektaklu "Wieczór kawalerski" rano bywa pognieciona. Może i tak jest. Między stropem a dachem jest niezwykła przestrzeń, wypełniona belkami, gdzie tajemne przejścia mają nasi elektrycy. Może takie miejsca duchy kochają - mówi dyrektor Derebecki.

A może są w miejscach, gdzie niegdyś... były cmentarze? Tak, tak, wokół kaplicy św. Gertrudy, obok której stoi teatr, od najpewniej XIV do XVII wieku ulokowana była nekropolia. Sama kaplica zbudowana była w 1383 roku i pełniła funkcję kaplicy cmentarnej. Chowano tu najuboższych mieszkańców miasta. Pochówki były trójwarstwowe. Ciał nie składano w trumnach, lecz zawijano w całuny. Podobno w 1813 roku spoczęło tu kilkudziesięciu Francuzów - żołnierzy Napoleona z wycofującej się z Rosji Grande Armee.

Na terenie cmentarza w 1906 roku zakończyła się budowa budynku parafialnego ewangelickiej gminy wyznaniowej. Został oddany do użytku 4 listopada 1906 roku. To ten obiekt został przebudowany i w nim siedzibę ma dziś Bałtycki Teatr Dramatyczny. Czy schronienie znalazły tu duchy? Kto wie. Może kiedyś pokażą się publiczności...

Joanna Krężelewska
Głos Koszaliński
5 listopada 2013

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...