Duet ludzi samotnych
"Liliom" - reż: Grażyna Kania - Teatr Miejski w Gdyni"Liliom" to dramat w pełni tego słowa znaczeniu. Przygnębiający obraz symbiozy dwojga ludzi, których reakcje wynikają nie tyle z poczucia miłości, ile z poczucia winy.
Tych dwoje pozostających od niedawna w zalegalizowanym związku to duet ludzi samotnych, wyczerpanych słabością charakteru zarówno własnego, jak i partnera, Ich małżeństwo przypomina ciągłą konfrontacje siły, a raczej bezsilności, a podział ról na kata i ofiarę wydaje się być kategoryczny. To tytułowy Liliom – nieudacznik, kobieciarz, moralny bankrut o przenikliwym spojrzeniu ignoranta, tryumfuje na Juli – monogamistką; kochającą do granic możliwości, cierpliwą i cierpiącą.
Liliom to postać najważniejsza w sztuce – to jego osobisty dramat polegający na niezdarności werbalizowania uczuć staje się początkiem historii, a jego śmierć – jej finałem. Złożoność osobowości bohatera – jego niejasny i nie do końca zdeklarowany stosunek do żony budzi ambiwalentne uczucia. Zapewne niejeden z widzów poczuł rodzaj żalu, litości na widok tego smutnego człowieka w niechlujnym ubraniu. I na odwrót – przysłuchując się monologom Lilioma, a także jego konwersacjom z żoną oceniamy go w sposób zdecydowanie pejoratywny. Co więcej, nie otrzymujemy ostatecznej odpowiedzi w sprawie tego, jakim człowiekiem jest Liliom – mąż, kochanek, partner w podejrzanych interesach, były pracownik obsługi karuzeli i gawędziarz zabawiający gości wesołego miasteczka.
Scena, na której rozgrywają się wydarzenia, jest niemal pusta. Niewiele w niej rekwizytów, narzędzi umożliwiających wyobrażenie sobie tego ponurego lokum, w którym egzystują małżonkowie. I chyba dobrze. Impersonalny charakter tej przestrzeni utwierdza w przekonaniu, jak posępny i pełen niemocy jest związek głównych bohaterów.
Role – zarówno męskie, jak i żeńskie, zostały odegrane w sposób ekspresyjny, sugestywny. Ale na szczególną uwagę zasługiwała jednak postać nie pierwszoplanowa, ale epizodyczna, pojawiająca się mniej więcej w połowie inscenizacji. Fiscur – w tej roli Rafał Kowal, podejrzany znajomy głównego bohatera, jąkający się alkoholik, także drobny hazardzista, to, moim zdaniem, faworyt tego wieczoru. Niezwykle przekonujący, w bardzo dobrej charakteryzacji ośmieli publiczność swoją drugorzędną, aczkolwiek efektowną rolą.
Kapryśny epilog sztuki – wciąż nie wiemy jakim człowiekiem naprawdę był Liliom, może być początkiem refleksji nad własną naturą – zawsze chwiejną i dwoistą; krzykliwą i melancholijną. I to jeden z ważnych powodów, dla których warto ją obejrzeć.