Dwa dni z jubilatką

jubileusz 60-lecia Sceny Polskiej Teatru Cieszyńskiego

W sobotę 8 października Teatr Cieszyński tętnił życiem. Obchodziła tam bowiem swoje 60. urodziny Scena Polska, jedyny polski teatr zawodowy poza granicami Rzeczypospolitej Polskiej. Byli i obecni pracownicy zespołu zjawili się w TC także w niedzielę rano. Po małym śniadaniu wsiedli do autobusu, by odwiedzić cmentarze i złożyć kwiaty na grobach nieżyjących już przyjaciół

Wszyscy czekają na jubileusz

Kiedy wchodzę w sobotę do Teatru Cieszyńskiego tuż po godz. 15.00, stwierdzam, że na jego zapleczu, na korytarzach wśród garderób, sporo kręci się już ludzi. Aktorzy nerwowo szykują się do jubileuszowej premiery. Ale jest też sporo ich starszych kolegów. Wszyscy przyjechali z Zaolzia, z Polski lub głębi Czech na urodziny swojego zespołu. Zanim się z nimi przywitam, wpadam do biura Joanny Wani, kierownika literackiego Sceny Polskiej.

– Ten jubileusz to dla mnie ogromne przeżycie, bo to dla mnie pierwsza tak wielka uroczystość – mówi Joanna Wania. – Przed dziesięcioma laty organizowaliśmy abrahamowiny Sceny Polskiej jeszcze z Renatą Putzlacher, która była wówczas kierownikiem literackim zespołu, ja byłam tylko do pomocy. Dzisiaj widzę, jak bardzo pracochłonna to sprawa. Próby, program, przygotowywanie publikacji... Ostatnie dwa tygodnie siedziałam w pracy od rana do wieczora. I w pełnym napięciu. Najtrudniejsze były chyba chwile, kiedy w ubiegłą sobotę rano wpadłam do pracy, żeby przeprowadzić ostatnią korektę publikacji jubileuszowej. Napisałam jej redaktorowi, Marianowi Siedlaczkowi, maila, że wszystko jest w porządku. A tu wchodzi dyrektor teatru, Karol Suszka, i mówi, że zmarła właśnie Wanda Cejnar. I musieliśmy zrobić wszystko po to, żeby na ostatniej stronie publikacji znalazł się jej nekrolog... Dalsza kwestia to ogromne zainteresowanie ze strony widzów, którzy zamawiali bilety na jubileuszową premierę. Niektórym musieliśmy odmówić. No cóż, nie da się nadmuchać tej widowni – ubolewa Joanna Wania.

Pytam, czy teraz już opadło napięcie. – Na razie nie, może dopiero kiedy otworzy się kurtyna przed jubileuszowym przedstawieniem – śmieje się pani Joanna.

Podchodzę do sali „A”, jak nazywa się jedna z sal prób, tuż obok wejścia na teatralny balkon. Spotkyma jednego z założycieli Sceny Polskiej, Piotra Augustyniaka. Właśnie przegląda jedną z kronik zespołu, ze zdjęciami ze sztuk rosyjskich i radzieckich. Widzę, że zatrzymał się przy swoim zdjęciu z „Grzeszników bez winy” Aleksandra Ostrowskiego. – To była moja najlepsza wówczas rola, w tym przedstawieniu narodziłem się jako aktor dramatyczny. Wcześniej grywałem głównie role komediowe, lekkoduchów – wspomina Piotr Augustyniak. – To była sztuka graniczna, wielki dramat. Grałem z Martą Gogółkową, której synem byłem na scenie. A było to w orku 1954. jak to już dawno było, ile czasu minęło. Dzisiaj inny jest teatr, inne spojrzenie na aktorstwo, widz jest inny. Nie wiem, czy taki repertuar zaakceptowałby widz.

Augustyniak dodaje, że Scena Polska miała dla niego ogromne znaczenie. To dzięki doświadczeniom ze swojego pierwszego zespołu mógł później odnosić sukcesy w Krakowie, w Teatrze Starym i Teatrze Rozmaitości lub w Łodzi w Teatrze Muzycznym i Teatrze Ziemi Łódzkiej. A także w Niemczech, w Dortmundzie, gdzie grał w operetce. – Ostatnio zagrałem chyba w Scenie Polskiej przed dziesięcioma laty w „Moralności pani Dulskiej” oraz w „Igraszkach z diabłem”.  Dzisiaj mieszkam w Łodzi, jestem na emeryturze. Ale nad Olzę zawsze chętnie przyjeżdżam – zapewnia Augustyniak.

Dosiada się do nas Mirosława Pindór, teatrolog z Uniwersytetu Śląskiego. Swego czasu pisywała recenzje z premier Sceny Polskiej w „Zwrocie” i pismach w Polsce. – To była i jest piękna przygoda – wspomina. – Rozpoczęła się ona w 1987 roku, ostatnią recenzję napisałam do „Śląska” w połowie lat 90. ubiegłego wieku. Ale spektaklom Sceny zawsze towarzyszy moja refleksja naukowa, ponieważ moja praca doktorska i pierwsza książka traktowała o kontaktach teatralnych polsko-czeskich w latach 1945-1989. Nadal też piszę o Scenie, o jej kolejnych jubileuszach. Czyli nadal ten zespół popularyzuję w Polsce, w Czechach, na Morawach... Bo to przecież jedyny polski teatr zawodowy poza granicami naszego kraju – podkreśla Mirosława Pindór.

Wystawa na 102, chociaż na 60-lecie

Wszyscy goście udają się już do foyer przed tzw. Dużą Galerią. Czas na wernisaż wystawy jubileuszowej, dokumentującej 60-lecie Sceny. Przed planszą z logo jubileuszowym stoi dyrektor Teatru Cieszyńskiego, Karol Suszka, który był też przed 20 laty kierownikiem artystycznym zespołu. Z teatrem związany jest od ponad 50 lat. – Można było wystawę zaprezentować w Białej Galerii. Ale od ponad roku jest ona siedzibą, salą prób i przedstawień naszej trzeciej sceny, teatru Lalek „Bajka”. Ale dzisiaj przemieni się w lokal gastronomiczno-towarzyski, tam odbędzie się uroczysty bankiet – śmieje się Suszka.

Wystawa jest nietypowa, ciekawa. – Zwróciła się do nas trójka młodych pań, studiujących na Uniwersytecie Śląskim, na Wydziale Artystycznym: Agata Hladík, Klaudia Pucher i Aneta Szarzec. Powiedziały mi, że do tej pory wystawy jubileuszowe były „bez sensu”. „My wam pokażemy, jak to powinno wyglądać. I w dodatku za darmo” - zapewniły nas. I muszę przyznać, że nie trzy młode panienki zawiodły mnie, ich wystawa jest po prostu fascynująca, multimedialna. Mam nadzieję, że będzie się podobać także wszystkim sympatykom Sceny Polskiej i całego naszego teatru – mówi Suszka.

Agata Hladík wyjaśnia, do czego służą małe „telewizorki”. – To takie zabawki mutlimedialne. Można w nich zobaczyć sporo zdjęć z historii teatru; to takie nasze unowocześnienie” – mówi. Zanim zaś uczestnicy wernisażu będą mogli obejrzeć wystawę, Suszka zaprasza na mini-koncert. Okazjonalny chyba zespół wokalny, który nazywa się „Ta grupa”, a którego dyrygentką jest żona dyrektora, Krystyna Suszka, śpiewa trzy piosenki. – A wszyscy mają wykupiony abonament Sceny Polskiej! – podkreśla Suszka.

Między nami, założycielami i sympatykami

Po zwiedzeniu wystawie zaczepia mnie Józef Zbigniew Czernecki, reżyser teatralny i telewizyjny. – Ponad dwadzieścia lat współpracuję ze sceną – mówi. – To był mój start do współpracy z innymi teatrami w całej Republice Czeskiej. To było moje „macierzyste lotnisko”, na które tak chętnie zawsze wracam. To tu przecież wyreżyserowałem „Tango” Mrożka, które później powtórzyłem w Pradze. Ostatnio w Scenie robiłem „Opowieść wigilijną”, a teraz pracowałem z „Bajką”. Mam nadzieję, że teatr zaprosi mnie także na kolejne swoje jubileusze – stwierdza reżyser.

Za Czerneckim pojawia się Franciszek Chmiel. To jeden z założycieli Sceny Polskiej. – Pamiętam konkurs, dzięki któremu udało mi się wejść w szeregi aktorów Sceny Polskiej. Dziś większości tamtych moich kolegów już nie ma. Wtedy miałem 20 lat, dziś mam 80... Ale to tu rozpoczynałem swoją karierę. Wprawdzie nie dało się tutaj zarobić zbyt wiele pieniędzy, pensje były małe. Ale ludzie, wcześniej pracujący na kopalni, gdzie zarabiali sporo, poszli do teatru. Sztuka była ważniejsza od pieniędzy – śmieje się Franek Chmiel. Później, po studiach na praskiej DAMU, powrócił jako reżyser do Sceny. W końcu zaczął, jako reżyser, pracować w telewizji. Najpierw w Ostrawie, później w Bratysławie, gdzie do dziś mieszka.

Podchodzi do nas Emilia Bobek, aktorka i wdowa po Januszu Bobku, który „odstartował” pierwszym zdaniem historię Sceny Polskiej. – Ten zespół był i jest dla mnie wszystkim. Kto by pomyślał, że będę grać w nim tak długo, a później oglądać jego kolejne premiery... Szkoda, że Janusz tego nie doczekał – mówi pani Emilia.

Na urodziny "Romeo i Julia"


Zanim usiądę w fotelu na jubileuszowym przedstawieniu, spotykam się z prezesem Kongresu Polaków, Józef Szymeczkiem. – Każdy teatr prezentuje najwyższą formę kultury narodowej. W jego formule mieści się zarówno słowo, jak i muzyka i plastyka. Póki będziemy mieli Scenę Polską, póty będziemy wiedzieli, że nie jest z naszą mniejszością aż tak źle – zapewnia.

Oglądamy spektakl. Szekspir, „Romeo i Julia”. Losy miłości dwojga młodych mieszkańców Werony odgrywają się w przepięknej scenografii autorstwa Krzysztofa Małachowskiego. Wystarczy zmiana świateł, by z ulicy werońskiej przenieść się do domu któregoś ze zwaśnionych rodów, do klasztoru lub świątyni. Scenografia podoba się Teresie Brannej, która zadebiutowała w Scenie Polskiej, a dziś jest aktorką teatru w Czeskich Budziejowicach, grała w kilku czeskich i polskich filmach lub serialach. – Zadebiutowałam w „Tristanie i Izoldzie” jako mała dziewczynka. Później był „Barabasz”, a wreszcie główna rola w „Tajemniczym ogrodzie”... Lubię tu powracać – mówi mi siedząca obok mnie aktorka.

Przedstawienie nagradzamy owacjami na stojąco, śpiewamy „Sto lat”. Bo ten zespół na to zasługuje. Później już słuchamy gratulacji, które jubilatce składają dziesiątki gości. Ale nie ma nudy. Zwłaszcza kiedy życzenia składa swojemu ulubionemu zespołowi znany żartowniś Marek Mokrowiecki, dziś dyrektor Teatru Dramatycznego im. Jerzego Szaniawskiego. A potem jeszcze bankiet, na który z dyrekcją Teatru Cieszyńskiego zaprasza konsul generalna RP w Ostrawie, Anna Olszewska. I sporo wspomnień, refleksji...

Łapię jeszcze burmistrza Cieszyna, Andrzeja Szczurka. – Zazdrościmy wam tego teatru, tego zespołu. Bo u nas nie mamy stałego zespołu, chociaż mamy piękny teatr. Ale prowadzimy rozmowy z dyrektorem Suszką, chcemy, żeby Scena Polska gościła także u nas, w Mickiewiczu, ze swoimi przedstawieniami – informuje nas Szczurek.

Zasługują na pamięć...

Rano spotykamy się w teatrze na śniadaniu. Znów wspomnienia, znów sporo wiadomości. PO godzinie jednak wsiadamy do autobusu. Pierwszym przystankiem jest cmentarz w Czeskim Cieszynie. Przystajemy na grobach nieżyjących już przyjaciół. Jest m.in. mogiła Eli i Franciszka Kordulów (były dyrektor TC), Janusza Bobka, Henryka Jasiczka, jeszcze przykryty wieńcami świeży grób Wandy Cejnar (długoletnia kierownik literacka zespołu, zmarła przed tygodniem) i jej męża, scenografa Władysława.

No i Nawsie – grób Wandy Łysek, a przede wszystkim założyciela Sceny Polskiej i jej pierwszego kierownika artystycznego, Władysława Niedoby, Jury spod Grónia. Jego imię nosi nawiejski Dom PZKO, w którym zatrzymujemy się na świetny obiad. Prezes Miejscowego Koła PZKO, Marian Waszut, opowiada o działalności nawiejskich PZKO-wców i zapewnia nas, że Scena Polska tu zawsze może liczyć na przychylne przyjęcie.

W końcu plac teatralny. – No to do zobaczenia na kolejnym jubileuszu – żegna się z nami dyrektor Suszka. – Skądże też, spotkamy się na najbliższej premierze – wołamy chórem...

Jacek Sikora
Głos Ludu
13 października 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...