Dwa plus, dwa minus w drugim dniu

10. Nocne Teatralia Strachy Festiwal Sztuk Alternatywnych 7 – 9 września Krosno

Kolejny dzień festiwalu dla mnie został otwarty stwierdzeniem: „Dziennikarzem tak, czy siak możesz zostać, a lekarzem?". Usłyszałam to przechodząc przez główna scenę. Wypowiadała się jedna z wolontariuszek. Ekipa twardo stąpa po ziemi. Sztuka sztuką, zabawa zabawą, a przyszłość lepiej zaplanować. Zaryzykuję stwierdzenie, że widać wpływ dobrego przykładu przez dyrektorów festiwalu.

Drugi dzień rozpoczęło przywitanie Pawła Wrony, który podkreślił, że festiwal jest tworzony dla publiczności; mieszkańcy Krosna są motywacją powrotu do rodzinnych stron i działania Stowarzyszenia i zastępu 30. wolontariuszy. Część teatralna rozpoczął Teatr Realistyczny ze Skierniewic ze spektaklem „Bum". Tematyka szamotała się między „bolącą mnie Polską", psychoanalizą, „mądrymi" cytatami na każdy dzień/załamanie i światem pustych celebrytek. Chaos problematyczny nie pozwolił na wyciągnięcie ani jednego zdania, które mogłoby towarzyszyć na dłużej po spektaklu. Ciekawym zabiegiem było posklejanie wypowiedzi światowych polityków i gwiazd po zorganizowanym przez bohaterki wybuchu Polski. Można się zgodzić, wielu by ulżyło bez „kłopotliwego" sąsiada.

Chwilę na oddech i złapanie równowagi dał Teatr Nikoli z Krakowa. Aktorzy w na szybko zaaranżowanej przestrzeni hallu Centrum Kultur poniekąd zapowiedzieli swój spektakl na głównej scenie. Zaprezentowana pantomima była taką czystą i przyjemną rozrywką; rozrywką w dobrym tego słowa rozumieniu. Te kilkanaście minut przypomniało typ teatru, który na głównych festiwalach w Polsce jest marginalizowany. A pozwala przecież dać tyle czystej radości i zbliżyć się do sztuki gestu, ruchu.

Równie wartościowy był wykład Huberta Michalaka o dramatach i nie tylko Stanisława Wyspiańskiego. Jeżeli w ten sposób byłyby prowadzone lekcje i zajęcia o czwartym wieszczu – postać ta byłaby zdecydowanie lepiej znana i rozumiana. Przy pomocy festiwalowych długopisów (czerwony to był Stańczyk), notesu (pognieciona karteczki – rodzina Mikołajczykówny, niepogniecione – rodzina Rydla), etui na telefon (Chochoł) zostali zaprezentowani bohaterowie „Wesela" i przy pomocy tych rekwizytów, pokazane zależności i trudności między nimi. Podobnie było z chyba wciąż niedocenionymi „Sędziami" Wyspiańskiego. W tym przypadku Michalak użył ładowarek i kabli USB. Doktorant Uniwersytetu Opolskiego na koniec stwierdził, że gdyby reżyserzy przeczytali ze zrozumieniem książkę Wyspiańskiego „Studium o Hamlecie", nigdy w Polsce nie zobaczylibyśmy źle lub tragicznie źle wystawionej tej sztuki. Dodatkowe wtrącenia m.in. o oprowadzaniu po bronowickiej chacie przez wnuczkę Wyspiańskiego dodawały tylko uroku wykładowi i rzeczywiście zmieniły kształtowana przez lata niechęć do wieszcza w zaciekawienie. Jak sam Michalak powiedział: za sukces uznaje to, że jedna osoba z widowni zadeklarowała sięgnięcie po „Sędziów". Ja będą ta drugą.

Z opóźnieniem rozpoczął się spektakl wspominanego Teatru Nikoli pt. „Lolita Dolly". Inspiracją dla scenariuszu duetu Wiepriew/Milmieister była słynna książka Nabokova. To, co widzowie otrzymali w hallu było przedsmakiem głównego spektaklu. Zachwycała postać stworzona przez Dominikę Juchę jakby żywcem wyciągniętą z niemego kina lat 20. Jej siła i fizyczna plastyczność pozwalały z wielkim wdziękiem przybierać kolejne pozy sławnej Lolity. Wbieganie między publiczność, wykonanie setki koziołków i przewrotów wymagają dużej sprawności, ale i teatralnego obycia ze sceną. Z Mikołajem Wiepriewem stworzy duet doskonały, który uzupełniał się w każdej minucie. Na długo pozostanie w pamięci scena gry w tenisa czy trudna jazda samochodem.

Na koniec otrzymaliśmy wykonywany ostatni raz monogram Dagmary Bogacz w reżyserii Pawła Wrony pt. „Moje szczęście". Zaryzykuję stwierdzeniem, że widać iż spektakl ma swoje lata. To jednocześnie można potraktować jako wskazanie zalety i wady jednocześnie. Zalety, bo było to klasycznie, poprawnie zrobione; bez głośnej muzyki, nawiązań do obecnej sytuacji politycznej, bez przekleństw i ostrych świateł, co notorycznie jest (nad)używane. Ze sceny bił spokój, opanowanie i chęć po prostu przekazania historii kobiety. A wada? Trudna do określenia. Może podskórnie czuło się, że jest to temat, tekst, z których grupa teatralna chce się pożegnać. Ach, i papieros. Kiedyś rekwizyt wykorzystywany wszędzie, przez wszystkich i z tymi samymi problemami z czujkami przeciwpożarowymi na scenie. Tutaj użyty subtelnie nawet przy wypuszczaniu dymu nosem przez bohaterkę. Czekam na kolejny spektakl Stowarzyszenia. Byłoby ciekawie zobaczyć Bogacz w innej roli. O czym bym zapomniała to również wprowadzający film w spektakl. Mieszkańcy, jak mniemam Krosna, wypowiadają się czym jest szczęście i co go tworzy. Odpowiedzi są różne, co jest oczywistością, jednak niektóre zapamięta się na długo. Wzruszająca była wypowiedź o szczęściu tworzonym przez już nieżyjącego męża, pracę w gospodarstwie i ukochaną krowę. Po momentami płynącym chaosie ze sceny, taka wypowiedź wydaje się być porządkującą i dającą dystans.

Agnieszka Markowska
Dziennik Teatralny
9 września 2017

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia